Drzewo Swiata i Halucynogeny.

 

Po zapoznaniu się z Rodmana textem „Krzemionki Opatowskie“, wróciłem myślami do tych wszystkich „karmionych muchomorami wilkołaków“ i krwiożerczych wojowników, naćpanych wszelkiego rodzaju środkami halucynogennymi, pod których wpływem przemieniali się rzekomo w bestie, wilków i t.p. Przypomniałem sobie o tym,  bo Rodman wspomina, że według niego górnicy w tych kopalniach  nie mogli  wytrzymać bez środków odurzających (przeciwbólowych). I pewnie ma rację. Już kiedyś próbowałem przez to co piszą na ten temat inni ale również dr. Bąbel i Rodman,- przebrnąć. Czasami przelatywały mi nawet przez łepetynę myśli, że tyle o tym się pisze, by znaleźć jakieś usprawiedliwienie, po to, by samemu działanie ich sprawdzić. Jestem człowiekiem praktycznym, nie bardzo trafia mi do przekonania,  że w obronie najbliższych, swojego Heimat’u czy stada bydła, w obliczu zbliżającego się wroga zasuwał - Germanin, czy też kto inny - biegiem do komory, sięgał po zawieszony u sufitu woreczek, wyjął garść jego zawartości, w biegu wsadzał to do gęby i w pośpiechu żuł te wysuszone w ciepłym pomieszczeniu muchomory po to,  by tę bitwę z napastnikami mógł wygrać i zapadł się zaraz w parudniowy sen,  podczas którego jego ukatrupili. Doskonale natomiast mogę sobie wyobrazić że używali je szamani, iż napychano sobie nimi brzuchy podczas  uroczystości religijnych czy innych, aby wpaść w trans, czy potrzebnych do stymulacji psychosomatycznej. Nie wykluczam też  iż zmuszano do ich spożywania tych o słabych nerwach czy tchórzy, a nawet małych grup „wojowników“ udających się na wyprawę rabunkową. Zaprzeczam natomiast temu, by te „grzyby“miały jakikolwiek wpływ n.p. na germańską armię w bitwie pod Orange ( 105 st. ery)  która rozniosła rzymskie legiony, a właściwie zmiotła je dosłownie z powierzchni. Ze 120,000 tyś. legionistów  uratowało się tylko 10-ciu.

(Orosius, Historiae)

 Dopiero praca dr. J.T. Bąbla „Megality, Opium i Konopie“ pozwoliła mi się z tym zagadnieniem zapoznać bliżej. Przekonały mnie  dowody archeologiczne. Nie wydaje mi się jednak że w tych pradawnych czasach istniały jakieś  „państwowe zakazy“ zabraniające używania środków odurzających, takie jak dzisiaj. Gdyby używanie tych „piguł dopingujących“ było dzisiaj dozwolone, to i te wszystkie utensylia byłyby w użyciu. Więc to, że tyle ich odkopano nie mówi jeszcze nic o tym iż  używano tych „Aufputschmittel“ ( środki podburzające) na codzień i przez wszystkich.  Tak jest, określenie podburzanie jest bardziej stosowne niż  oszołomienie. Jeżeli już, to można organizm podburzyć (zmusić) do wysiłku, przyczym jak sądzę, należy zachować zdolność orientacji. Nigdy nie próbowałem te środki przetestować, pamiętam natomiast że w młodości parę razy podczas koleżeńskich spotkań przecholowałem z alkoholem, ale alkohol mnie do niczego nie inspirował w przeciwieństwie do różnego rodzaju twórców  którzy rano bez  „klina“ nie nie są w stanie unieść nawet jednej powieki. Nie  tym jednak miałem się zamiar podzielić po tej „odurzającej“ lekturze. Podczas powtórnego zapoznawania się z tym tematem i tym co napisali dr.Bąbel i Rodman, natrafiłem na coś co kiedyś przeoczyłem. Chodzi o tak zwany „Odins Runenlied“ który znalazłem w artykule Rodmana „Opowieści Odyniczne“ i to w takiej formie:

 

Wiem, że wisiałem na drzewie wśród wichrów
Całe dziewięć nocy,
Włócznią zraniony, oddany Odynowi:
Sam samemu sobie;
Na tym drzewie, którego wiedza ogromna
Z korzeni jego płynie.
Bez chleba zostawiony i bez rogu napoju,
W dół spoglądałem;
Podniosłem ja runy, z krzykiem je podniosłem
I spadłem
na ziemię.

