Monarchia czy
"demokracja" ?
Żadna inna ludzka cecha nie uwidacznia się najbardziej u
"finansistów" i ich chłopców na posyłki (politykierów i biurokratów),
niż niepohamowana żądza posiadania. Ten system,- procenty od procentów, jest
tym przeklętym motorem nieustannie
powtarzającej się polaryzacji między tymi którzy swoje pieniądze nie wydają,
lecz pożyczają, i więcej otrzymują niż dają,- i tymi którzy na końcu nic więcej
nie mają niż zobowiązania,- długi ! Ten stosowany system finansowy utrzymywany
przez jego zdegenerowanych członków którzy ze względu na otrzymywane
"odprawy" i sytem wynagradzania, liczony w skali rocznej nierzadko w
dziesiątki milionów na osobę, nie
są zdolni lub nie chcą podjąć jego generalnej zmiany, co doprowadza do
powtarzających się katastrof,- nieustannych wojen i zbrodni. Te
"ekonomiczne" bajeczki o tym, że pieniądz pracuje i że może się
rozmnażać, mogą sobie twórcy tej "teorii" wetknąć sobie ..... tam
gdzie słońce nie dochodzi ! "Rozmnaża" się przez odbieranie albo drukowanie. Jeden i drugi sposób
jest powszechnie stosowany, chroniony przez lotnictwo, krążowniki i rakiety
balistyczne. W USA dochodzi już do tego, iż co trzeci dzień dokonuje się
przeglądów drukarek by uchronić je przed zatarciem. Nic jednak nie trwa
wiecznie. Ten bankrutujący olbrzym (USA) nie ma już własnej waluty która
oparta jest na własnej robocie (produkcji), a więc coś
co przedstawia jakąś wartość. Chiny otrzymują za swoje produkty tylko kwity
dłużne. Nigdy nie przypuszczałem że mój punkt widzenia przejmą niektóre
periodyki :): (Chiny) "....ze
swoimi tanimi produktami zgromadziły przeszło bilion dolarów w rezerwach
dewizowych (inne źródła podają
2,5 Biliona). O losie tej ważnej światowej waluty nie roztrzyga już więcej (teoretycznie)
sama kapitalistyczna super potęga USA, lecz również komunistyczne Chiny
Ludowe." (Der Spiegel, 3/15.1.2007). Przed dwoma lub trzema
laty Chiny zażyczyły sobie kupić pewien koncern paliwowy w Ameryce za ten
dolarowy szrot który nie mają już gdzie składować. W najwyższych sferach finansowych
Ameryki zapanowała panika, "finansiści" zaczęli moczyć portki. Zostali
"uratowani" przez amis'owski rząd, który wydał ukaz i na tą transakcję nie pozwolił. Globalizacja
? Taaa... ale nie u nas, tylko my mamy to prawo do: "Buy it, strip it,
flip it", co da się przetłumaczyć z tej "kaugummisprache" na
ludzki język w ten sposób : "kupić, wypatroszyć, skręcić i
odepchnąć." Jakoś tak nasuwa się analogia z dalekiej przeszłości,-
"Zmierzch Bogów" ! To porównanie, być może, jest zbyt trudne do
zrozumienia, zatem pozostańmy przy,- ZMIERZCH EPOKI !
Początek zmierzchu miał miejsce w 1914, kiedy w
bezsensownej walce wykrwawiło się w okopach około trzy miliony EUROPEJCZYKÓW –
chrześcijan. Potem poszło już "gładko", politolog z hawajskiego
uniwersytetu, R.J.Rummel, w swojej książce ("Death by Government"
(Transaction, 1994") pisze:
"Razem
zostało w pierwszych 88 latach 20-tego stulecia 170 milionów nieuzbrojonych i
niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci zastrzelonych, spalonych, zakłutych,
zatłuczonych, na śmierć zatorturowanych, zagłodzonych, zamarzniętych,
zmiażdżonych, żywcem zakopanych, utopionych, powieszonych, z bombardowanych i w
inny sposób zabitych przez uzbrojone po zęby RZĄDY (p.m.).
Wygląda to tak, jakby zaatakowało nowe czarne powietrze morowe, dokonała to
jednak ZADŻUMIONA WŁADZA a nie
żadne wirusy". Władza przystrojona w demokratyczne piórka –
gwoli uzupełnienia tego cytatu.
