Z
kół skrajnie nacjonalistycznych w Palestynie (fronda rewizjonistów) spytano
mnie, czybym nie zechciał mówić z jednym z przywódców słynnej organizacji
terrorystycznej Sterna. Sternowcy uprawiali wobec Anglików terror czynny,
którego nie zaprzestali z chwilą wybuchu wojny.
Ow
przywódca był poszukiwany przez Anglików i nie mógł rzekomo wychodzic na ulice
za swiatła.
Raziły
mnie nieco te ostrożnosci, które uważałem za bluff. Póznym wieczorem rozległo
się do moich drzwi umówione pukanie. Byłem w mieszkaniu, według obietnicy, sam
i otworzytem, jak było zastrzeżone, osobiscie. We drzwiach stał młody czlowiek
z wojskowa aparycją. Powitat mnie wyprostowany hebrajskim pozdrowieniem:
„Sza-lom" (pokój).
Nie,
to nie ja mam z panem rozmawiać _ powiedział, gdy mu wskazałem fotel. Obrzucił
bacznym okiem pokój, poprosił o możnosc obejścia mieszkania. Pański gosc zaraz
sie zjawi. Szalom...
Zaraz
potem w nie zamknietych drzwiach stanął zapowiadany:
Zawadzki
jestem.
Uśmiechnąłem
sie, dając tym do zrozumienia, że orientuję się, że nazwisko jest zmyślone.
Odpowiedział mi lekkim poruszeniem ramienia i szybkim spojrzeniem mi wprost w
oczy. Tkwiąc od dłuższego czasu w atmosferze żydowskiej, nauczyłem się
percypować tą nieuchwytną mowę ćwierć gestów bez słów. Przybysz nią mówił:
Wierzę ci, przychodzę z otwartym sercem. Ale cóż chcesz, - konieczności są ponad nami.
Zapadł
w gtęboki fotel, na który był dyskretnie skierowany półcien lampy. Miał
wyraziste rysy, ale nie prononsowane semicko w sposób jaskrawy, wielkie palące
oczy i głos o niskim i wciagającym brzmieniu.
Jeszcze
nie zorientowałem się, jakiej skali duchowej człowiek siedzi przede mną, i
zacząłem pytaniem prowokującym: Skoro jest wojna z waszym największym wrogiem,
Hitlerem, to czemu tu awantury wyprawiacie i utrudniacie sprawę Anglikom?
Tego
rodzaju zaaplikowanie arogancji zwykle działało podniecająco, przyśpieszało i
wyostrzało reakcje. Ale w danym wypadku chwyt wydał się chybiony. Po twarzy
przybysza przebiegł cień przykrości i przymusu. Podniósł na mnie oczy, czułem,
że mnie taksuje i że w tej chwili waży sie los rozmowy. Największym wrogiem
narodu żydowskicgo nie jest Hitler, - odpowiedział z hamowanym rozdrażnieniem.
Już
przez te kilka minut stał mi się na tyle bliski, że zrozumiałem, że nie mam
przed sobą płytkiego zapaleńca, który odpowie, że największym wrogiem Zydów są
Anglicy, bo utrudniają imigrację, albo Polacy, bo reprezentują zdecydowany
antysemityzm (wódz duchowy rewizjonistów, Zabotyński, pouczał, że polski
antysemityzm jest antysemityzmem "of thing", - rzeczowym, w
odróżnieniu od rosyjskiego i niemieckiego antysemityzmu "of man").
Siedziałem cicho, rozumiejąc, że gość odpalił płyciznę mego zapytania, że,
sprowokowany, może powiedziec pare paradoksów i zakończyć wizytę.
Wybrał
drogę pośrednią. Przygasł i począł
referowac sytuacje; dzieje powstania Irgun Zwi Leumi (Narodowej
Organizacji Wojskowej) jako protestu przeciw organizacji biernej samoobrony
(Hagana), secesje Sterna z Irgunu, walkę terrorystyczną stworzonej przez niego
organizacji i jej cele.
