Co więc przypadło sprzymierzeńcom jeśli wolno być dociekliwym ?  No i , samymi namiotami się Sobieski nie zadowolił .

Wimmer broni Sobieskiego i jego wojsko i ich usprawiedliwia pisząc, cytuję :

"Nie dziwmy się też dążeniu do zagarnięcia łupów przez żołnierzy polskich ( i Sobieskiego p.m.).Towarzysze jazdy w przeciwieństwie do całkowicie wyposażonych żołnierzy austriackich i niemieckich , musieli wydawać znaczne sumy na konie, uzbrojenie swoje i pocztowych. (k. c. podkr. T.v.R.)

Co mnie Pan bierze pod włos i na litość, ja się właśnie dziwię i to ogromnie !  Na co, w takim wypadku, poszły ogromne sumy  które Sobieski otrzymał z zagranicy ?  No i te z kieszeni polskich podatników ? A wikt i opierunek i podwody  zafundował  przecież cesarz !  Nie ma więc co się dziwić, że militarne znaczenie ówczesnej Rzeczpospolitej  było  znikome i nikt z tym sztucznym tworem poważnie się nie liczył . Jedni wyposażali i uzbroili , a w Rzeczypospolitej  werbowano wojsko jak za czasów Bolesława I - uzbrojcie się byle jak , a miecze i pancerze i dla każdego parę  błyskotek znajdziemy -- więcej niż uniesiemy - w Kijowie, Miśni, Wolinie, Gdańsku, Szczecinie, Pradze czy Wrocławiu .

W 17 wieku Sobieski poprowadził  armię po łupy , aby pod Wiedniem mogli się porządnie uzbroić i "zagrabić" swój  żołd.   Jak wyglądało morale takiej armi ?  Pieniądze zostały zdefrałdowane i część z pewnością  trafiła do kieszeni samego polskiego króla . No i nareszcie wyjaśniła się sprawa tych 6.000 tyś. wozów , które wojsko Sobieskiego tak mozolnie ze sobą  wlekło .

W tym czasie kiedy Sobieski i jego wojsko grabili tureckie precjoza ,wojska niemieckie z księciem Karolem na czele zbliżały się do Wiednia gdzie powitano ich entuzjastycznie , zajęli się "oczyszczaniem" okopów pod miastem z maruderów tureckich , walczono z nimi jeszcze do 10 wieczorem . Wycięto około 600 Turków a reszta poszła do niewoli .  Komentarz ?, - sądzę  że jest zbyteczny !

Ratowanie "sławy wojennej" Sobieskiego odbywa się ciągle i nieprzerwanie - od dziesiątek lat a nawet dłużej. Przed - powiedzmy - stu piędziesięciu laty   kiedy przepływ informacji był znikomy, dostęp do źródeł pisanych ­z różnych powodów utrudniony - polscy historycy, naogół z resztą  niemieckiego pochodzenia , w swej naukowej pracy opierali się z konieczności na skąpych informacjach lub na zasadzie "jedna baba drugiej babie" Co oznacza, że jak któryś wyrobił sobie "nazwisko" i coś powiedział czy "sprowadził" na papier , to następni powtarzali to za nim jak za panią matką .Tak dokładni znowu nie byli . Potwierdzanie wiadomości w wiarygodnych źródłach nie było nawykiem powszechnym . Jako mały przykład podam że najpierw, a więc dosyć dawno temu , według polskich historyków,  Sobieski przyprowadził pod Wiedeń jak na owe czasy i ówczesne polskie możliwości dużą armię żołnierzy w liczbie ponad 40.000 tyś. I to w ogromnej ilości składającą się z husarów i pancerniaków . Jak do tej liczby doszli ? Bardzo prosto, przeczytali zawarty układ pomiędzy cesarzem Leopoldem I i Sobieskim , w którym stoi jak byk,  że król Jan miał w razie tureckiego zagrożenia wysłać do Wiednia 40.000tyś. żołdaków. (prof. Zbigniew Wójcik twierdzi inaczej, uważa on że tę liczbę zaproponował Sobieski). Trochę dla podwyższenia efektu dodali na własną kapę i tak zrodził się kolejny polski mit . Było tak długo dobrze, dopóty jacyś omszali archiwiści i mniej omszali uczeni w Wiedniu  nie dostali do swoich rąk tego co ich koledzy w Polsce napisali . Zaczęli szperać , porównywać , oglądać stare mapy sprawdzać marszrutę poszczególnych oddziałów , czytać wspomnienia uczestniczących w bitwie osób i po krótkiej dyskusji  zakwestionowali to  co ci w Polsce podali do publicznej wiadomości.