Zastanawiał się ktoś z Was, szanowni Czytelnicy, nad tym pojęciem "Rząd" i co
ono oznacza? George Washington zdefiniował je tak :"Rząd nie oznacza
rozsądek i nie oznacza umiarkowanie, - jest Potęgą ! Jest niebezpiecznym sługą [tak,
tak.. :)] jak ogień i
przerażającym władcą."
No właśnie, a czym, zdaniem tych samozwańczych władców,
jest "lud pracujący miast i wsi", ta ogromna większość ludzi
zasiedziałych od tysiącleci na tym Globie, permanentnie gnębionych i
eksploatowanych ? Zdaniem Henry Kissinger'a to : "Nieużyteczne gęby do
jedzenia" (R.J.Rummel) ! Ale potrzebni do
stawiania krzyżyków, by zapchać te
nienasycone mordy tym wybranym w "wolnych" wyborach,-
"demokratom", więc z konieczności utrzymywani przy życiu, rzucanymi
im pod nogi ochłapami.
Zostawmy Amerykę, i tak pewnie udławi się własnymi
problemami, przyjrzyjmy się Europie, tej powojennej kolebce
"demokratycznego ładu". Pominę w tych rozważaniach to wydarzenie
zapierające dech w piersiach podczas
brania zakrętu z komunizmu do
kapitalizmu takich "demokratycznych" tuzów, jak Kwaśniewski &
Consorcjum, to jest ponad moje siły,- naprawdę. Przykładem mógłby być każdy
inny europejski rząd, wybiorę jednak patronów BRDDDR,- tych, których
stawiają profesjonalni
propagandziści za wzór do naśladowania, i aż dziwne, że przez nikogo nie został
jeszcze żaden z nich zapakowany w formalinę i przekazany do Urzędu Miar jako wzór "demokraty" po
wieczne czasy,- jak ten "metr" w Paryżu. Takim wzorem mógłby być
n.p."ojciec" Bawarczyków, Stoiber. Podczas ostatnich wyborów zasłynął
z niezwykle "błyskotliwej" wypowiedzi: "Nur die dümmsten Kälber
wählen ihren Metzger selber!" (Tylko najgłupsze cielaki wybierają swojego
rzeźnika sami). Tą wypowiedzią zaakcentował swoje niezadowolenie z tego, iż
Unia (CDU-CSU) nie otrzymała wymaganej ilości głosów do sprawowania totalnej
kontroli nad "swoimi" robolami- dobroczyńcami, oraz sugestię, iż
każda inna partia, poza "chrześcijańskimi domokratami", nie będzie o
wyborców się tak troszczyć jak właśnie CDU-CSU, i zaczną powoli tych
głosujących nogami zarzynać. Jezus, jak zapewne każdemu wiadomo, do
żadnej dzisiejszej partii i tak by nie wstąpił, a gdyby do CDU-CSU, i w dodatku
wystąpił z uchwaleniem wniosku o większą solidarność w rozdziale dochodów
między tymi z górnych pięter i tymi na parterze, to by Go z miejsca dyscyplinarnie wywalili. Nawet
więcej – każda europejska partia o
profilu chrześcijańskim, odwołująca się do chrześcijańskich wartości zrobiła by
to samo ! Tak, drodzy czytelnicy, warto to sobie za uszami zapisać, kto podąża za stadem (
"demokratycznymi" partiami)
źre gówno zamiast zieloną trawę. Po chrześcijańsku,- jest naturalnie
modnym zwrotem, i w praktyce często stosowane. Były kanclerz Kohl prowadził na
umór t.zw. dyplomację czekową, rozdawał na lewo i prawo dziesiątki milionów
Marek wyciągniętych z kieszeni podadników. A co... niech "głupi"
Michel płaci ! Obecna kanclerzyna, Merkel, ulubienica Kohl'a, której rodzice
pzeprowadzili się z RFN do NRD,
gdzie jej ojciec
dostąpił zaszczytów w
"chrześcijańskim" interesie, a ona sama wstąpiła do FDJ ( młodzieżowa
przybudówka komunistycznej partii enerdowa) dochrapała się lukratywnego
stanowiska polit- propagandzistki i bez umiaru propagowała "ludzki
komunizm" na wzór ZSRR.
