Fort
Eben-Emael: Zwrotny Punkt
Historii.
Autor: Frank Joseph
Wstęp.
Artykuł Frank'a Joseph'a
jest ciekawy z różnych powodów, opowiada o sprawach ogólnie nieznanych,
przemilczanych i kierowanych z wyjątkową perfidią pod dywan. Hitler, jak wynika
z artykułu Josep'ha, miał powody by stawiać sobie pomniki przekraczające
gigantyzmem te stalinowskie, tym bardziej jak weźmiemy pod uwagę, że Stalin po
zaatakowaniu ZSRR przez Wehrmacht na kilka dni się schował a później uciekł z
Moskwy. Jaki dyktator dopuścił by do tego, by jego własne i autentyczne
zasługi pomijano kompletnym
milczeniem ?
Niemiecki przemarsz przez
Belgię na wiosnę 1940 r.nastąpił błyskawicznie. Wehrmacht przeszedł przez mocno
ufortyfikowaną Belgię jak gorący nóż przez masło. Ta niesamowicie ważna bitwa
II Wojny Swiatowej, określona przez jednego z czołowych wojowników 20 wieku
jako "największe militarne zwycięstwo które kiedykolwiek zostało przez
ludzi osiągnięte",
zasługuje na lepsze poznanie. Co było tajemnicą tego niesamowitego niemieckiego
sukcesu ? Ta wyżej cytowana charakterystyka natarcia na belgijską twierdzę Eben
Emael, jako fantastyczny wyczyn swojego rodzaju, pochodzi od generała lotnictwa
Kurt'a Student'a. Z jego poglądem zgadza się wielu strategów, niewielu
jednak dobrze poinformowanych historyków tej epoki zna dokładnie daleko idące
skutki tego wspaniałego zwycięstwa. Powodem zbudowania Fortu Eben-Emael,
nazwanym tak ze względu na pobliski przysiółek Emael, były wypadki roku 1914
gdy niemieckie oddziały podczas natarcia na Francję, przeleciały przez Belgię.
Aby temu zapobiec względnie wykluczyć w przyszłości, szefowie powojennej
belgijskiej armi opracowali plany wybudowania wymyślnej i odstraszającej twierdzy,
którą jeszcze świat nie widział. Nieustabilizowana gospodarcza sytuacja w
Europie, jak i brak zagrożenia ze
strony słabej Republiki Weimarskiej spowodowały, że plany te włożono narazie do
szuflady. Z chwilą przejęcia władzy przez Adolfa Hitlera sytuacja się zmieniła
i parlament belgijski przyznał środki, jak na te czasy ogromne, w wysokości 35
milionów Franków na wybudowanie Fortu.
Inżynierowie armi belgijskiej w ubiegłym dziesięcioleciu nie spoczęli na
laurach i ich wytrwałe wysiłki zaowocowały w postaci wysokiej technologii.
Eben-Emael nie tworzył tylko jądra belgijskich umocnień na granicy. Tworzył
centrum rozgałęzionego systemu obronnego wzdłuż całej niemiecko-belgijskiej
granicy, który bronić miał wyjątkowo ważnych północno-wschodnich prowincji
francuskich. Do tego systemu należał jeden z cudów ówczesnego z
industrializowanego świata,- Kanał-Alberta. Był on 130 km.długi i posiadał pół
tuzina potrójnych śluz, które cały kanał w mniej jak jedną godzinę mogły
opróżnić względnie zapełnić. Wzdłuż kanału usadowiono cały rząd Fortów
obronnych, z których każdy leżał w zasięgu artylerii sąsiedniego . Z Eben-Emael
cały ten system obronny można było mieć na oku. Leżał on na na wysokiej skale
ponad życiowo ważną dla Belgów Maas, i zapewniał nieograniczoną widoczność na
kilometrowe odległości, na obszar w pobliżu niemieckiej granicy. Fort ten był
poniekąd odnogą Kanału-Alberta i tworzył jego najwyższą groblę, prawie poziomą
i zapewniał pewne zabezpieczenie przed bezpośrednim atakiem. Uzupełniały go
inne pionowe groble z żelazo-betonu, które dalej na wschód łączyły się ze130
metrowym długim wąskim wąwozem. Cały ten kompleks obronny otaczały ściśle
zasieki z drutu kolczastego pośród których usadowiono trójkątne stalowe
przeszkody przeciwpancerne. To tego należały ogromne pola minowe, które z
betonowych bunkrów przy pomocy salw z ciężkich karabinów maszynowych można było
wysadzić w powietrze. Ta kraina śmierci została dodatkowo wzmocniona na
zachodzie głębokim rowem wypełnionym wodą o długości 400 metrów, co robiło z
Eben-Emael jakiś fantastyczny okręt wojenny zatopiony w ziemi do samych wież
obronnych.
Kazamaty, otwory strzelnicze, schrony z żelazobetonu
sterczały jak wieże z wałów obronnych tej twierdzy. Na wszystkich ważniejszych
pozycjach pełno było 60 milimetrowych
dział przeciwpancernych i
karabinów maszynowych(7,9 mm.).Ten nie do wzięcia wał ukrywał przebiegającą z
północy na poludnie długą 1000 metrową i 730 metrów szeroką platformę na której
mogło pomieścić się 70 boisk piłkarskich. Pod tym odpornym na
bombardowanie dachem znajdowały
się trzy podziemne piętra z
magazynami amunicji, sześcioma generatorami 175 KM, warsztaty naprawcze,
pomieszczenie radio-nadawcze, centrala dowodzenia, szpital, ubikacje, prysznice
i pomieszczenia dla 1200 oficerów i żołnierzy tej twierdzy. Te trzy piętra
połączone były schodami, windami osobowymi, i windami przeznaczonymi do
transportu amunicji bezpośrednio do stanowisk strzeleckich usadowionych na
powierzchni tej twierdzy, zbudowanych z 30 centymetrowej stali, przypominające
kopuły wież kościelnych. Te tutaj umocowane (zakotwiczone) działa 75mm i 120
milimetrowe mogły ostrzelać każdy punkt w promieniu 20 km. Zasięg ostrzału z
obydwu stron Eben-Emael krzyżował się z ogniem innych Fortów. Chociaż kazamaty
w Fortach podczas licznych testów wytrzymały bez szkód najmocniejsze ładunki wybuchowe, umieszczono na
całej powierzchni Fortu supermoderne stanowiska obrony przeciwlotniczej.
Przeznaczone były one specjalnie do zestrzelenia "stukasów" jak
i z dziesiątkowania skoczków spadochronowych.
Gdyby jednak mimo wszystko udało się wrogowi przekroczyć chociaż jedno wejście,
to dwoje drzwi umieszczone w odległości 1,80 metra, które były masywniejsze niż
drzwi do skarbca bankowego, uniemożliwiły by dostanie się do wnętrza twierdzy.
Te drzwi zamykające się elektrycznie, blokowały wejście do głównego tunelu
który te trzy podziemne piętra łączył. Od czasu postawienia piramidy Cheopsa
ludzie nie zbudowali tak potężnej
budowli.
Załoga Fortu Eben-Emael,
oficerowie i żołnierze, składała się z najlepiej wyszkolonych mężczyzn
belgijskiej armii, wyśmienicie zaznajomionych z najnowszymi technicznymi
urządzeniami i bronią, chodziło o elitarny oddział. Byli swojego czasu o tyle
do przodu, iż ważniejsze dla nich było zaznajomienie się z obsługą i działaniem
wysoko rozwiniętej broni oraz systemami obronnymi niż dla zwykłych żołnierzy ze
zwyczajną bronią walczyć. Do tego należy dodać, że byli w wysokim stopniu
umotywowani i dumni z tego że mają bronić,- co nie tylko w Belgii ale na całym
świecie uznano za cud modernej nauki wojskowo-inżynieryjnej.
Nikt nie był bardziej pod
wrażeniem tej złowieszczej i strasznej, skierowanej w stronę Niemiec twierdzy,
jak Adolf Hitler. Wiedział on, że zdobycie Eben-Emael było podstawą i warunkiem
zaplanowanej na wiosnę 1940 r. ofensywy przez Ardeny. Twierdza ta stała
jak niewzruszona skała
zagradzająca drogę Wehrmacht'owi w marszu na Francję. Hitlera staromodnie
myślący Sztab Generalny był w tej kwestii skłócony. Większość jego
konserwatywnych strategów wychodziło z założenia, że potężny i morderczy
frontalny atak w stylu I W.S. mógłby przynieść sukces, z tym, że trzeba liczyć
się z ciężkimi własnymi stratami.