Płynęła
noc. Słuchajac opowieści o bohaterskich chłopcach i dziewczętach, o zamachach
ich słabymi i zuchwałymi rękoma, o badaniach i torturach, które nic wyrwać z
milczących ust nie mogły, zdawało mi się, że wskrzeszam w swojej wyobraźni
dzieje Zelotów, walczących z Rzymianami, dzieje ,,szikarich", organizacji
sztyletników_skrytobójców, którym wśród Zelotów byto jeszcze za spokojnie.
Czy wasi dowódcy, Stern i
Jair są równorzedni?
Podrzucił głowę i spalił
mnie wzrokiem. Czułem, że jakieś wyznanie ciśnie mu się na usta. Czułem, jak
się niewypowiedziane zapada. Powiedział tylko:
Stern przyjął nazwisko Jair. Abraham Jair Ben Jair.
Spojrzał w okno:
Szarzeje. Czas na mnie. Uśmiechnąłem sie bezradnie: Dał mi pan wiele
informacji. "Ale nic mi pan jeszcze nie powiedziat ze swojej duszy. ze
swojej żydowskiej duszy. Pan rozumie ,- obaj jesteśmy z Polski i z tak
odrębnych swiatów. Czy mi pan pomoże?
Znowu mu błysnęła twarz. Miat twarz
mówiacą rozświetleniami
wewnętrznymi."My, Zydzi, nas słońce nigdy nie widzi... My tu na wieki
wyklęci, jak ogromne cherubiny, co w trumnach zaklęte siedzę",-zacytował
Słowackiego. Niech pan mnie czeka
jutro o tej samej porze.
Poszedł.
I
kiedy biały świt wszedł do pokoju i cicho było w zamarłym mieście, szedłem za
nim w mysli przez puste ulice Tel-Avivu, usiłowatem sobie wyobrazić jego
konspiracyjne legowisko. Co powie swemu wodzowi, Jairowi, o tym Polaku, który
rownocześnie podziwia i wielbi Zydów, i mówi, że jest antysemita?
Jair...
El-Azar-Ben-Jair, potomek wodza Zelotow, Judy, który, kiedy Rzymianie wkraczali
do Galilei, strącił w przepaść
pieczary, w ktorej się ukrywał, córkę i szescioro wnucząt. Jego potomek, Jair,
wódz sztyletnikow, kiedy oblegana przez Rzymian twierdza Massada nad Morzem
Martwym nie miała już kruszyny
jedzenia, kazał według Flawiusza, pozabijać kobiety i dzieci, potem
dziesiętnikom pozabijac swoich żołnierzy, potem setnikom swoich dziesiętników i
wreszcie siebie. Wkraczający Rzymianie znaleźli trupy dziewięciuset dobrowolnie
wymordowanych.
Pogrążyłem
sie; we Flawiuszu.
Nieśmiałe
pukanic przywołało mnie do rzeczywistości. Był pełny ranek. W drzwiach
stał wychudły inteligent w pinc_ nez na nerwowej twarzy.
Ach, to pan, panie
doktorze? ,- spytałem, starając się ukryć zniecierpliwienie i zreflektowawszy
się, zakupiłem od wygnańca spod Hitlera druga już parę szelek.
"Zawadzki"
przyszedł nocą następnego dnia bez poprzednich ostrożności. Była to zimna
styczniowa noc i płonął kominek. Gośc wyciagnął ręce do kominka: Jak u nas w Polsce?
Widzi pan, jakie to silne?
Pochodzę z Suwałk, ojciec mój tam był dentystą.
Nie znam Suwałk. ale
powiedziałem: Nie przypominam, aby w Suwałkach był dentysta Zawadzki.
Roześmiał sie nagle pustym
chłopięcym śmiechem, śmiechem chłopca, który płata figla. Ale był inny, który
nazywał się inaczej.
I zaraz, jakby przeląkłszy
się aby żart nie poszedł za daleko, począł mówić o błotnistych uliczkach
Suwałk, o chederze w drewnianym domku, gdzie uczył sie „Alef-Beit",
pierwszych liter alfabetu hehrajskicgo, o długich godzinach spędzonych nad
Talmudem.
Dobrze znam Torę i Talmud,
powiedział, to znaczy o tyle dobrze, o ile można znać nieogarnięte morze.