Ci w Polsce po przedstawieniu dowodów spuścili z tonu i liczby żołnierzy . Korygowali parę razy i na razie stanęło na 21.000tyś . Mam podejrzenie że ta liczba jeszcze trochę się zmniejszy .

Na podobnej zasadzie wycofywano się z tej husarii i oddziałów konnicy pancernej . Warto może w tym miejscu zwrócić uwagę, że w świadomości większości społeczeñstwa utwierdziło się przekonanie, wyniesione ze szkoły, uniwersytetu , literatury okresu Romantyzmu i obrazów niektórych malarzy  na których widać Sobieskiego jak w wypolerowanej zbroi ścina czaszki mahometańskich wojowników otoczonego skrzydlatą husarią ktora w potężnej szarży zmiata z powierzchni wszystko co się jej pod nogi napatoczyło. Kiedy sporo później obejrzano mapy wiedeńskiej okolicy, a co niektórzy obejrzeli ją własnymi oczami , zapoznali się z tureckimi okopami i szańcami (też na orginalnych mapach) i doszli do wniosku że tych przeszkód nie mogła zdobywać super ciężka konnica (ponieważ było to niewykonalne), historycy zmniejszyli Sobieskiemu konnicę i dodali piechotę. Trzeba też z naciskiem podkreślić, iż ta sławna polska husaria   już wówczas była w Europie przeżytkiem. Wojskowy trend był już inny . Kładziono nacisk na większą wszechstronność kawalerii , nowocześniejsze uzbrojenie, większą operatywność na polu bitwy , na jej zwrotność i dostosowawczość do warunków geograficznych. Husaria jak runęła - i to przeważnie "na wprost"- było prawie niewykonalne  ją powstrzymać ,zawrócić

lub w czasie szarży zmienić kierunek uderzenia , gdyby taka zaistniała konieczność na polu bitwy. Podobnie z piechotą , przedewszystkirn była już zawodowa ,( raczej półzawodowa) nie zawracano głowy rekrutom takimi sprawami jak wystaranie się na własną kapę o karabin ,ekwipunek czy mundur , tylko na wyszkolenie i dyscyplinę . Wyścig zbrojeń trwał od zarania . Kto stał w miejscu znaczył mało lub nic, dokładnie jak dzisiaj . Wiadomo że to kosztowało sporo forsy , jak jednak znikała ona niewiadomymi kanałami w ręce wielmożów, to porządnego i w wystarczającej ilości wojska się nie miało. Mimo tego , ciągle i z uporem powtarzają dzisiaj  uczeni w historii oklepane frazesy , o potężnej sile militarnej ówczesnej Litwopolski . Mit !

Wracamy pod Wiedeń i kolejny cytat Wimmera, cytuję :

"Bitwa była już wygrana , aIe Sobieski słusznie obawiał się że cała armia turecka pod naporem wojsk księcia Lotaryńskiego wycofa się spod Wiednia pokonana i nie zniszczona . Obserwując rozwój sytuacji , wydał rozkaz do uderzenia całej masie kawalerii  własnej i księcia Waldecka , która (uwaga , uwaga ? p.m.) 'przypieczętowała zwycięstwo', rozbijając  'pozostałą większość sił osmańskich' i powodując bezładną ucieczkę wszystkich już wojsk Kara Mustafy." (Koniec cytatu, wszystkie podkreślenia moje.)

Nie będę już zawracał głowy co się stało z większością  sił osmańskich kiedy Sobieski ten rozkaz wydał . Pierwsi Turcy byli pewnie już pod Belgradem . Podobnie z tą mniejszością sił tureckich .