Aby temu zapobiec zaproponowali generałowie długotrwałe oblężenie. Inni, mniej
pesymistyczni teoretycy doszli do wniosku : operacja ta może po krwawych
walkach zakończyć się po tygodniu i z sukcesem.
"To jest ciągle
jeszcze za długo",
sprzeciwił się Führer. Wiedział on że tydzień czasu wystarczy Belgom na
mobilizację ich rezerw, które po połączeniu się z dobrze wyposażonym brytyjskim
korpusem expedycyjnym i ogromną francuską armią stacjonującą w północnej
Francji przystąpią do przeciwofensywy, i rozniosą słabszą ilościowo utkniętą
pod Eben-Emael armię niemiecką.
"Nawet w
sprzyjającym przypadku każde opóźnienie z naszej strony da Belgom dosyć czasu
na wysadzenie wszystkich mostów, co nasz marsz w ich kraj zdecydowanie opóźni.
Czas będzie pracował przeciwko nam".
Jeśli ofensywa na zachodzie miała zakończyć się sukcesem, decydującym
czynnikiem był czas. Herman Göring nie mógł obiecać że bomby jego Luftwaffe
posiadają wystarczającą siłe
przebicia by unieszkodliwić tę twierdzę. Na dodatek informacje stojące
Niemcom do dyspozycji dotyczące tej twierdzy były niewystarczające, opierały
się na zeznaniach dezerterów, jak i kart pocztowych z okresu przedwojennego.
Dosyć pikantnym szczegółem było, że dwa niemieckie przedsiębiorstwa,
A.G.Hochtief z Essen i firma Dycherhoff & Widman z Wiesbaden, od 1931 w
początkowej fazie budowy tej twierdzy
pracowały w charakterze podwykonawcy. Jednak po dojściu do władzy
narodowych socjalistów zrezygnowano z ich usług. Kierownicy obydwu firm
przekazali Komendantom Wehrmacht'u
te stare plany, jednak dokładna struktura tej belgijskiej twierdzy i tak nie
była znana. Kiedy ofensywa
w Polsce dobiegała końca, Hitler wycofał się do swojej siedziby w Bawarskich
Alpach do Obersalzberg. Tam zajął się znowu problemem Eben-Emael i wymyślił
jedyną w swoim rodzaju operację która umożliwi zajęcie tego Fortu w jednym
względnie w dwóch dniach. Plan jego polegał na powiązaniu dwóch nowych gatunków
broni. Podczas jego intensywnej długoletniej lekturze trafił na opis tego
Monroe-efektu, który odkrył w roku 1888 amerykański specjalista materiałów wybuchowych C.E Monroe. Ten efekt
następuje wówczas jak podczas explozji silne fale uderzają w powierzchnię
wypróżnionej struktury i tam
wywołują odpowiedni wstrząs w połączeniu z ciśnieniem i dużą temperaturą. Kiedy
w 1935 r. następuje ponowne zbrojenie Niemiec, Hitler zwrócił się do swoich
inżynierów wojskowych by zastosowali ten Monroe-efekt w budowie ulepszonych
granatów, w którym siła wybuchu koncentruje się na odpowiednim punkcie. Efektem
było wyprodukowanie pierwszego ładunku próżniowego (Hohlladung). Podczas prób
okazało się, że siła
niszczycielska tej nowej broni przewyższa wszystkie znane do tej pory ładunki,
z tym, że nie można je wystrzelić z powietrza. Do jej użycia
potrzeba piechurów. Na początku wojny dysponowano dwoma wariantami, w formie 10
kg dzwona i drugiej 50 kg. Ten piewszy ładunek można było umieścić w
odpowiedniej torbie i wystarczył jeden człowiek by w odpowiednim miejscu go
zamocować. Natomiast ten 50kg.ładunek musiało obsługiwać dwóch żołnierzy. Każdy
z nich niósł pół ładunku, po dotarciu do celu składali ładunek razem,
umocowywali w wyznaczonym miejscu, szybko się ukryli i przy pomocy zdalnie
sterowanego zapalnika doprowadzali do wybuchu.
Druga część planu Hitlera zdobycia tej twierdzy wiązała się z jego
osobistymi doświadczeniami z
szybowcami. Podczas zjazdu partii w Norymberdze w 1936 r. zafascynowały Hitlera
pokazy lotów szybowcowych, a szczególnie
ich niesamowita precyzja.
Przy użyciu szybowców miało
odpowiednie komando wylądować na dachu tej twierdzy. Jeżeli zrobiono by to w
nocy i w kompletnej ciszy można by osiągnąć zupełny niespodziewany efekt, i te
działa przy pomocy tych ładunków wysadzić w powietrze. Im dokładniej Hitler wszystkie te różne
czynniki rozważał,- wyjątkowe możliwości szybowców które mogły unieść żołnierzy
wyposażonych w ciężki sprzęt, lądowanie w ciemności, działanie niesprawdzonych
w prawdziwej walce ładunków próżniowych mających rozwalić najgrubszą stal, tym
więcej zapalał się do tego projektu
i postanowił w końcu że cała ofensywa zachodnia rozpocznie się w
godzinie po wylądowaniu komandosów w Eben-Emael. Niemiecka generalicja
uznała ten plan za zarozumiały i za sztuczkę akrobatyczną, upierali się przy tym, że ich oddziały
potrzebować będą tygodnie względnie miesiące by tą twierdzę zdobyć. Hitler
dał swoim żołnierzom 60 minut .Wiedział, że los tej zaplanowanej potężnej
ofensywy zależy od sukcesu tego jedynego w swoim rodzaju ataku. Do
przeprowadzenia tej ryzykownej i karkołomnej akcji wybrano mężczyzn należących
do jednostki elitarnej, mianowicie siódmej dywizji lotniczej, pierwszej na
świecie jednostki spadochronowo-desantowej. Spadochroniarze czuli się
początkowo w tych szybowcach nieswojo. Trwający miesiącami intensywny trenning
na opuszczonej już lini Benes'a- byłej granicy czesko-niemieckiej,
przypominającej zewnętrznie w pewnym sensie umocnienia tego belgijskiego Fortu,
umożliwił zapoznanie się z tymi wytrzymałymi lecz niewygodnymi szybowcami typu
DES 230. Maszyny te należały do najbardziej lotnych i sprawnych wszystkich
czasów. Szybowiec ten został skonstruowany przez "Deutsche
Forschungsanstalt für Segelflug" należący do "Rhön-
Forschungsinstytut". Mógł unieść ciężar równy jego wadze (1.275kg). Do roku 1943 wyprodukowano 1.477 tych wytrzymałych maszyn. Już parę
miesięcy po zakończeniu prac konstrukcyjnych w 1939 wyprodukowano kilkaset
sztuk, akurat w czasie kiedy były potrzebne. Oddział który miał zdobyć Fort
otrzymał nazwę "Gruppe Granit". Należało do niego 73 spadochroniarzy
i jedenastu pilotów szybowców, komando otrzymał Rudolf Witzig. Ten 23 letni
oficer, inżynier z zawodu, był znany z tego że doskonale rozumiał swoje
rzemiosło. Drugim oficerem był porucznik Delica. W nocy 9 maja 1940r. otrzymał
Witzig rozkazy przed tym
bezpośrednio stojącym atakiem. Jego oddział był wprawdzie liczebnie słaby,
dysponował jednak ogromną siłą ognia. Poza karabinami i pistoletami maszynowymi
niosły szybowce 56 ładunków próżniowych, Bangalore-torpedy do niszczenia zasiek
z drutu kolczastego,a nawet miotacze ognia. Razem transportowano więcej jak 5
ton ładunków wybuchowych lub inaczej; 50 kg na jednego spadochroniarza. O godzinie
3.35 rano ostatni szybowiec podążał za swoim samolotem holowniczym,
trzymotorowym Junkers 52 z lotniska wojskowego w Ostheim, niedaleko belgijskiej
granicy, do swojego lotu w ciemność. Podczas 50 minutowego lotu śpiewali
żołnierze Witzig'a hymn spadochroniarski
Rot scheint die Sonne by uspokoić napięte do ostateczności
nerwy. Jeżeli jednak sądzili że wylądują na terenie wroga całkiem
niezauważeni to się mylili. Podczas gdy
"Gruppe Granit" leciała na tle czarnego nieba w ustalonym
kierunku, wszystkie syreny w Forcie wyły. Cała Belgia postawiona została w stan
alarmowy, a radio donosiło o ruchach wojsk w pobliżu granicy. Major Jean Fritz
Jottrand, oficer belgijskiej armi, który zaliczył sporo lat służby, miał zamiar
postarać się błyskawicznie by każdy napastnik otrzymał należytą odprawę, a jego
podwładni czekali na swoich stanowiskach w spokoju na początek ewentualnego
ataku. Jednak jak okiem sięgnąć żaden przeciwnik nie pokazał się w polu
widzenia. Około czwartej rano otrzymał Jottrand telefoniczny meldunek od
naziemnego obserwatora :
Samoloty nad twierdzą! Ich motory są wyłączone ! Zeglują prawie bezszelestnie w powietrzu!