Sięgałem do Kabały. Mistyka cyfr ma dla mnie nieprzeparty urok. Wierzę w trzynastkę. Kiedy przychodzil rok 5701 (1941),
drżałem ze wzruszenia. Istotnie, w
tym roku nastąpił rozłam w Irgunie. Wie pan, jestem pogrobowcem i organizacja
była mi ojcem.
Spojrzałem
na kalendarz: stała na nim data, 13 stycznia 1942 roku.
Wzrok
jego pobiegł za moim: Data wróży, że rozmowa nasza będzie ważka. Pan jest
oczami i uszami narodu, w którym żyje trzy miliony Zydów.
Obskakuję
tę bryłę żydowską dookoła,
powiedziałem, by zrozumieć jej kształty i wymiary. Gdy wracam na dawne,
obejrzane miejsce, już naświetlenie się zmieniło. A przecież ta bryła to nie
tylko kształt oświetlany z zewnątrz. Sama jaśnieje i mierzchnie, zmienia
kolory. Gdybyż tylko kolory, ta bryła dźwięczy wszelkimi pogłosami od harfy
Dawida do jazzbandu. A te procesy chemiczne, które w niej zachodzą... Więcej
ich jest niż symboli w chemii socjologiczncj.
Poznałem
dobrze wasze dzieje, waszą literaturę, wielbię wasz geniusz. Z drugiej strony
nie mam słów na zmierzenie krzywdy duchowej, która żydowska obcośc w Polsce
przynosi. Nie myslę, żeby ta obcość znikła, i poczynam was nienawidzić w
codziennym dniu polskim. Myślę, że jesli się nienawidzi cokolwiek, co stworzyt
Pan Bog: rośliny, zwierzę, człowieka, to tylko przez nieumiejętność patrzenia na swiat. Człowiek, który asocjuje
oset z kłuciem, a nie z przepyszną sylwetę na tle zachodzącego słońca, kota
z drapaniem, a nie z przedziwną
puszystą gracją, jest człowiekiem
zubożonym. Nie lubię ludzi, którzy mówią
"Nie znosze kotów." Mam małe nabożeństwo do ludzi którzy
nienawidzą jakiegoś narodu. Kiedy w dniach wrześniowych szedłem polem z córką i
lotnik niemiecki naleciał i ostrzeliwał bezbronnych pastuszków, córka mi
powiedziała: "Niepokoi mnie, ze nie umiem nienawidzić Niemców." Wtedy
poczułem się wynagrodzony za lata jej wychowania. Ale, położyłem ręke na jego ręce, szanuję
tych, co pozbywają się z pola ostu, gdy im grunt potrzebny pod uprawę. Czy pan
teraz nie żałuje dwu straconych nocy?
Gość
mój podniósł wzrok gdzieś w przestrzeń i zaczął mówić jakby do siebie, jakby
się modlił. Piękna jego polszczyzna wpadała w lekki recitativ: ,"I
rzekłem: Biada mnie. Jużem zginął, przeto, żem człowiek splugawionych warg.
I
przyleciał do mnie jeden z Serafinów, mając w swej ręce węgiel rozpalony, który
wziął z ołtarza.
I
dotknął ust moich, a rzekł: "Oto się dotknął ten węgiel ust twoich, a grzech
twój złagodzony będzie."
Z
Izajasza - szepnąłem.
Panie
......,- sprowadził nagle oczy na ziemią i uderzył nimi we mnie. Nie wrogiem
pan jest, a sojusznikiem. Zydostwo tonie w powodzi fałszu, którym zatruwa siebie i świat. Ratujcie Zydostwo, bo
to jest bezcenny walor ludzkosci. W krwi naszej jest tyle wiekowego dynamizmu,
że jak nam nie dacie Palestyny, rozsadzimy świat. Trocki, Radek _ to tylko
zepsuta wysokogatunkowa krew żydowska. Herzel powiedział, że staliśmv się
biczem narodów. Wedgewood czy Dorota Thomson, czy inni zawodowi współczuwacze
zbledną i odstąpią nas, kiedy dowiedzą się prawdy o Zydach, których nie
rozumieją. I tylko patrzeć, że
kolejny raj amerykanski stanie się kolejnym piekłem. Innych mamy,
potężniejszych sprzymierzeńców, - antysemitów międzvnarodowych. Tylko oni
pomogą nam przeprowadzić kolejny exodus Zydostwa. Narzekacie na nas?, -To
pomóżcie temu wielkiemu dziełu uzdrowienia nie tylko Zydostwa, ale i ludzkosci.