A dzisiaj ?, całuje się, w swoich przyciasnawych
portkach, z Bush'em i Olmertem, jest zwolenniczką wysłania chłopaków z
Bundeswehr'y tam gdzie tych dwóch
się zaplątało z wprowadzaniem "demokracji", po to, by ich
teraz z tego bagna wyciągnąć. Po "chrześcijańsku" naturalnie, z
militarną niszczycielską maszynerią za plecami. Z Kohl'em to jeszcze
wystarczyło dać się namówić na posiłek z jego ulubionym daniem, faszerowanym
świnskim żolądkiem, by skasować czek, u Merkel wystarczy cmoknąć ją w łapę. Oczywiście
że odbiorca czeku musi być zagranicznym dyplomatą albo świeżo upieczonym
prezydentem z "nowej" Europy, jako Niemiec nie ma się żadnego prawa
do niemieckich pieniędzy. Tacy ludzie i ich wierni pretorianie nie należą do
CDU-CSU za darmo. Podczas kiedy inni ciężko charują, siedzą ci Państwo w
różnych "Talkshow"-ach i opowiadają, o ile lepiej by temu krajowi
szło, gdyby wreszcie to robili , o czym do tej pory tylko gadają. Tym którzy jeszcze
niedostatecznie opanowali Polglish, należy się krótkie wyjaśnienie :
"Talkshow" to nic innego jak,- pogawędka na widoku. Często taką
pogawędkę w TV prowadzi podrasowana blondyna w przykrótkiej kiecce i długimi
szczupłymi nogami, które nieustannie przekłada. Powoduje to u polit-gawędziarzy
większe zainteresowanie tym co się dzieje w studiu niż tym o czym się mówi, i
żaden widz nie wie o czym rozprawiają,- bo cały czas czeka tylko na to czy coś
między tymi nogami dojrzy. W przerwach między tymi pogawędkami siedzą
naturalnie nasi "przedstawiciele" na wspaniałych przyjęciach i na
najlepszych miejscach, gdzie po tych pogadankach wypoczywają, bo tam nie muszą
już sami nic mówić. Ach tak, są jeszcze te posiedzenia zarządów wielkich firm
na których kasują "dywidendy". Klawe życie.... no nie ? No dobrze,
przerwie mi potencjalny "demokrata" lub jego zadupnik, przecież
robimy politykę, troszczymy się o kraj, chorych i biednych, o obronę etc. Nie
prawda,- politykę robi Bush i Olmert, oraz Polit-Biuro w Brukseli, o kraj
troszczą się jego mieszkańcy a o chorych - lekarze i szpitale jak dacie im
forsę. Biednych by nie było, gdyby was nie było. A obronę (?) zapewniają wam przecież "parasole" !
"Unia
Europejska" to piękna sprawa, co nie udało się Stalinowi z jego "światową
rewolucją" i Hitlerowi z "narodową rewolucją" i "podbojem
całego świata" za trzecim razem wyszło przechrzczonym
"demokratom". Do trzech razy sztuka... powiadają...... No i mamy
"komisarzy", flagę z 12 gwiazdami, mimo, że tych "członków"
jest już grubo ponad 20, oraz niewyczerpane źródło dochodów dla wybrakowanych "demokratów"
którzy mają wreszcie możliwość wyreperowania swojego Yachtu w gdańskiej
stoczni, czy usadowienie na ciepłej posadce sekretarza kolejną "narzeczoną" i możliwość
umeblowanie własnego mieszkania drogocennymi antykami. Długo na to czekali. Mój
ojciec wspominał często o starych dziejach i wydarzeniach które chętnie
wysłuchiwałem, zapamiętałem nawet drobne szczegóły. Otóż jego dziadek a mój
pradziadek, pruski urzędnik magistracki, miał na swoim biurku dwa kałamarze z
atramentem, dwie obsadki i dwa rodzaje piórek. To były takie przyrządy do
pisania,- wyjaśnienie to
umieszczam na wszelki wypadek :). Z pozoru rzecz wygląda banalnie, sprawa ale
polegała na tym, że ten kałamarz i utensylia służące do państwowej
korespondencji stały po prawej stronie biurka, które uzupełniał magistracki
woźny włącznie z dolewaniem atramentu, a te po lewej stronie musiał mój
pradziad kupić z własnych zarobionych pieniędzy, i używał je do prywatnej
korespondencji. No tak, były to jeszcze czasy gdy osobników o rozdwojonej jaźni
szykujących się do drenażu uczciwie pracującego narodu określano : z przodu
łata z tyłu łata to prawdziwy demokrata.