Nim major udzielił jakąkolwiek odpowiedź, jeden karabin maszynowy zaczął
strzelać, inne jednak pozostały cicho. Przy pierwszym świetle jutrzenki, jak zza mgły wolno i
wdzięcznie lądowały Witzig's szybowce na dachu twierdzy. Obrońcy byli jak
sparaliżowani. Byli tak zaskoczeni tym widokiem iż zwlekali z otwarciem ognia.
Jak za chwilę doszli do opamiętania, i zrozumieli co jest autentycznie grane,
rozgorzała strzelanina ze wszystkich karabinów maszynowych i z luf wystrzeliwano salwę za salwą w kierunku
przypominające cienie nietoperzy. Było już jednak za późno. Wszystkie szybowce
wylądowały perfekcyjnie, czasami w odległości jednego metra przed celem. Była
godzina 4.25, i pierwsza operacja powietrzno-desantowa w historii wojen była w
pełnym toku.
Jottrand zareagował
niezwłocznie i wydał rozkaz wysadzenia leżącego w pobliżu mostu na kanale
Alberta w okolicy Canne. Tylko kilka minut przed tym, nim inny szybowiec chciał
jego uratować, wyleciał w powietrze. Następnie wydał Jottrand rozkaz by
skoncentrowanym ogniem z ciężkich karabinów maszynowych zniszczyć szybowce, te
w kilku sekundach dosłownie zostały rozerwane w strzępy. Na całe nieszczęście
dla obrońców wszystkie załogi zdążały już ze swoim sprzętem szybowce opuścić i
biegiem podążały, niewidoczni dla obrońców, w kierunku najważniejszej pozycji
artyleryjskiej. Podczas biegu w górę złożyli ten 50 kg. ładunek razem,
umocowali go na fundamencie, ustawili zapalniki i szybko zbiegli zboczem na
dół, rzucając się na ziemię. Kilka sekund później rozległa się detonacja którą
jeszcze ci żołnierze nie słyszeli. 200 ton ciężkie 120mm działo wyrwane zostało
dosłownie ze swoich umocnień i potoczyło się zboczem na dół, przy czym wszyscy
żołnierze znajdujący się w kopule i szybie ponieśli śmierć
Inni spadochroniarze w tym
samym czasie swoje 10kg ładunki umocowali przy stalowych
drzwiach 75mm działa , i ono wyleciało ze swoich umocnień przelatując w powietrzu
ponad kazamatą i wyrżnęło w tylną ścianę powodując wewnątrz kompletne
zamieszanie. Niemcy wskoczyli równocześnie poprzez otwór w murze, który powstał
w wyniku explozji, do wnętrza Eben-Emael, przy czym kosili swoimi MP wszystko
co im stanęło na drodze. Ledwo co przez ten wyłom Niemcy weszli, dowiedział się
o tym Jottrand i kazał zamknąć te bliźniacze stalowe bramy przez które można
było dostać się do niższych piętr twierdzy. Krótko po tym wydał rozkaz dwom
leżącym w pobliżu Fortom, by ze swoją artylerią ostrzelały górną platformę Eben
-Emael. W samym Forcie Eben Emael niszczyli tymczasem Niemcy jedno działo za
drugim przy pomocy swoich niezawodnych (już) ładunków próżniowych. Ten
precyzyjny ogień artyleryjski był piekielny, tak, że Witzig i jego towarzysze
musieli szukać schronienia w unieszkodliwionych już kopułach i kazamatach.
Zdecydowane przeciwnatarcia belgijskich obrońców którzy jak mrówki wynurzali
się z głębi Fortu były odrzucane długim ogniem z MP będących w mniejszości
Niemców zajmujących jednak strategicznie lepsze miejsca. Mimo, że twierdza była
już mocno nadwyrężona, pozostawało nienaruszone ciągle zagradzające drogę na
Maastrich 75mm działo w kazamacie 12, w końcu i one przy pomocy 10kg ładunku
wyleciało w powietrze, spadło 20 metrów niżej na podłogę klatki schodowej,
niszcząc wszystko po drodze, i wyłączyło dopływ elektryczności do podziemnych
pięter. W ciemnościach i w huku granatów
biegali w rozgardiaszu Belgowie po twierdzy.
Hitler dał swoim
mężczyznom jedną godzinę by opanowali
Eben-Emael. Oni potrzebowali na to 20 minut.
Jottrand nie myślał jednak o
kapitulacji. Czuł się za tymi stalowymi drzwiami przypominającymi drzwi
bankowych trezorów bezpiecznie, i postanowił czekać na odsiecz która oczywiście
była już w drodze. W rzeczywistości jednak Alianci zostali przez Wehrmacht - któremu już żaden
ogień z Eben-Emael nie przeszkadzał - odrzuceni w kierunku Lütich i wkrótce 10
kg. ładunek rozwalił te podwójne stalowe drzwi jak gdyby były one zbudowane z
papy. O 12.15 rozległ się tragiczny dla Belgów sygnał wzywający ich do
kapitulacji, ogień po obu stronach umilkł i dziwna cisza zapanowała nad ruinami
Fortu Eben-Emael. Po oddaniu tego Fortu, załamała się cała linia obrony wzdłuż
niemiecko-belgijskiej granicy, i inne przy pomocy szybowców osadzone oddziały
zapobiegły wysadzeniu strategicznie ważnych mostów. Dosłownie po paru godzinach
pędziły pancerne jednostki Wehrmachtu przez serce Belgii.
Jottrand pozostał jeszcze
jakiś czas w swojej kwaterze i palił wojskowe dokumenty. Swoim towarzyszom dodawał
otuchy zanim niemiecki pułkownik nie podszedł do niego i się z pytaniem:
Daj mi pan słowo honoru , że w tym Forcie nie znajdują się
żadne miny z opóźnionym zapłonem? Z łamaniącm się głosem zapewnił Jottrand zgodnie z prawdą,
że żadne takie przedsięwzięcia w Eben-Emael nie były podjęte. Ten niemiecki
pułkownik zwrócił się do z deprymowanego i rannego Belga w te słowa:
Składam Panu gratulacje za pańską odwagę. Podczas wojny ktoś musi
przegrać. Bardzo mi przykro że przytrafiło się to Panu, znajdujemy się w
trakcie wojny. Muszę Pana wysłać do Niemiec.
Podczas gdy długa na 1,5 km kolumna belgijskich jeńców maszerowała do
obozu jenieckiego, zaplanowana przez Hitlera ofensywa z wymaganą przez niego
szybkością posuwała się naprzód. Te trzy alianckie armie nie były na taki
przebieg wypadków przygotowane i zostały od siebie rozdzielone, a Wehrmacht bez
przeszkód swój zwycięski pochód kontynuował. Kluczem do tego triumfu był
Eben-Emael. Gdyby ta twierdza stawiała opór tylko parę dni, byłoby to
zwycięstwo na zachodzie niemożliwe.
Straty oddziału Witzig'a wynosiły 6 poległych i 20 rannych. Odpowiadało
to 1/3 całości jego komanda, które bez przerwy cały ranek walczyło. Straty
Belgów wynosiły 58 poległych i 300 rannych. Te pozornie duże straty stanowiły w
rzeczywistości malutką część tych strat, które te walczące między sobą oddziały
musiałyby ponieść gdyby zdobycie tej twierdzy złożono w ręce konwencjonalnych
strategów. Zdobycie tej Cytadeli przez Witzig'a w bezpardonowy sposób i
brutalnej stanowczości, uratowało wielokrotnie więcej ludzkiego życia niż
podczas tej operacji straciło życie. Było to poniekąd uosobieniem tego pojęcia
"Blitzkrieg", który przeciwnicy Niemiec przeklęli i uznali za
barbarzyński, który jednak w rzeczywistości ze względu na jego krótkość i brutalność,
był o wiele bardziej humanitarny niż to niekończące wzajemne zarzynanie
(szlachtowanie) się podczas I W.S. z hekatombą ludzkich ofiar.