Zamilkł
podniecony. Z nocy stojącej za oknem buchnął nagły gwar. To goście z klubu
bridgowego na ulicy Hessa, rekrutujacy się przeważnie z uchodźców niemieckich,
opuszczali lokal. Jakaś płaska, zadowolona z siebie niemczyzna wpełzła do
pokoju.
Mój
gość przygasł i począł mówić zduszonym głosem (znowu podziwiałem tą gamę
wewnętrznych światłocieni rozświetlających jego mowę, było to w stosunku do
ekspresyjnego sposobu mówienia mas żydowskich jak mazurek Szopena do mazurkow
tańczonych po wsiach):
Czytał
pan o marszu półtora tysiąca Zydów z Włodzimierza i Hrubieszowa, wygnanych pod eskortą gestapowców rzekomo nad granicę
sowiecką, do Bugu? Mało który z nich doszedł. Mój naród leży po ogromnych
połaciach Europy jak trzcina ścięta, jak straszliwy pokos. Wie pan, czego się
obawiam, zacisnął rękę na moim kolanie, że jak tylko alianci zwycieżą, deszczyk
liberalny, dobrotliwy pokropi na ten zeschły pokos, panie (poczułem jego kurczowo zaciskajace się palce), moj
naród jest taki żywotny! Ta zeschła ścięta trzcina znowu zazielenieje, puści
kiełki w ziemie. Ci , wskazał za okno w kierunku wrzasków, na to tylko czekaję.
Pan wczoraj pytał, kto jest największym wrogiem Zydostwa, to właśnie, co tkwi potencjalnie w tej
hołocie. Na kolanach by wracali, za cenę wszelkich poniżeń, oszustw, okłamywań, za cenę nic nie wartej maskarady, bezsilnego w gruncie rzeczy
szantażowania wpływami miedzynarodowymi narodów gospodarzy. Wtedy od razu
powinien być gotów plan, ludzie, organizacja, pieniądze, wtedy, od początku,
powinny być ośmielone narody, aby nie ulegały międzynarodowym szantażom i
naciskom, aby nie udawały tolerancji jak po tamtej wojnie; na wozy zeschłą
trzcinę, na wozy i wieść tu, do Palestyny.
Głos
mu się zrobił zupełnie głuchy. Siedział nieruchomo, a przecież przysiągłbym, że się kiwa w zawodzeniu:
Jeszcze
raz rwać wrosłe spotężniałe korzenie_ szarpał ze siebie słowa i zdawało się
ze każde płynie krwią _ jakiż
Prometeusz jaką mękę nastarczy
tylowiekowym cierpieniom, jakiż naród nadąży regenerowac żywą krew?
I
znowu poczęło szarzeć, kogut zapiał w obejsciu kamieniarza Segała.
Człowiek_widmo,
tropiony i czajacy się, człowiek_duch narodu_ widma skierował się do wyjścia. Wzburzony, odprowadzałem go, nie
mogąc chwilowo porozstawiać w głowie bagażu, który mi wwalił. Wstał we mnie
niepokój dziecka, któremu ktoś zsypał różnokolorową łamigłówkę, każąc z niej ułożyć wzór logiczny _ i odchodzi zabierajac ten wzór. Spojrzeć,
upewnić się...
Trzymając
rękę na futrynie drzwi, kiedy on już był na schodach, zapytałem:
A więc... pan akceptuje ten
marsz do Bugu? Tę rzeź, którą
Hitler wszczyna?
Na klatce schodowej płonęła
słaba zarówka. Podniósl twarz i zobaczyłem, że nie ma w niej kropli krwi.
Widziałem, że chciałby uciec od męki odpowiedzi, ale po dwu nocach rozmowy
odwrotu nie było.
Tak _ ściął krótko i ruszyt w dół.
