Swentywit.

 

W 12 wieku rozpowszechniona i chętnie opowiadana była na północy Europy najstarsza Saga wyspy Roya (Rugia), zachowana do dzisiaj dzięki przekazom Helmold'a von Bosau i Saxo Grammaticus'a. Oto ona. Za czasów Karola "Wielkiego", lub któregoś z jego następców, mieszkańcy wyspy Roya zostali nawróceni przez zakonników z klasztoru Corvey leżącego nad rzeką Weserą (Weser). Patronem tego przybytku był święty Vit (Sankt Vitus). Któryś z cesarzy podarował wyspę Roya zakonnikom z Corvey, a Ci w podzięce zbudowli na wyspie dom modlitwy ( kościół?), i na cześć swojego patrona  nazwali imieniem "Sankt Vit". Mieszkańcy tej wyspy, Rani (Wendowie, Wandale), porzucili wkrótce "nową" wiarę, przepędzili zakonników i powrócili do starych wierzeń. Sankt Vitus znalazł ale w ich oczach uznanie i spodobał się. Zbudowali jemu kolumnę (słup) z wyrzeźbioną twarzą i nazwali jego imieniem,- Swentywit. Wszystkie "boskie" uroczystości odprawiali pod jego okiem, a odprowadzane do tej pory datki do Corvey lokowali w świątyni Swentywita. Sława, i jego znaczenie  znane było całej europejskiej północy. Tyle zachowana Saga, która jak widać bazuje na identyfikacji św. Vita ze Swentywitem. Historycznie jest nie do utrzymania, a z drugiej strony jej powstanie trudno prześledzić. Jak pierwszy raz czytałem napisaną w 1895 roku przez Otto Wendler'a "Geschichte Rügens" (Historia Rugii) to wydawało mi się że w tej Sadze brzmi coś znajomego. Nie potrafiłem tego jednak sprecyzować. Po paru latach zajrzałem znowu do tej historii i wówczas natychmiast ten Swentywit skojarzył mi się z moją.... babcią. Część moich przodków wywodzących się z Pomorzaków wzrastała dwujęzycznie, z tym, że polski brzmiał w ich ustach nieco dziwnie, a tak naprawdę to nie wiem czy do polskiego można było go jeszcze zaliczać. W każdym bądź razie moja babcia i jej siostry nie wymawiały ś, ł, ę etc. Zamiast "święty" mówiły "swenty". Podobnie musiało iść tym Rugianom z przed kilkunastu set lat. Tym samym ta Saga nabrała u mnie cech prawdopodobieństwa, ale tylko w odniesieniu do tych nazw; swentego Vitus'a  vel swentego Wita. A to, że z upływem czasu ze św. Vita powstał Swentywit, Swantowit a później jeszcze Światowid (kiedy?) jest w transkrypcji języka rzeczą zwyczajną. Podobnie jak ze Sclavi (Wandalowie) powstały nazwy  Sclavoni, Slavoni, SLoveni i na koniec Słowianie.

Kiedy za czasów księcia Obodr'ytów ("ob der Oder"= z nad Odry), Gottschalk'a, dotarli na te obszary pierwsi osiedleńcy z głębi Niemiec skonfrontowani zostali z nazwą Svantewit który swoją siedzibę miał na Royi i którego tam czczono, to tym przybyszom natychmiast wydała się znajoma,- Svantewit brzmiał dokładnie jak Sankt Vit, a do tego dosłowne tłumaczenie słowa "heilig" (Sankt) znaczyło "swenty". A kto by  nie znał, conajmniej na północy,- owego "Sankt Vit'a" z Corvey. Odkrycie to, że Sankt Vit był na Royi czczony i ubóstwiany, było szczególnego rodzaju,- głównie dla zakonników z Corvey. Zabrano się  oczywiście