Zgadza się, twierdza
Eben-Emael nie była w 100% obsadzona, ale ci Belgowie obsadzili swoje
stanowiska obronne według obowiązującego wzorca. W każdym bądź razie różnica w
ilości między napastnikami i obrońcami nie odgrywała żadnej roli, ponieważ
została ona wyrównana poprzez kompletne zaskoczenie, przy zastosowaniu szybowców, oraz przez
niesamowitą siłę niszczycielską ładunków próżniowych,-jak również
poprzez siłę uderzeniową i wyjątkową odwagę żołnierzy Witzig'a, bez których ta broń byłaby nieużyteczna.
Całkowite uznanie za doprowadzenie do tego sukcesu należy się bez żadnego ale....
Adolf'owi Hitler'owi, który ten
zbrojny atak wymyślił, podczas gdy jego wojskowi przeciwnicy po obu stronach
tej twierdzy uważali, że jest ona nie do wzięcia, względnie dopiero po
długich i krwawych bojach. Jej raptowny upadek przyszedł Aliantom, liczącących
na conajmniej tygodniowy opór, całkowicie niespodziewanie. Wynikła z tego
panika, która w dużym stopniu miała wpływ na Dünkirchen i upadek Francji.
Nawet gdyby Hitler nigdy już żadnej operacji militarnej nie przeprowadził i
wymyślił, byłby ten roztrzygający triumf z Eben-Emael wystarczający by zapewnić
jemu sławę jednego z największych europejskich strategów w historii. Mimo tego przedstawiają nadworni
historycy Hitler'a ciągle jako
amatorskiego partacza, którego sukcesy opierały się tylko na szczęściu. Gdyby
On (Hitler) zlecił prowadzenie działań wojennych swoim zawodowym żołnierzom ze
Sztabu Generalnego, dowodzą ci maluczcy historycy,- wyszła by Rzesza z tej wojny zwycięsko. Jednak konserwatywni
niemieccy generałowie dali się tą twierdzą zastraszyć i mniemali, że może
zostać zdobyta wyłącznie na średniowieczny sposób przez oblężenie. Gdyby
ta mentalność z I W.S zwyciężyła,
cała zachodnia wyprawa wojenna Wehrmacht'u stałaby się fiaskiem.
Po kapitulacji pod Compiegne
wzdragali się Hitler'a generałowie przyznać, iż odegrał On jakąkolwiek rolę
przy zdobyciu Eben-Emael. Ich wpływ był na tyle duży, że doprowadzili do
ocenzurowania popularnego wówczas filmu dokumentalnego Sieg imWesten
(1940), w którym nie
znalazła się żadna wskazówka dotycząca ataku szybowców i żadna wzmianka o decydującej
roli którą Hitler w tej kampani odegrał. Nawet "nazistowska
Luftwaffe" i Witzig oraz jego żołnierze nie doczekali się w tym filmie
wzmianki. Ta małostkowa zazdrość ze strony tych arystokratów w Sztabie
Generalnym, była tym wrzodem rakowym który w końcu doprowadził do załamania i
zniszczenia Niemiec.
Nie jeden jeszcze raz
szybowce III Rzeszy, jak i innych państw, przyczyniły się do chwały ich załóg i
narodów. Szczególną sławą zdobyły przy inwazji Krety i oswobodzeniu
Mussoliniego z jego niewoli na 3000 metrów wysokim szczycie Gran Sasso, w końcu
przy inwazji na Normandię.Co zaś tyczy tych ładunków próżniowych, to są one
dzisiaj na wyposażeniu każdej armii. Ta śmiertelna kombinacja szybowców i
ładunków próżniowych przeprowadzona pierwszy raz 09.maja 1940r. doprowadziła na
granicy belgijskiej do jedynego w swoim rodzaju militarnego przedsięwzięcia z
daleko idącymi skutkami w dalszych operacjach II W.S.
Tłumaczył
(niezbyt się przykładając).
T. v.R.
Frank Joseph jest wydawcą
Ancient America, archeologicznej gazety ukazującej się co dwa miesiące
od 1993 w Wisconsin. Sporo jego ważniejszych artykułów o historii
lotnictwa zostały opublikowane
przez US-owskie Ministerstwo Obrony (»Sea to Shining Sea«, »The
X-Planes«, »Breaking the Sound Barrier« etc.) i innych amerykańskich
wydawnictw włącznie z World War II, Command and Aviation
Heritage, ale też brytyjskich, jak Fly Past und Air Classics.
Napisał też dla australijskiej telewizji scenariusz do godzinnego filmu
dokumentalnego The Temple of Mu, o zaginięciu pewnej cywilizacji na Oceanie Spokojnym.
Joseph napisał też siedem książek
o metafizyce i archeologii.
Text Frank'a Joseph'a w jęz. niemieckim
Fort Eben-Emael: Ein Wendepunkt der Geschichte
Von Frank Joseph
Der deutsche Durchmarsch durch Belgien im Frühjahr 1940 erfolgte blitzartig. Die deutsche Wehrmacht ging durch das stark befestigte Belgien wie ein heißes Messer durch Butter. Diese ungeheuer wichtige Schlacht des Zweiten Weltkriegs, die von einem der führenden Krieger des 20. Jahrhunderts als »größter militärischer Sieg, den Menschen je errungen haben« charakterisiert wurde, verdient es, besser bekannt zu werden. Was war das Geheimnis des erstaunlichen deutschen Erfolges?
Die eben zitierte Charakterisierung des Angriffs auf die belgische Festung Eben-Emael als großartigste Leistung ihrer Art stammt von Luftwaffengeneral Kurt Student. Seine Ansicht wird von vielen Strategen geteilt, doch wissen selbst ansonsten gutinformierte Historiker dieser Epoche oft nicht über die weitreichenden Folgen des siegreichen Unternehmens Bescheid.
Den Anstoß zur Errichtung des Forts Eben-Emael, das nach dem nahegelegenen Weiler Emael benannt war, gaben die Ereignisse des Jahres 1914, als die deutschen Truppen Belgien während ihres Vorstoßes nach Frankreich überrannten. Um eine Wiederholung dieses Geschehens auszuschließen, schmiedeten die Führer der belgischen Nachkriegsarmee Pläne zum Bau des ausgeklügeltsten und furchterregendsten Festungswerks, das die Welt je gesehen hatte. Die instabile wirtschaftliche Situation in Europa sowie das Fehlen einer greifbaren Bedrohung seitens der schwachen Weimarer Republik sorgten dafür, daß die Pläne zunächst in den Schubladen vergilbten. Mit Adolf Hitlers Machtübernahme entfielen diese Faktoren jedoch, und das belgische Parlament bewilligte Ausgaben in der für damalige Begriffe unerhörten Höhe von 35 Millionen Francs für den Bau des Forts.
Hier steht eine Fußnote, die jedoch offenkundig nicht zum Text paßt, weshalb ich sie weglasse. Ich füge den wichtigen Text dieser Fußnote an anderer Stelle ein.
Die Armeeingenieure hatten sich im Lauf des verflossenen Jahrzehnts keineswegs auf die faule Haut gelegt, und ihre beharrlichen Forschungen trugen nun Früchte in Gestalt einer weit fortgeschrittenen Technologie.
Eben-Emael war mehr als das Kernstück der Befestigungen an der belgischen Grenze. Es bildete das Zentrum eines weitverzweigten Systems breitgefächerter Verteidigungsanlagen längs der gesamten deutschen Grenze, welche die strategisch enorm wichtigen nordöstlichen Provinzen Frankreichs schützen sollten. Dazu gehörte eines der Wunder der industrialisierten Welt, der Albert-Kanal. Er war 130 km lang und wies ein halbes Dutzend dreifacher Schleusen auf, welche den ganzen Kanal in weniger als einer Stunde füllen oder leeren konnten. Entlang dieses Kanals verlief eine Reihe von Forts, von denen jedes in Reichweite der Artillerie des nächsten lag. Von Eben-Emael aus konnte man das gesamte System überschauen. Es ragte auf einem hohen Felsen über der für Belgien lebenswichtigen Maas und gewährte meilenweite, ungehinderte Aussicht auf das Gebiet nahe der deutschen Grenze. Das Fort war gewissermaßen ein Ausläufer des Albert-Kanals und bildete seinen höchsten Damm, der beinahe waagrecht war und sicheren Schutz gegen jeden direkten Angriff verhieß. Ihm schlossen sich andere steile Dämme aus Stahlbeton an, die mit einer 130 Meter weiter östlich in einer schmalen Schlucht fließenden Jaar verbunden waren.