Zjednoczenie Europy wymaga przede wszystkim konwergencji
rozwoju narodów i potężnej ilości forsy. Poprzez ciągłe dobieranie nowych
członków jawi się ten cel jak fata morgana. Ta zjednoczona Europa jest, być
może, jakimś rozwiązaniem ale nie w formie którą sobie wykoncypowali
"demokratyczni" obibocy czy inspirowani przez zapleczników
"komisarze",- ich własną dojną mlecznicą ! Do tego mamy tą
"Europejską Konstytucję" i "Euro". To nie jest niczym innym
niż subtelnym, i w miarę trwałym, pozbawianiem europejskich narodów ich
identyfikacji, własnej kultury i
własnej drogi wyboru.
Jeśli europejscy "demokraci" postanowili dążyć
do wolnościowej demokracji jako pewnego rodzaju sprawiedliwości światowej, to
najpierw powinni się odciąć od własnej partyjnej dyktatury we własnym kraju. Na
początku posłużyłem się przykładem BRD jako kraju na wskroś demokratycznego,
zdaniem wielu nawróconych. Rzeczywistość jest zupełnie inna. Niemiecki naród
jest kompletnie pozbawiony wyrażania własnej woli, gdyby został dopuszczony do
głosu nie było by żadnej europejskiej konstytucji i euro, a przede wszystkim
żadnej "Uni Europejskiej" do której najwięcej dopłaca. W BRDDDR nie
wybiera "swoich" reprezentantów naród, lecz partie decydują o tym
kogo należy wybierać, pozwalające łaskawie na zakreślenie krzyżyka na ustalonej odgórnie partyjnej liście.
Czy istnieje jakaś alternatywa albo możliwość na przefilcowanie tego
demokratycznego zakalca ! Nie... nie ma żadnej ! Przecież nikt nie zmusza
narody i społeczeństwa do tego by wybierali swoich rzeźników jak głupie
cielaki, czynią to dobrowolnie a nawet chętnie, motywując to swoją
"obywatelskością" i "patriotyzmem", co w Brukseli odbierane
jest bez wdzięczności ale z pozycji dobrze wypełnionego obowiązku przez
ponadnarodowych "komisarzy". Teoretycznie ale istnieje pewna
alternatywa by temu, czego jesteśmy świadkami i ofiarami, położyć definitywnie
kres. Przedsięwzięcie to jest jednak niezwykle trudne do zrealizowania. Główną
barierą jest wprasowana i zmanipulowana ludzka świadomość, i wątpię czy nawet
na przestrzeniu 100 lat da się ten trend odwrócić, to znaczy zmusić ludziska do
ponownego uruchomienia tego fantastycznego aparatu który im Stwórca za darmochę
pod każdym czerepem zafundował.