( Havamal, 138-139)

 

Do tego ustosunkowuje sIę dr. Bąbel i pisze :

 

„Odyn, najwyższy bóg Germanów, w celu samopoznania i osiągnięcia tajemnej wiedzy dokonał straszliwej samoofiary. Motywem tego aktu nie była chęć zbawienia, lecz iście faustowski pęd do wiedzy.... Niezwykła ofiara dokonała się na drzewie Yggdrasill, Drzewie kosmicznym, stanowiącym centralny punkt modelu germańskiego Świata. (...) Demoniczna wiedza Odyna zdobyta NA DRZEWIE jest wiedzą tajemną, magiczną, osobliwie związaną z tajemniczymi siłami wód. Jest on przede wszystkim wielkim szamanem. Przypisywano mu zdolność dowolnej zmiany postaci. Cierpienia Odyna wiszącego na drzewie deprywacyjnym żywo przypominają praktyki deprywacyjne stosowane przez Indian prerii, dla których uzyskanie nadprzyrodzonych mocy miało zasadnicze znaczenie. Objawienie Odyna jest porażające, niesie bowiem śmierć co jest zresztą zgodne z ogólnie panującym przeświadczeniem, że bezpośrednie spojrzenie w oblicze bóstwa zabija człowieka.“

 

A to interpretacja Rodmana  :

 

„Powieszenie na drzewie, tak 3-5 m. nad ziemią, pod ramiona.... na 9 dni, bez jedzenia i picia - I śmierć - z wyczerpania głodowego. Stan deprywacji, też sensorycznej... przy braku kontaktu z gruntem następuje po jakimś czasie odczucie lewitacji w przestrzeni. Cześci ramion na skutek podwieszenia ulegają odrętwieniu.

II Śmierć - 9 dnia młodzieniec przebijany jest włócznią - niegroźnie , w część mięśniową. Następuje ocknięcie z odrętwienia , ale adept po tym wszystkim co już przeszedł wie tylko jedno - dobijają go włócznią. Leje się krew.

III śmierć - zaraz potem jest odcinany z obwisu, spada więc na ziemię z dość dużej wysokości. Jeśli się nie połamie stać się może ... wojownikiem. Dla Germanów tylko ten, kto przeżyje własną śmierć miał prawo nieść śmierć Innym. (...) Oczywiście cała ta procedura inicjacyjna w mało elegancki sposób wprowadza naszego odynicznego bohatera w pełen szeroki świat Odmiennych Stanów Świadomości -> efekt kolejnych deprywacji somatycznych. Ma on też czas ...by się z nimi zapoznać.“

 

 Już kiedyś próbowałem „Pieśń Odina“ przetłumaczyć i tego textu nie odnalazłem. Zrobiłem to dzisiaj, oczywiście przetłumaczyłem  dosłownie i bez zbytecznych upiększeń  z textu  p.Karl’a  Simrock’a.  który to dokonał tłumaczenia ze Starej Eddy:

 

Ja wiem, że wisiałem

na chwiejącym˛ się drzewie

długich  dziewięć nocy

 

zraniony oszczepem,

poświęcony Odinowi,

ja sam, sobie samemu,

na gałęzi drzewa,

wyrosłego  z korzenia

którego nie można dojrzeć.

 

nie częstowali  mnie

chlebem ni Met’em;

schyliłem się niżej,

zamyślony w Runach

 uczyłem się wzdychając:

nareszcie spadłem na ziemię.                                                                                                                                                                                            

 

rozwijałem się wzrastając

 i czułem się pomyślnie,

stawałem się mądry ( zostałem mędrcem);

słowo ze słowa

użyczyło mi słowo,

dzieło z dzieła

użyczyło mi dzieło.

 

2)- w oryginale jest “windigen” a więc- wietrznym, poruszającym się jak pod podmuchem wiatru (kołyszącym) a nie  wystawionego na “wichry”