Der gesamte Festungskomplex war von einem dichten Stacheldrahtverhau umrankt, der mit dreieckigen, stählernen Panzerhindernissen durchsetzt war. Dazu kamen riesige Minenfelder, die man von Maschinengewehrnestern in Betonbunkern aus mit Feuer bestreichen konnte. Dieses Reich des Todes wurde ferner im Westen durch einen tiefen Wassergraben von über 400 m Länge verstärkt, der Eben-Emael Ähnlichkeit mit einem phantastischen Kriegsschiff verlieh, das bis zu seinen Schlachttürmen im Boden versenkt war.
Kasematten, Schießscharten und Unterstände aus Stahlbeton ragten wie ungeheuer massive Türme von den Wällen der Festung. An allen wichtigen Punkten strotzten diese nur so von 60-mm-Panzerabwehrkanonen und 7,9-mm-Maschinengewehren.
Belgische Kriegsgefangene bei Eben-Emael mit ihren deutschen Wachen vor dem Abmarsch in ein Gefangenenlager. Es war für Belgien sehr demütigend, daß die mächtige Festung, von der man annahm, sie könne unbegrenzt lange Zeit Widerstand leisten, von den Deutschen mittels eines Überraschungsangriffs unter Einsatz unerwarteter Waffen - Segelflugzeuge zum Transport der Soldaten sowie Hohlladungsgranaten - binnen weniger Stunden eingenommen wurde. Hitler hat diesen Angriff selbst entworfen, doch seine Generäle schafften es, daß dem ehemaligen Gefreiten des Ersten Weltkriegs nach dem erfolgreichen Handstreich jeglicher Kredit für seine Verdienste um die Eroberung des Forts verweigert wurde.
Dieser uneinnehmbare Wall verbarg eine von Nord nach Süd 1000 m lange sowie 730 m breite Plattform, die groß genug für das gleichzeitige Austragen von 70 Fußballspielen war. Unter dem bombensicheren Bunkerdach befanden sich drei unterirdische Stockwerke mit Munitionsspeichern, einem halben Dutzend 175-PS-Generatoren, Reparaturwerkstätten, einem Funkraum, einer Kommandozentrale, einem Lazarett, Aborten, Duschen und Baracken für die 1200 Offiziere und Soldaten der Festung. Diese drei Stockwerke waren durch Treppen, Lifte und Lastenaufzüge miteinander verbunden. Letztere schafften die Munition direkt in den oberhalb des Erdbodens gelegenen Teil der Festung, zu den Geschützstellungen, welche die Gestalt von Domkuppeln aufwiesen und aus 30 cm dickem Stahl bestanden. Die hier verankerten 75-mm- sowie 120-mm-Geschütze konnten jeden Punkt innerhalb eines Radius von 20 km beschießen. Die Reichweite der Kanonen überschnitt sich mit derjenigen der Geschütze anderer Forts auf beiden Seiten von Eben-Emael.[1]
Obgleich ihre Kasematten bei zahlreichen Tests den stärksten Sprengladungen ihrer Zeit mühelos standgehalten hatten, strotzte die gesamte Fläche des Forts nur so von ultramodernen Fliegerabwehrstellungen. Sie waren speziell für den Abschuß von Sturzkampfbombern sowie zur Dezimierung von Fallschirmjägern konzipiert. Falls es aber entgegen aller Wahrscheinlichkeit einem Feind gelingen sollte, auch nur einen der Eingänge zu durchqueren, so verwehrten ihm zwei 1,80 m voneinander entfernte Türen, die massiver waren als Tresortüren einer Bank, ein Vordringen ins Innere der Festung. Diese Türen, die sich durch eine elektrische Steuerung schließen ließen, blockierten den Zugang zu dem Haupttunnel, der die drei unterirdischen Stockwerke miteinander verband.[2] Seit der großen Pyramide des Cheops hatte der Mensch kein dermaßen gewaltiges Bauwerk mehr aus dem Boden gestampft.
Bei den Offizieren und Soldaten von Eben-Emael handelte es sich um bestens ausgebildete und mit dem anspruchsvollsten technischen Gerät wohlvertraute Männer, also um eine Elitetruppe. Sie waren ihrer Zeit insofern voraus, als es für sie bedeutend wichtiger war, hochentwickelte Waffensysteme zu begreifen, zu unterhalten und zu bedienen, als wie gewöhnliche Soldaten mit den herkömmlichen Waffen zu kämpfen.[3] Zudem waren sie hochmotiviert und empfanden großen Stolz auf das, was nicht nur in Belgien, sondern weltweit als Wunder der modernen Militärwissenschaft und Inbegriff der Verteidigungsanstrengungen des Landes Bewunderung erweckte.
Niemand war von diesem ominös in Richtung Deutschland blickenden ungeheuerlichen Fort tiefer beeindruckt als Adolf Hitler. Er wußte, daß die Erstürmung Eben-Emaels unabdingbare Voraussetzung für den für Frühjahr 1940 geplanten Durchbruch durch die Ardennen war. Die Festung stand wie ein unbeweglicher Fels, der den Vormarsch der Wehrmacht nach Frankreich blockierte. Hitlers altmodisch denkender Generalstab war in dieser Frage zerstritten. Die meisten seiner konservativen Strategen gingen davon aus, daß ein geballter Frontalangriff im Stil ähnlicher, mörderischer Manöver des Ersten Weltkriegs nach zwei Wochen zum Erfolg führen konnte, daß aber schwere deutsche Verluste dabei nicht zu vermeiden sein würden. Um solche zu verhindern, schlugen diese Generäle eine lange Belagerung des Forts vor. Andere, weniger pessimistische Theoretiker kamen zum Schluß, die Operation könne vielleicht nach einer Woche blutigster Kämpfe erfolgreich abgeschlossen werden.
»Das ist immer noch zu lange«, wandte der Führer ein. Er wußte, daß eine Woche den Belgiern ausreichend Zeit gewähren würde, alle ihre Reserven zu mobilisieren und sich mit dem wohlausgerüsteten britischen Expeditionskorps sowie mit der riesigen Armee in Nordfrankreich zu vereinen. Die Alliierten würden dann eine überwältigende, kombinierte Gegenoffensive gegen die zahlenmäßig kraß unterlegenen, bei Eben-Emael steckengebliebenen Deutschen entfachen.
»Selbst im günstigsten Fall wird jede Verzögerung unsererseits den Belgiern genug Zeit geben, um alle Brücken zu sprengen, was unseren Vormarsch in ihr Land stark hemmen wird. Die Zeit wird gegen uns arbeiten.«[4]
Sollte die Offensive im Westen rasch vorankommen, so war der Zeitfaktor entscheidend. Hermann Göring konnte nicht versprechen, daß die Bomben seiner Luftwaffe ausreichende Durchschlagskraft zur Lahmlegung der Festung besaßen.[5] Und obendrein waren auch die den Deutschen zur Verfügung stehenden Informationen über die Festung erbärmlich dürftig und beruhten auf den zweifelhaften Auskünften von Deserteuren sowie Fotos auf Postkarten der Vorkriegszeit. Pikanterweise waren ausgerechnet zwei deutsche Unternehmen, die A.G. Hochtief in Essen sowie die Firma Dycherhoff & Widmann in Wiesbaden, ab 1931 in den frühen Phasen des Baus an der Festung Eben-Emael als Subunternehmer tätig gewesen, doch zwei Jahre später, nach der nationalsozialistischen Machtergreifung, verzichtete man auf ihre weitere Mitarbeit. Die Leiter dieser beiden Firmen übergaben den Wehrmachtskommandanten ihre alten Baupläne, doch die genaue Struktur der belgischen Verteidigungsanlagen blieb trotzdem unbekannt.
Im Hintergrund sieht man die Brücke von Canne, oder Kanne, welche die Belgier noch zu zerstören vermochten, ehe die vorrückenden deutschen Truppen sie überqueren konnten. Andere, nahegelegene Brücken konnten sie hingegen nicht mehr sprengen. Im Vordergrund ist eine Beobachtungs-Kasematte zu erkennen.