Monarchia, to system sprawowania władzy który utrzymał
się na tej Planecie najdłużej. Jasne, że ten model miał swoje ciemne strony,-
ale też pozytywne. W omawianym przypadku chodzi jednak o monarchię postępową, a
nie o taką w której jakiś atrapa chłostał swoich podwładnych, i kiedy mu się
sprzykrzyło kazał chłostać morze. Monarcha, czyli król lub cesarz, podlegali
też zawodowemu ryzyku, kiedy Litwin Jagiełło został wybrany królem przestał z
mety pić podejrzane trunki i do końca swojego życia pił tylko czystą wodę. Prosta,
skuteczna i bardzo tania obrona przed terrorystami, powiedział by dzisiaj każdy
ekspert. Dzisiejsi "monarchowie", wywodzący się z tych..... z przodu
łata it.d. wybrani przez ich "kochające" narody, umówili się właśnie
nad Bałtykiem na pogawędkę, taki show bez talk. Już od miesiąca teren na którym
się spotkają jest grodzony potężnym murem który według "gazetów" kosztuje,
bagatela, 15 milionów euronów i po dwóch dniach zostanie znowu rozebrany. Wszystkie
dekle do włazów są zaspawywane, dodatkowo krążyć nad nimi będą
helikoptery, pilnować ich będzie
armia złożona z antyterrorystów w liczbie 8,000 tyś. chłopa, co doprowadza do
podwojenia tej sumy. Stałym mieszkańcom, tej chwilowej enklawy, nie będzie
wolno wyglądać z okien, czyli nie dostąpią nawet zaszczytu obejrzenia na żywo
wybranych przez nich "cysarzów". Nie podają kwoty za trunki i żarcie, bo to otoczone jest chyba
głęboką tajemnicą,- mógłby jakiś napaleniec z ostrygi wyjąć perłę i wsadzić
mini bombę która rozerwała by któremuś szczękę. Prawdziwa monarchia jest
kosztowna, utrzymywanie tego dworu leżało by na barkach ludzi pracy. Jak jednak
weźmiemy pod uwagę to, co czasem prześlizgnie się w formie
"wiadomości" do opini społecznej, że przez palce brukselskich
biurokratów przecieka 10 miliardów (sic!) euronów na zawsze i bezpowrotnie, to należy sobie uświadomić iż
jedna dziesiąta tej sumy wystarczyła by, wliczając w to nawet zakup paru
złotych szkatułek czy pierścionków, do utrzymania conajmniej kilku królewskich
dworów, oznacza to, że warto by jednak w tą monarchię zainwestować. A jak taka
monarchia by funkcjonowała ? Najpierw trzeba z tej "mottenkiste" wyciągnąć jakiegoś potomka porządnej i
starej rodziny arystokratów który powinien mieć głównie tę zaletę, że swoich
podwładnych by kochał i nie traktował ich jak "kissingery". Już jako
król wybrał by premiera lub
kanclerza z tych najlepszych. Ten znowu powołał by do swojego gabinetu prawdziwych fachowców bez zwracania
uwagi ma ich proweniencję. W razie ujawnienia jakiegoś szachrajstwa z ich
strony, król jednym posunięciem wymienia cały gabinet z premierem włącznie i
winnych posyła na 15 lat na galery. Naturalnie, dopuszczone zostaną w takim
królestwie wszystkie partie bez żadnego wyjątku i o żaden wyborczy próg nie
muszą się martwić. Po wyborach wszyscy świerzy posłowie zbierają się w
parlamencie, spóźnialcy będą musieli stać. Jednak przed wejściem do tego
przybytku straż parlamentarna wręcza obowiązkowo każdemu po kałasznikowie z
dwoma zapasowymi magazynkami przeznaczone do własnej obrony, i zamyka wszystkie
drzwi, by ci wybrańcy mogli się spokojnie i bez nacisku z zewnątz
ukonstytułować, wybrać marszałków, skretarzy i t.p. Po pięciu godzinach
strażnicy otwierają drzwi, wynoszą trupy, których chowa się na koszt królestwa.
Wszystkie media będą dozwolone i żadnej "demokratycznej" cenzury nie
będzie. Jeden kanał królewskiej TV wystarczy by trzy razy na dzień informować ludność
o wydarzeniach na świecie i w kraju, i co tak ten dwór porabia. Każdy będzie
mógł założyć swoją telewizję czy gazetę, z tym, że wpływy za reklamę i
ewentualne kwoty podarowane wydawnictwu lub telewizyjnemu nadajnikowi, przez
zamożnych obywateli, kasuje królewski urząd finansowy na poczet podwyższania
emerytur etc. Redakcje i dziennikarze żyją tylko z ilości sprzedanych
egzemplarzy, czyli bez królewskich dotacji. Bankowe procenty zostaną zachowane, jeno król ustali
górny maksymalny pułap który nie wolno będzie pod groźbą 10 lat galer
przekroczyć, - 5% (pięć). No, czy takie posunięcia są antydemokratyczne i
staroświeckie.... chyba nie! A co z tego będą mieli ludziska ? A niby co mieli
by mieć,- zaczerpnęli by w płuca, po raz pierwszy od niepamięci, prawdziwy
powiew demokracji.
t.v.r