Czemu? - krzyknąłem w to,
co znika, Zatrzymał się na
platformie o pół pietra niżej:
Bo my, Zydzi, jesteśmy
zarazą świata – powiedziała do
mnie ciemność, w ktorej się
roztopił.
Brzask już prószył na Flawiusza pozostałego od wczorajszej
lektury na biurku. Przeszyło mnie przypomnienie, że Flawiusz, kapłan żydowski,
uważał Wespazjana, burzyciela świątyni, sprawcą rzezi żydowskich, za
„Adira" (Potężnego), przez którego Izrael bedzie wybawiony. Przypomniałem
komentarze, że Mesjasz nie ma być Zydem. "SłowoMesjasz I owo stare, posępne słowo "Adir",
wróżące, ze Jahwe pobije Izraela, aby go rozgrzeszyć _ to było jedno i to samo
_ i ten Rzymianin przyszedł, aby słowo to spełnic" (22)
Wiedziałem, że już długo do
mnie nie przyjdzie. Tak uprzedzał.
Tylko jeszcze na drugi
dzień zjawił się do mnie młody człowiek, Wyprostowal sie:
Z rozkazu chawera
Zawadzkiego.
Wręczyt pakiet, powiedział "Szalom" i znikł.
W paczce znalazłem właśnie
wydaną ksiazkę Zabotyńskiego "The Jewish Warfront."
W tydzień potem dwóch wyższych oficerów
angielskiej policji politycznej wciągnięto fałszywym meldunkiem do mieszkania,
w którym otwierane drzwi spowodowały wybuch bomby. Obaj oficerowie polegli i w
całym małym kraiku rozpoczęła się wsciekła nagonka.
Byłem niespokojny o mojego
gościa. Miałem dosyć dobre kontakty z rewizjonistami, ale o Zawadzkim nikt nic
nie wiedział i nie słyszał.
Opędzano się z pewnym zniecierpliwieniem moim dopytywaniom, bo uwaga wszystkich
była napięta do granic ostatecznych zapytaniem, czy złapią Sterna. On był centralną osobą, o jego
głowę, toczyła się gra.
W kilka dni po wybuchu
otrzymałem odpowiedź z
nieoczekiwanej strony. Przechodząc koło synagogi, zobaczyłem na murze
ogrodzenia list gończy z fotografiami:
The Palestine Police Force
REWARDS
Rewards äs set out hclow
will he paid hy the Government of Palestine for" information leading to
the apprehension of any of thc pcrsons named herciinder who arc memhers of the
Organisation responsihle for the explosion which oecured at N. X Yacl Str., Tel
Aviv, on Tuesday, January 20-th. 1942.
Reward 1000 pounds. Ahraham
Ben Mordechai Stern, alias Yair.
Rcward 400 pounds. Yakov
Polani, alias Poliyacof.
Reward 200 pounds. Nahman
Shulman."
( Palestyńskie Siły
Policyjne.
Nagrody.
Poniższe nagrody zostaną wypłacon przez rząd
Palestyny za inforniację która
doprowadzi do ującia ktorejkolwiek
z osób wymienionych ponizej, a będących członkami organizacji odpowiedzialnych za wybuch, który miał
miejsce na cztonkami organi/acji
ndpowied/jalnej za wyhuch, ktory miat micjsce na Yael Street nr 8 w Tel-Avivie
we wtorek dnia 20 stycznia 1442 r.
Nagroda 1000 funtó z abrahama ben Mordechai
Sterna alias Yaira. Nagroda 400 funtów za Yakova polaniego alias poliyacofa,
Nagroda 200 funtów za Nahama Shulmana.)
Pod fotografia Polaniego poznałem owego pierwszego mlodego człowieka,
który poprzedził wizytę
"Zawadzkiego".
A z fotografii Sterna_ patrzył na mnie palącymi oczami mój nocny gość.
W krótce policjanci zabili go na miejscu, jak
psa, dopadłszy w którymś z konspiracyjnych mieszkań.
Byto to _
jedenastego lutego 1942 roku.
Na obwieszczeniu było napisane: "11. 02".
Cyfry kabalistycznie zlewały mi się przed oczami, aż wreszcie jedenastkę i
dwójkę dodałem bezwiednie i
szepnąłem:
-
Trzynastka...