natychmiast za wyjaśnienie tej sprawy, bo nikt nie wątpił w prawdziwość tej sagi,- przyjęto ją za fakt, wypowiedzi świadków zarejestrował ówczesny przeor klasztoru niejaki Saracho w roku pańskim 1070. Ale kiedy dotarł Sankt Vit na Royę ?, o tym naturalnie nikt nie wiedział bo od tego wydarzenia minęło już przeszło 200 lat ! W Corvey zaczęto sobie łamać głowę, rozważano różne możliwości i w końcu znaleziono wyjście. Przez kogo dotarł tam Sankt Vit?,- no oczywiście że przez zakonników z Corvey  którzy udali się na tę wyspę w charakterze misjonarzy. A później, z powodu zachłanności samych braciszków, miejscowi (Rani) odstąpili od "prawdziwej" wiary, jak to na północy często się zdarzało, i uprawiali ze św. Vit'em bałwochwalstwo. A więc wszystko było jasne jak słońce, co skrupulatny przeor Saracho z pietyzmem przeniósł na papier. No więc, tak daleko było wszystko dla wszystkich jasne. W Corvey kombinowano ale dalej. Jak Roya nawrócona została przez zakonników św. Vita, jest jego dziedzictwem.  Krótko mówiąc klasztor w Corvey ma w kieszeni tytuł prawny do tej wyspy. Kiedy Heinrich der Löwe w 1147 r. ruszył na Wendów, podbechtany oczywiście przez "ojców" kościoła, dołączył do niego kolejny Abt z Corvey, Wibald, by Royę powtórnie zdobyć dla siebie. Ta cała wyprawa dostała od Wendów porządny wycisk i nic z tego nie wyszło. Mimo tego klasztor w Corvey z Royi nie rezygnował. Papież Hadrian IV potwierdził uroczyście w 1154 prawa tego klasztoru do Royi. Czekano jeno na najbliższą nadarzającą się okazję by zbrojnie ten tytuł własności wyegzekwować. Z podobnym przypadkiem mamy do czynienia dzisiaj, powołuje się na Boga pustynnych wagabundów, by zająć obcą ziemię.Ta cała sprawa miała jednak pewien hak. To wydarzenie z czasów Karola "Wielkiego" należało bowiem umieścić w określonym historycznym czasie, i konkretnie ustalić kiedy to "nawrócenie" Ranów miało miejsce. Saxo znał tę Sagę w podanej wyżej formie, wkrótce jednak dotarło do niektórych bystrzaków że Karol zmarł w 814 roku , to znaczy, w czasie kiedy klasztor w Corvey jeszcze nie egzystował, założony został bowiem w 822. O tym ogół nie miał żadnego pojęcia, klasztornicy ale tak. Wybrano więc następcę Karola, tego, który podarował Royę tym z Corvey. W tamtych czasach było w modzie, że z podarunku sporządzało się jakiś dokument, a tego w Corvey nie było. Takimi darowiznami szastali z lewa i prawa głównie władcy cywilni i kościelni w odniesieniu do ziemi która do nich nigdy nie należała. Obdarowany musiał swoje "prawa" zbrojnie wywalczyć czy uprawomocnić wyrzynając miejscową ludność lub też ją zniewolić.

Tymczasem na Royi zmarł ostatni miejscowy książę ze starej wendowskiej lini, co oznaczało, że naturalnym spakobiercą jest teraz klasztor, wystarczyło jeno tym dokumentem przed oczami zazdrośników pomachać.  Ale tego świstka nie można było nigdzie znaleźć ! Oczywiście że nikt z ówczesnych obywateli tego zakątka Europy nie wątpił w to iż taki zapis został kiedyś sporządzony, i teraz właśnie, z czyjegoś niedbalstwa miał klasztor zrezygnować z tej nadarzającej się  okazji ? Sporządzono więc co potrzeba, to były przecież czasy kiedy nie istniały jeszcze żadne paragrafy zabraniające wystawianie potrzebnych dowodów własności i tożsamości, a nawet całej księgi metrykalnej zaczynających się od Adama i Ewy i "Ogrodu Eden". Wszystko ale nie zdało się  na nic.... bo książę Pomorza zagarnął Royę dla siebie. A później zawładnęli nią  Duńczycy, Szwedzi i Prusy. Czy w tej Sadze zostało coś przekręcone lub sfałszowane ? Wątpię. Niemniej historycy ze starej gwardii zaciekle walczyli o ten rzekomy desant dokonany przez "marines" Krzywoustego na Royę. Czyżby chodziło im o to by  przywrócić nadszarpniętą reputację Światowida?  :)

t.v.r.