Als sich der Polenfeldzug seinem Ende näherte, zog sich Hitler in den Berghof zurück, sein Landhaus in den Bayrischen Alpen auf dem Obersalzberg. Dort wandte er sich wiederum dem Problem Eben-Emael zu und erdachte eine einzigartige Operation, mittels welcher sich das Fort innerhalb von einem oder zwei Tagen einnehmen ließ. Seinem Plan lag die Verbindung von zwei neuartigen Waffen zugrunde. Bei seiner jahrelangen, intensiven Lektüre war er auf eine Beschreibung des Monroe-Effekts gestoßen, den der amerikanische Sprengstoffexperte C.E. Monroe im Jahre 1888 entdeckt hatte.[6] Dieser Effekt tritt ein, wenn eine Explosion starke Schockwellen gegen die Oberfläche einer ausgehöhlten Struktur aussendet und dort eine entsprechende Erschütterung mit sehr starkem Druck und großer Hitze auslöst. Als 1935 die deutsche Wiederaufrüstung einsetzte, wies Hitler seine Militäringenieure an, sich dieses Prinzip beim Bau verbesserter Granaten zunutze zu machen, indem sie eine Metallauskleidung einbauten, welche die Sprengkraft auf den Sprengbrennpunkt konzentrieren sollte.
Das Ergebnis war die erste Hohlladung.[7] Bei Versuchen erwies sich deren Zerstörungskraft als größer denn die aller anderer bisher bekannten Geschosse, doch hatte sie den Nachteil, daß man sie nicht aus der Luft abfeuern konnte. Zu ihrem Einsatz brauchte es Infanteristen. Bei Kriegsbeginn waren zwei Varianten verfügbar, eine glockenförmige mit 10 kg sowie eine zweiteilige von 50 kg. Erstere konnte man in einer Art Tragetasche unterbringen, und ein Mann genügte, um sie an einem Sprengpunkt anzubringen. Doch die letztere, 50 kg schwere bedurfte zu ihrer Bedienung zweier Soldaten. Diese trugen je eine halbe Ladung, stürmten auf das Ziel los, setzten die beiden Ladungen zusammen, brachten sie an der feindlichen Stellung an, begaben sich schleunigst in Deckung und bedienten die Fernzündung.
Der zweite Teil von Hitlers Plan zur Eroberung der Festung wurzelte in seiner persönlichen Erfahrung mit Militärsegelflugzeugen. Sie waren beim Nürnberger Reichsparteitag von 1936 eingesetzt worden und hatten ihn durch ihre erstaunliche Präzision beeindruckt. Bei der geplanten Verbindung der beiden Waffen sollten Kommandos mit Segelflugzeugen auf der Festung abgesetzt werden. Geschah dies bei Nacht und in vollkommener Stille, so würde es ihnen vielleicht gelingen, einen vollkommenen Überraschungseffekt zu erzielen und die Kanonen mit Hohlladungen außer Gefecht zu setzen.[8]
Je gründlicher Hitler die verschiedenen Faktoren abwog - die Flugtüchtigkeit der Segelflieger, die mit schwerem Gerät ausgerüstete Männer tragen mußten, die Möglichkeiten einer Landung im Dunkeln, die Fähigkeit seiner noch nie im Ernstkampf getesteten Hohlladungen zur Durchdringung des Stahlbetons -, desto mehr wuchs seine Begeisterung für den tollkühnen Handstreich,[9] und er beschloß schließlich, den ganzen Westfeldzug eine Stunde nach der Landung in der Festung beginnen zu lassen. Die deutschen Generäle taten diesen Plan hochmütig als ?Akrobatenkunststück" ab und beharrten darauf, ihre Truppen würden Wochen oder gar einen Monat benötigen, um Eben-Emael einzunehmen. Hitler gab seinen Männern 60 Minuten. Er wußte, daß das Schicksal der geplanten gewaltigen Offensive vom Erfolg dieses einzelnen Angriffs abhing.[10]
Die zur Durchführung des waghalsigen Unterfangens auserkorenen Männer gehörten einer Eliteeinheit an, nämlich der siebten Fliegerdivision, bei der es sich um die weltweit erste Luftlandetruppe handelte. Die Fallschirmjäger fühlten sich in ihren federleichten Segelflugzeugen anfangs unwohl. Doch monatelanges, intensives Training längs der verlassenen Bene?-Linie an der ehemaligen deutsch-tschechoslowakischen Grenze, deren Befestigungen zumindest äußerlich eine gewisse Ähnlichkeit mit dem belgischen Fort aufwiesen, machte sie nach und nach mit ihren belastbaren, wenn auch nicht gerade bequemen Segelflugzeugen des Typs DFS 230 vertraut. Die Maschinen gehörten zu den leistungsfähigsten aller Zeiten. Konstruiert worden war das Flugzeug von der Deutschen Forschungsanstalt für Segelflug, die dem Rhön-Forschungsinstitut angegliedert war. Es trug eine Last, die fast ebenso schwer war wie sein Eigengewicht (1.275 kg). Bis zum Jahre 1943 waren der Luftwaffe insgesamt 1.477 Exemplare dieser robusten und gut zu fliegenden Maschine übergeben worden. Bereits wenige Monate nach der Vollendung der Konstruktionsarbeiten im Jahre 1939 waren mehrere hundert Stück hergestellt worden - gerade rechtzeitig für den Einsatz im Krieg.[11]
Die mit der Erstürmung des Forts betraute Truppe erhielt den Namen »Gruppe Granit«. Sie umfaßte zwei Offiziere, 73 Fallschirmjäger[12] sowie elf Segelflugzeugpiloten unter dem Kommando von Rudolf Witzig. Dieser 23-jährige Offizier war als Ingenieur, der sein Handwerk verstand, sowie als engagierter Berufsoffizier bekannt.[13] Beim zweiten Offizier handelte es sich um Leutnant Delica. In der Nacht des 9. Mai 1940 erhielt Witzig seine Anweisungen für den bevorstehenden Angriff. Seine Truppe war zwar zahlenmäßig schwach, doch war ihre Feuerkraft um so stärker. Neben Gewehren und Maschinenpistolen trugen die Segelflugzeuge 56 Hohlladungen, Bangalore-Torpedos zur Zerstörung von Stacheldrahtverhauen und sogar Flammenwerfer. Insgesamt transportierten sie mehr als fünf Tonnen Sprengstoff oder 50 kg pro Mann.
Um 3.35 Uhr morgens folgte der letzte Segelflieger seinem Schleppflugzeug, einer dreimotorigen Junkers 52, über dem Luftwaffe-Flugplatz bei Ostheim unweit der belgischen Grenze auf seinen Flug in die Dunkelheit.[14] Während des 50-minütigen Anflugs zum Ziel sangen Witzigs Männer die Fallschirmjägerhymne Rot scheint die Sonne, um ihre bis zum Zerreißen angespannten Nerven etwas zu beruhigen. Doch falls sie gehofft hatten, ihre Landung im Feindesgebiet würde völlig unerwartet erfolgen, so hatten sie sich getäuscht.
Während die ?Gruppe Granit" durch den schwarzen Himmel auf ihren Bestimmungsort zuflog, schrillten Alarmglocken durch die mächtigen Hallen von Fort Eben-Emael. Ganz Belgien war in Alarmzustand versetzt worden, und der Rundfunk berichtete von deutschen Truppenbewegungen an der Grenze. Major Jean Fritz Lucien Jottrand, ein Offizier der belgischen Armee, der viele Dienstjahre auf dem Buckel hatte, sorgte im Handumdrehen dafür, daß die Festung bereit war, jedem Angreifer einen heißen Empfang zu bereiten, und seine Männer warteten in ihren Stellungen gelassen auf den Beginn der Feindseligkeiten. Doch vorderhand war noch weit und breit kein Gegner in Sicht.