Jak już na pierwszy rzut oka widać, tłumaczenia te są różne. To pierwsze (Havamal) jest mocno poetyckie i informacyjne, nadaje kierunek myślenia, przeinterpretowane. Inaczej mówiąc: podaje wszystko na tacy. To drugie natomiast jest dosłowne, zmusza do myślenia, do wydobycia całego sensu i przekazu. Zanim przejdę do interpretacji germańskiej, kilka słów do tego co pisze p. dr.Bąbel i Rodman. Bóg Wotan nie musiał poddać się samoofierze by dotrzeć do tajemnic bo był Bogiem. Rodman natomiast pisze  o dziewięciu dniach (??), mimo że mowa jest o nocach. Dlaczego akurat było tych nocy dziewięć, a nie n.p. osiem czy siedem ? Mówi się u nas, że jak nie odkryłeś jeszcze  swoją germańską duszę i chcesz iść drogą rozpoznania, to musisz do siebie dopuścić Runy, i one zaprowadzą cię do twojego germańskiego początku. Innymi słowy, musisz znaleźć powiązanie między sobą i germańską twoją przeszłością. To jest ta przeszkoda, która nie pozwala innym właściwy sens germańskiego przekazu, wynikającego też ze sposobu germańskiego życia i postępowania, zrozumieć. Prof. Gustav Neckel, największy niemiecki znawca starodawnej niemieckiej (germańskiej) kultury, wielokrotnie i z naciskiem powtarzał że, Germanie to byli przedewszyskim chłopi, ich kultura była rolnicza i zarazem pokojowa, a wojownikami stali się dopiero z konieczności. Zajęci byli głównie wytwarzaniem a nie niszczeniem. Ich wsie i zagrody nie były nigdy obwarowane, wałami, palisadami czy murami. Prowadzili otwarty i gościnny tryb życia. Ale nie tolerowali nad sobą żadnej władzy. Gdy zostali zaatakowani, oddawali, i czasami zemsta była straszna, ale nie widzę w tym nic szczególnego i dlaczego wówczas mieli zamieniać się w Wilkołaki. 

„Pieśń Odina“ zajmowała już moją uwagę dawno, choćby z tego powodu że napisane stoi „ ja wiem, że wisiałem, dziewięć długich nocy...“  Wokół tego miejsca krążyłam długo i zadawałam sobie ciągle pytanie, dlaczego akurat dziewięć nocy ? Dzisiaj już wiem, że te dziewięć nocy oznaczają dziewięć księżycowych miesięcy które potrzebuje dziecko w brzuchu swojej matki by dojrzeć, i jak Odin upaść nareszcie na ziemię, a więc z krzykiem się urodzić, zaczynać dojrzewać i wzrastać, następują słowa i czyny. To chwiejące (poruszające) się drzewo na którym wisi, należy  interpretować jako łożysko. Łożysko wygląda ze swoją daleko rozgałęzioną siatką arterii i żył faktycznie jak rozgałęzione drzewo, ta pępowina na którym dziecko wisi jest tym pniem. Mamy więc do czynienia z Drzewem Swiata (Weltenbaum) znane do dzisiaj w postaci drzewa genealogicznego. Zachowane w pamięci Germanów jako „Irminsul“, podtrzymujące sklepienie niebios, też jako Atlasa z rozłożonymi ramionanmi trzymającego kulę ziemską i t.p. Innym pryncypialnym przekazem który z tego poematu wypływa to bycie i wzrastanie przez wiedzę.“

Nie jest to moja interpretacja, dokonała ją na podstawie starogermańskiego tłumaczenia EDDY przez  Karl’a Simrock’a,  Siegrun Heidenreich. Jest jednak tą która mnie przekonuje i z którą całkowicie się zgadzam i prawidłowa. Odbiega ona gruntownie od różnych innych interpretacji i tego co piszą na ten temat również dr Bąbel i Rodman. Jak to się stało i jak jest możliwe dojść do takiej z różnicowanej interpretacji  występującej w oficjalnej i (jak gdyby) obowiązującej (popularnej) wersji ? 

„Germanie ciągle i znowu, na tej Wotanowej ofierze odnajdują wzorzec w postaci  urodzenia czy powtórnego urodzenia, nie tylko jako fizyczny proces, lecz też jako proces tego bycia i odradzania, które przejęli nawet chrześcijanie w formie ukrzyżowanego Jezusa. Zadziwiające a zarazem fascynujące jest to ciągłe odkrywanie tego, jak ta cała germańska mitologia przepełniona jest regularnościami, poprzez które naturalne pryncypia mogą zostać podniesione do metafizycznych, i które możemy jeszcze dzisiaj przez nie poznać w formie praw natury, które współcześnie jeszcze rządzą i działają.  Jedna naturalna na wskroś religia, pozbawiona  archaicznych form, która do nas dociera w formie skończonego  światopoglądu“.( Siegrun Heidenreich)

Tak to wygląda. Germanie widzą w tej Odinowej „ofierze“ życie, a dr Bąbel twierdzi : „Objawienie Odyna jest porażające, niesie bowiem śmierć....“ .