Etwa um vier Uhr morgens erhielt Jottrand aber einen Anruf von einem oberhalb der Erdoberfläche stationierten Beobachter:
»Flieger über der Festung! Ihre Motoren sind ausgeschaltet! Sie schweben fast regungslos in der Luft!«
Ehe der Major auch nur an eine Antwort denken konnte, begann eines der Luftabwehr-Maschinengewehre zu rattern, doch die anderen schwiegen.[15] Im ersten Licht des Morgengrauens verschwommen sichtbar, langsam und anmutig senkten sich Witzigs Segelflugzeuge auf das Dach der Festung nieder. Die Verteidiger waren wie gelähmt. Sie waren zu betäubt vom Anblick der an Tänzer bei einem Walzer gemahnenden Erscheinungen, um das Feuer zu eröffnen. Als sie endlich zu Besinnung gekommen waren und begriffen hatten, was da vorging, hallte die Luft von Maschinengewehrfeuer, und die Mündungen spuckten eine Salve nach der anderen auf die fledermausgleichen Schatten. Es war zu spät. Die Segelflugzeuge vollzogen in rascher Folge perfekte Landungen, manchmal weniger als einen Meter von ihrem jeweiligen Ziel entfernt. Es war 4.25 Uhr morgens, und die erste Luftlandeoperation der Kriegsgeschichte war in vollem Gange.[16]
Jottrand reagierte unverzüglich und ordnete die Zerstörung der nahegelegenen Brücke über den Albert-Kanal bei Canne an. Nur Minuten bevor ein weiteres Segelflugzeug der Luftwaffe sie für die heranrollenden Panzer retten konnte, flog diese in die Luft. Jottrand befahl Maschinengewehrfeuer auf die gelandeten Maschinen, die durch den konzentrierten Kugelhagel buchstäblich binnen Sekunden in Fetzen gerissen wurden. Doch zum Unglück für die Belgier hatten die deutschen Kämpfer ihre Segelflugzeuge bereits verlassen und hasteten in diesem Augenblick für die Verteidiger unsichtbar auf eine der wichtigsten Artilleriestellungen zu. Sie rannten die Kasematte hoch, setzen flugs ihre 50-kg-Hohlladungen zusammen, befestigten sie an ihrem Fundament, stellten die Zünder ein, liefen so rasch sie konnten den Abhang hinunter und warfen sich dann auf den Boden. Wenige Sekunden später erbebte dieser, als die lauteste Explosion ertönte, welche die Männer jemals gehört hatten. Eine 200 Tonnen schwere 120-mm-Kanone, das Ziel des Sturmangriffs, war förmlich aus ihren Verankerungen gesprengt worden und stürzte ihren eigenen Turmschacht hinab, wobei sie alle Männer in der Kuppel und mehrere Soldaten im Schacht darunter tötete.
Andere Fallschirmjäger brachten zur selben Zeit ihre 10-kg-Ladungen gegen die Stahltüren einer 75-mm-Kanone in Stellung. Diese flog buchstäblich über die Kasematte, rammte mit ohrenbetäubendem Krach gegen die Hinterwand und richtete Verheerung im Inneren an. Die Deutschen sprangen sogleich durch die durch die Explosion in die Mauer gerissene, klaffende Lücke und schwärmten ins Innere von Eben-Emael, wobei sie bei ihrem raschen Vorstoß mit ihren Maschinenpistolen alles niedermähten, was sich ihnen in den Weg stellte.
Kaum waren sie durch die Bresche vorgestoßen, erfuhr Jottrand dies, und er ließ die kolossalen Zwillingsstahltüren schließen, die zum unterirdischen Teil der Festung führte. Dann befahl er den beiden benachbarten Forts telefonisch, die oberste Plattform von Eben-Emael mit dem weitreichenden Feuer ihrer schweren Artillerie zu bestreichen. Im Fort Eben-Emael setzten die Deutschen inzwischen ihr Zerstörungswerk fort, indem sie eine Kanonenstellung nach der anderen mit ihren unwiderstehlichen Hohlladungen vernichteten. Das nun auf sie niederprasselnde Artilleriefeuer war höllisch und unglaublich präzise, so daß Witzig und seine Männer in den Kuppeln und Kasematten der bereits außer Gefecht gesetzten Geschütze Deckung suchen mußten.
Entschlossene Gegenangriffe der belgischen Verteidiger, die wie Schwärme gereizter Ameisen aus den Eingeweiden von Eben-Emael strömten, wurden jedes Mal von langem Maschinenpistolenfeuer der zahlenmäßig kraß unterlegenen Deutschen zurückgeworfen. Sie hielten nun uneinnehmbare Positionen inne, aus denen sie Handgranaten werfen und mit ihren MPs auf die zahlenmäßig weitaus stärkeren, doch in einer strategisch ungünstigen Stellung befindlichen Belgier schießen konnten. Obgleich die Festung schwerstens angeschlagen war, hatten die Angreifer die letzte Bedrohung der auf Maastricht vorstoßenden deutschen Truppen noch nicht aus dem Wege geräumt. Bei dieser handelte es sich um die Kasematte 12. Eine 10-kg-Hohlladung riß auch diese 75-mm-Kanone aus ihren Verankerungen und ließ sie gegen die Mauer sausen. Das Geschütz prallte dort ab, hüpfte wild 20 m bis zum Boden eines Treppenhauses, zermalmte dabei jeden und alles, was ihr im Wege stand, und setzte die gesamte Stromversorgung des ersten unterirdischen Stockwerks außer Betrieb. In bedrückende Finsternis gehüllt, taumelten die durch das Dröhnen der Granaten benommenen Belgier umher.[17]
Hitler hatte seinen Männern eine Stunde eingeräumt, um Eben-Emael zu nehmen. Sie hatten es in 20 Minuten geschafft.
Doch Jottrand dachte nicht an Kapitulation. Er wähnte sich hinter seinen Türen sicher, die stärker als die eines Banktresors waren, und wollte auf Verstärkung warten, die gewiß schon unterwegs war, um die Belagerten zu entsetzen. Tatsächlich wurden die Alliierten aber zu diesem Zeitpunkt bereits von den nun durch kein Artilleriefeuer aus der Festung mehr bedrohten Wehrmachteinheiten nach Lüttich zurückgedrängt, und schon bald durchschlug eine 10-kg-Hohlladung die doppelte Stahltür, als bestünde diese aus Pappe.
Um 12.15 Uhr forderte ein einzelnes Signalhorn die Belgier, die noch verzweifelten, aber vergeblichen Widerstand leisteten, zur Kapitulation auf. Während sein klagender Ton erscholl, ebbte das Feuer auf beiden Seiten ab, und eine seltsame Stille senkte sich auf die rauchenden Ruinen von Fort Eben-Emael. Mit seiner Übergabe brach die ganze Linie von Grenzverteidigungsanlagen zusammen, und von neuen Segelflugzeugen abgesetzte Truppen nahmen taktisch wichtige Brücken unversehrt ein. Innerhalb von Stunden brausten gepanzerte Wehrmachtkolonnen über sie ins Herz Belgiens.
Jottrand blieb noch eine Weile in seinem Quartier und verbrannte militärische Unterlagen. Er sprach dann einigen seiner verwundeten Männer Trost zu, ehe ein deutscher Oberst an ihn herantrat und ihn fragte:
»Geben Sie mir Ihr Ehrenwort, daß Sie im Fort keine Verzögerungsminen angebracht haben?«
Ein auf dem "Dach" der Festung (einem ausgehöhlten Hügel) gelandetes Segelflugzeug, das durch das Abwehrfeuer der Belgier zerstört wurde. Doch zu deren Unglück hatten die Deutschen die Maschine bereits verlassen. Im Hintergrund läßt sich eine falsche Kuppel des Forts erkennen. Von diesen gab es zwei, und tatsächlich lenkten sie eine Anzahl deutscher Soldaten eine Zeitlang von den wirklichen Zielen ab.
Mit gebrochener Stimme versicherte Jottrand wahrheitsgemäß, eine solche Maßnahme sei in Eben-Emael nicht vorgesehen gewesen. Der Oberst sagte nun zu den deprimierten und verwundeten Belgiern:
»Ich beglückwünsche Sie zu Ihrem Mut. Im Krieg muß es einen Verlierer geben. Es tut mir leid, daß es Sie getroffen hat, doch wir befinden uns im Krieg. Ich muß Sie nach Deutschland schicken.«[18]
Während eine traurige, über anderthalb Kilometer lange Kolonne von Belgiern den Weg in ferne Kriegsgefangenenlager antrat, stieß Hitlers Offensive mit der von ihm verlangten Geschwindigkeit vor. Die drei alliierten Armeen waren darauf nicht vorbereitet und wurden voneinander getrennt. Die Wehrmacht trat ihren ununterbrochenen Siegeszug im Westen an. Der Schlüssel zu diesen Triumphen war Eben-Emael gewesen. Hätte die Festung auch nur ein paar Tage lang Widerstand geleistet, so wäre der Sieg im Westen nicht möglich gewesen.