„Przetrwało mało, co by nam dało wgląd w duchowe życie Germanów. Rzeczywista umysłowa praca leży daleko od rozpoznania : myśli poruszają się właściwie w lekkim  fantazyjnym locie.“ (Prof.dr.Georg Steinhaufen. 1910)

 

Od tej wypowiedzi upłynęło prawie sto lat, żadne znaczące odkrycia dotyczące duchowego życia Germanów jednak nie doszły, naukowcy skupili się wobec tego na poszerzeniu tego co jest znane od dawna. W formie przefarbowanej interpretacji.

Oczywiście że Germanin miał żyłkę do samowoli a nawet arbitralności do czarów i magii, ale nie można jemu odmówić tego, że miał również wyjątkowy zmysł do prawa i porządku. Miał  poczucie sprawiedliwości. Co byśmy o Mitologii nie myśleli, to poruszamy się jednak na niepewnym gruncie. Co widać też po tych ciągle zmieniających się hipotezach i „spojrzeniach.“ W końcu należy stwierdzić, że ta krew płynąca potokami w germańskich opowieściach (poematach) przelewana jest równie często, jeżeli nie częściej, przez inne plemiona.

Powróćmy do „muchomorów“. W tym temacie poruszam się jak ślepiec. Nie znam się na tym. Mimo tego uważam, że wszystek początek miał miejsce wówczas kiedy kobiety podczas nieobecności mężczyzn (myśliwstwo, wyprawy), szukając coś zielonego ( czerwonego) nadającego się do jedzenia, mogły przy okazji przekonać się, naogół niedobrowolnie,  o ich działaniach ubocznych. A więc coś co było początkiem medycyny ludowej, opartej na uzdrawiającej mocy ziół połączonej z pogańskim obrzędem, do czego należała wiedza zbierania ziół (czas, np. podczas nocy księżycowej), miejsce ich stosowania, szeptane zaklęcia i t.p. Wykształtował się typ kobiety  znachora-wróżki, bo doszły przepowiednie, magia, kult zmarłych i nalężące do niego manipulacje duszami umarłych. Stosowały więc środki pomagające „wpaść“ w trans, bo halycunacje i „widzenia“ pomagały przepowiadać (wróżyć) ale i „kontaktować“ z umarłymi. A to, ze względu na mocno zakotwiczony kult zmarłych było dla ówczesnych społeczeństw rzeczą niezmiernie ważną. To dawało im oczywiście odpowiednią pozycję towarzyską, co znowu zauważyli mężczyźni i odebrali im to stanowisko, eksperymentując dalej i zostawali szamanami. Należy pamiętać, że głównym celem tych „czarodziejskich sztuczek“ – mimo wszystko -  była wola zbadania przeznaczenia, losu, fatum. To wszystko oczywiście w głębokim powiązaniu z naturą i jej odziaływaniem. Wszystko to  jednak nie miało nic wspólnego z tym, o czym będzie dalej. Pewnego powiązania można się jednak dopatrzyć, głównie spowodu niewiast.