Witzigs Verluste betrugen sechs Gefallene und 20 Verwundete. Dies entsprach etwa einem Drittel der Gesamtstärke seines Kommandos, das den ganzen Morgen ununterbrochen gekämpft hatte. Die Belgier hatten 58 Tote und über 300 Verwundete zu verzeichnen.[19] Diese Verluste waren nur ein verschwindend kleiner Teil jener, die beide Seiten hätten erbringen müssen, hätte man die Eroberung des Forts konventionellen Strategen anvertraut. Die Eroberung der Zitadelle durch Witzig, mit gnadenloser Effizienz und brutaler Entschlossenheit durchgeführt, rettete um ein Vielfaches mehr Menschenleben, als bei der Operation ausgelöscht wurden. Diese war gewissermaßen der Inbegriff des Blitzkriegs, den die Gegner Deutschlands als barbarisch verdammten, doch der aufgrund seiner Kürze in Wirklichkeit trotz seiner Brutalität sehr viel humaner war als die endlos tobenden Abnützungsschlachten des Ersten Weltkriegs mit ihren Hekatomben von Opfern.
Es stimmt, daß die Festung Eben-Emael nicht ganz vollzählig bemannt war, doch die Belgier hatten alle Abwehrstellungen nach dem Lehrbuch besetzt. Jedenfalls spielte das zahlenmäßige Verhältnis zwischen Angreifern und Verteidigern bei ihrem Fall kaum eine Rolle, denn dieser wurde ausschließlich durch den vollkommen überraschenden Einsatz von Segelflugzeugen sowie der gewaltigen Zerstörungskraft der Hohlladungen bewerkstelligt - sowie durch die Schlagkraft und Kühnheit von Witzigs Männern, ohne die beide Waffen nutzlos geblieben wären.
Um ?dem Teufel die ihm gebührende Ehre zu erweisen", wie seine Gegner sich ausgedrückt hätten, gebührt die Anerkennung für den Erfolg des Unterfangens letzten Endes ohne Frage Adolf Hitler, der diesen verwegenen Handstreich ins Auge faßte, während Militärstrategen auf beiden Seiten die Festung als entweder gar nicht oder erst nach langen Kämpfen einnehmbar betrachteten. Ihr jäher Fall kam für die Alliierten, die mit einem wenigstens einwöchigen erfolgreichen Widerstand des Forts gerechnet hatten, völlig überraschend. Die darauf um sich greifende Panik wirkte bis Dünkirchen und dem Fall Frankreichs nach.
Selbst wenn Hitler niemals eine andere Militäroperation als diese ausgedacht und durchgeführt hätte, wäre der entscheidende Triumph von Eben-Emael bereits ausreichend, um ihm einen Ruf als einer der größten Feldherren der europäischen Geschichte zu sichern. Trotzdem wird er von den Hofhistorikern andauernd als stümperhafter Amateur dargestellt, dessen einzige Erfolge auf schieres Glück zurückgingen. Wenn er die Führung des Krieges Berufssoldaten im Generalstab anvertraut hätte, behaupten diese Historiker, so wäre das Reich womöglich siegreich aus dem Völkerringen hervorgegangen. Doch Deutschlands konservative Generäle ließen sich durch die Festung einschüchtern und wähnten, sie könne lediglich nach einer mit mittelalterlichen Methoden geführten Belagerung erobert werden. Hätte diese noch von der Einstellung des Ersten Weltkriegs geprägte Mentalität obsiegt, so wäre der Westfeldzug für die Wehrmacht zum Fiasko geworden.
Nach der Kapitulation bei Compiègne weigerten sich Hitlers Generäle anzuerkennen, daß er irgendeine Rolle bei der Eroberung von Eben-Emael gespielt hatte. Ihr Einfluß war dermaßen groß, daß sie es sogar fertig brachten, den populären, 1940 gedrehten Dokumentarfilm Sieg im Westen zu zensieren, indem jeder Hinweis auf den Segelflugangriff und die entscheidende Rolle, die der Führer dabei gespielt hatte, getilgt wurde. Weder die ?Nazi"-Luftwaffe noch Witzig und seine Männer wurden der Erwähnung für würdig befunden. Diese kleinliche Eifersucht seitens der Aristokraten im Generalstab war das Krebsgeschwür, das schließlich zur aktiven Subversion und der Zerstörung Deutschlands führen sollte.[20]
In der Folge brachten die Segelflugzeuge des Dritten Reiches sowie anderer Staaten ihren Besatzungen noch manche Lorbeeren ein. Besonders berühmt geworden ist ihre Rolle bei der Invasion Kretas, der Befreiung Benito Mussolinis aus seiner Gefangenschaft auf dem 3000 m hohen Gran Sasso sowie schließlich bei der Invasion in der Normandie.
Was die zerstörerischen Hohlladungsgeschosse betrifft, so sind diese heute noch in verbesserter Form bei Armeen aller Welt in Gebrauch. Doch die erstmals erfolgte, tödliche Kombination von Segelfliegern und Hohlladungen führte an jenem schicksalhaften 9. Mai 1940 an der belgischen Grenze zu einem einzigartigen militärischen Unterfangen mit weitreichenden Folgen.
Frank Joseph ist der verantwortliche Herausgeber von Ancient America, einer alle zwei Monate erscheinenden archäologischen Zeitschrift, die seit 1993 in Wisconsin publiziert wird. Mehrere seiner wichtigsten Artikel über die Geschichte der Luftfahrt sind vom US-Verteidigungsministerium veröffentlicht worden (»Sea to Shining Sea«, »The X-Planes«, »Breaking the Sound Barrier« etc.) und in etlichen amerikanischen Publikationen erschienen, einschließlich World War II, Command and Aviation Heritage, aber auch in britischen wie Fly Past und Air Classics. Ferner hat er für das australische Fernsehen das Drehbuch für The Temple of Mu geschrieben, einen einstündigen Dokumentarfilm über eine untergegangene Zivilisation im Pazifischen Ozean. Joseph hat sieben Bücher über Metaphysik und Archäologie verfaßt.
Anmerkungen
Mit freundlicher Genehmigung entnommen der Barnes Review, 7(4) (2001), S. 27-31 (130 Third St., SE, Washington, D.C., 20003, USA). Übersetzt von Jürgen Graf.
[1] Jean-Louis Lhoest, Les Paras Allemands au Canal Albert, Presses de la Cité, Paris 1964.
[2] Walter Melzer, Albert Kanal und Eben-Emael, Kurt Wohlwinckel, Frankfurt 1957, S. 122.
[3] L. Meesen, Ce que j'ai vu à Eben-Emael, Collection Nationale Civisme, Lüttich 1953, S. 96.
[4] H. Picker, Hitlers Tischgespräche im Führerhauptquartier, Stuttgart 1976, S. 212.
[5] Paul Tchekodlev, Hermann Göring, Regnery Press, Chicago 1971, S. 296.
[6] Lhoest, a.a.O., S. 87.
[7] Alistair Home, To lose a Battle, Little, Brown & Co., Boston 1969, S. 88. (Es kamen auch 1-kg-Ladungen zur Anwendung.)
[8] Col. E. James Mrazel, The Fall of Eben-Emael: Prelude to Dunkirk, Luce/New York 1970, S. 147.
[9] Unabhängig vom Führer hatte Luftwaffengeneral Kurt Student über die Erfolgsaussichten eines mit Segelflugzeugen geführten Angriffs auf die belgische Festung nachgedacht. Als Hitler dies erfuhr, ließ er Student zu sich kommen, und die beiden Männer arbeiteten den Plan gemeinsam aus. The Marshall Cavendish Illustrated Encyclopaedia of World War II, Band 2, New York 1985, S. 1012.
[10] Picker, S. 296.
[11] David Mondey, Concise Guide to Axis Aircraft of World War II, Temple Press, Middlesex/England 1984, S. 181.
[12] Eine andere Quelle gibt die Zahl mit 72 an (Greg Wzy und Ciaran Byrne, Fallschirmjäger Glider Operations in Belgium, May 1940. Die in TBR veröffentlichte Internet-Adresse ist nicht länger gültig, Anm. d. Red.
[13] Melzer, aaO. (Anm. 2), S. 123.
[14] Ebenda, S. 124.
[15] Meesen, aaO. (Anm. 3), S. 111.
[16] Home, aaO. (Anm. 7), S. 242.
[17] Mrazel, aaO. (Anm. 8), S. 178.
[18] Ebenda, S. 273. Man vergleiche die von Mitgefühl geprägte und ritterliche Haltung dieses Luftwaffenobersten mit dem seit mehr als einem halben Jahrhundert von Hollywood gepflegten Image der als hysterische Massenmörder verunglimpften deutschen Offiziere.
[19] Ebenda, S. 252.
[20] Roger Manvell und Heinrich Fraenkel, The Canaris Conspiracy: The Secret Resistance to Hitler in the German Army, Pinnacle Books, New York 1969.