Pod koniec II wieku st.ery ruszyła z Jutlandii olbrzymia kolumna wozów z całym dobytkiem, dziećmi, kobietami i ochraniającymi ich mężczyznami poganiający dodatkowo stada bydła, na południe. Trasa ich przebiegała wzdłuż Odry. Po dotarciu do dzisiejszej Austrii w pobliżu ówczesnej twierdzy Noreia nastąpiło pierwsze spotkanie Rzymian  z „Barbarzyńcami“.  Pisano wówczas rok 113 st. ery. Historycy rzymscy odnotowali to wydarzenie pisząc o „Cimbri Teutoniqe“, czyli o Kimbrach i Teutonach, germańskich plemionach szukające nowych obszarów osiedleńczych. Szacuje się dzisiaj że pochód ten liczył 115.000 ludzi. O tym co stało się z zagradzającymi im drogę rzymskimi legionami już wspomniałem. Po tej totalnej klęsce Rzym wpadł w autentyczną panikę. Zmobilizowano najlepszych dowódców i postawiono na nogi nowe legiony. We wschodnich Alpach w straszliwej walce, Rzymianie rozbili w puch niedoświadczonych jeszcze Teutonów, wzięli do niewoli ich przywódcę Teutoboda i w łańcuchach odprowadzili do Rzymu gdzie jego stracono. Następnie zwrócił się Gaius Marius przeciwko Kimbrom. Te wszystkie wydarzenia, na podstawie  relacji ich uczestników, spisał historyk Plutarch. Kiedy Marius dotarł do obozu Kimbrów wszyscy włącznie z dziećmi zażywali kąpieli w rzece. Przywódca Kimbrów Bojoriks zażądał od Rzymian uznania zajętego przez nich obszaru. Ci się nie zgodzili. Wówczas Bojoriks wysłał do obozu Rzymian swojego posła, który przekazał im, że mają ustalić miejsce i dzień bitwy bo nic innego Germanom  nie pozostaje jak walka. Można powiedzieć że to roztrzygnięcie miało nastąpić w formie współzawodnictwa  sportowego. Marius był cwanym i doświadczonym dowódcą, co dowiódł na bitewnych polach Afryki. Ustalił miejsce bitwy; Raudyjskie Pola pod Vercellae ( dzisiejszy Vercelli w Piemoncie), ustawił swoje legiony po stronie zachodniej, i walczący Germanie musieli walczyć pod słońce i w ogromnym kurzu powstałym w trakcie bitwy który zachodni i silny wiatr na nich znosił. W ogromnym rozgardiaszu i chaosie oraz potwornym hałasie, który czyniły kijami germańskie niewiasty walące w skóry rozpostarte na ożebrowaniu wozów stojących w kolumnie, Germanie walcząc zaparcie i bohatersko przegrywali. Był to dzień 30. lipca 101 roku st. ery. Dzień był gorący. Kiedy w końcu udało się Rzymianom Kimbrów otoczyć zapanował prawdziwa masakra. Zginął dowódca Bojoriks i inny przywodca Germanów Lugius, dwóch innych przywódców wzajemnie wbiło sobie miecze. Rzymscy legioniści z ogromnym wysiłkiem przebijali się przez morze krwi i góry trupów. Germańscy wojowie powiązali się wzajemnie linami, by  walczyć do ostatniego tchu i by nie cofnąć się nawet o krok. W końcu docierają Rzymianie do kolumny wozów bronionych przez kobiety.

Doszedłem do miejsca, który historycy ale i inni ze swojego punktu widzenia nazwali:   „rozwścieczone Megiery“ lub „wspaniały i bohaterski czyn germańskich kobiet“. Już podczas bitwy pod Orange, broniące kolumnę wozów niewiasty wysunęły się przed nią i każdego cofającego się woja,  przy pomocy kijów  i ciągnąc za  włosy, zmuszali do obrania właściwego kierunku. Musiał walczyć, i jak by nie wychodziło, do samego końca. Musimy być sprawiedliwi, to było bohaterstwo ale i przerażająca tragedia.

Około 300 kobiet tę masakrę w obronie kolumny wozów przeżyły i nie miały drogi powrotu. Wiedziały już co z nimi się stanie i jak wielką są zdobyczą. Niebieskookie blondynki uzyskiwały b. dużą cenę. Najwyższą płacono w Afryce. Poprosiły więc Mariusa , by dał im schronienie wśród  świętych dziewic w świątyniach, gdzie będą służyć bogom.  Marius odmówił.

 

„....wtedy skierowały swoje miecze, którymi do tej pory zabijali swoich wrogów, przeciwko sobie i swoim najbliższym, niektóre chwyciły się wzajemnie za gardła i się udusiły, inne zakładały powrozy na końskie nogi i po tym jak założyły sobie stryczek na własną szyję, pognały konie i zostały przez nie ciągnione i w końcu rozszarpane ; inne umocowywały w pośpiechu dyszle wozów pionowo na których się wieszały. Jedna założyła swoim dwom synom stryczki i przywiązała do swoich nóg, wieszając się zabrała ze sobą swoje dzieci.“ (Orosius, Historiae)

 

W ten nieco lekkomyślny sposób, ale z pogardą wobec śmierci i bohatersko broniąc swojej wolności, te dwa germańskie narody zniknęły z kart historii. Bez „muchomorów“.

 

 

                                                                Pozdrawiam, t.v.r.

01.   Brachet 3803

 

Zródła.

Germanische Kultur in der Urzeit, Prof. Dr. Georg Steinhaufen.  wyd. Teubner 1910 r.

Altgermanische Kultur, Prof. Dr. Gustav Neckel. Wyd Quelle & Meyer Lipsk 1924 r.