Bezczelne i  horendalne kłamstwo , na dodatek  tak ta wypowiedź  jest skonstruowana aby wytworzyć u czytelnika wrażenie iż Sobieski jest główną  postacią  tej bitwy i że miał on wszystko pod kontrolą .

Bitwa była już wygrana , nieprzyjaciel uciekał w popłochu i to na całej lini . Zadna szarża nie była już potrzebna , wystarczyło gdyby husaria spokojnie ze zbocza zjechała  co spowodowałoby że pozostałe grupki nieprzyjacielskie na sam jej widok dołączyliby do swojego wodza Kara Mustafy który już był za Wiedniem.                                

 W ostateczności mógłby jeszcze Sobieski im coś dosadnego krzyknąć na odchodne (ponoć znał turecki) i z groźną  miną pogrozić tą buławą co to trzymał w ręku .

Chcę też zwrócić uwagę na to , "przypieczętowanie", jak już nie wygrał to przynajmniej przypieczętował . Tak czy siak - przypisywanych zasług Sobieskiego nie łatwo dają sobie uczeni odebrać .

Nie złapał więc nasz bohater ani większości sił ,ani mniejszości sił tureckich , i też ich nie zniszczył . Po co w takim razie wkładają panowie uczeni Sobieskiemu w usta  słów czy powiedzonek , które - być może -  nigdy nie wypowiedział ?  Dla podreperowania minorowych nastrojów samych uczonych sfrustrowanych całą nieudaną  historią ? Czy,- o tak dla jaj ?

Teraz trochę z innej beczki.

W opisach i pracach naukowych - jak już często wspominałem - jeśli chodzi o sprawy niemiecko- polskie, pomija się jak tylko można zasługi tych pierwszych i co z tym się wiąże  nie do końca pisze się prawdę . Weźmy dla przykładu drobniejszą sprawę pod lupę , otóż prawie wszyscy i Wimmer też , do imienia Leopolda I dodają stanowisko cesarz , ale nie piszą czyj , wspominają jednak kiedy tylko mogą o jego austriackich wojskach i tym samym za pomocą tego małego "knyfu" sugerują swoją wersję historii.

Leopold I był Cesarzem Rzymskim Narodu Niemieckiego i  prawnym przedstawicielem całego narodu niemieckiego.

Teraz ta grubsza sprawa.

Cesarz odpowiedzialny był za obronę granic Cesarstwa również nad Renem, gdzie stały też jego wojska , które miały za zadanie powstrzymać Ludwika XIV przed wkroczeniem do Niemiec , "franzuzik" był w nieformalnym przymierzu (tajnym) z tureckim Sułtanem  i niecierpliwie czekał ze swoją armią  na zajęcie Wiednia przez Turków , aby zaanektować czy też złupić (od tego Francuzi byli specjalistami pierwszej klasy), kraje nadreńskie. Arcychrześcijański król Francuzów knuł i intrygował jak tylko mógł , wspierał sułtana finansowo który bez litości ścinał chrześcijańskie głowy nad Dunajem,  aby tylko dorwać się do bogatych nadreńskich miast , ponieważ aktualnie nie był przy większej gotówce i nie miał czym zapłacić swoim, robotnikom  którzy stawiali czy remontowali Wersal . Zapewne tym bystrzejszym mogło wpaść do łepetyny , że jedna z większych militarnych potęg w Europie, Brandenburgia,  nie przyłożyła do pokonania Turków ręki , otóż wyjaśniam, że "król słońce" prośbą i groźbą  wymusił na elektorze brandenburskim, Fryderyku Wilhelmie, aby się do tego "interesu" nie mieszał i został jego sprzymierzeńcem (nie na długo zresztą)  za co jemu coś obiecał ( pieniądze  wszystkich psuły) .

Widzimy więc , że Niemcy dysponowali w praktyce wystarczającą siłą militarną aby sami załatwić Turków pod Wiedniem  gdyby Francuzi po chrześcijańsku podeszli do sprawy ! Nawet papież z trzęsącymi się ze strachu łydkami nie mógł odwieźć katolickiego króla Francji od jego niecnych zamiarów .

A tak na uboczu ; dla tych co wiedzą i nie wiedzą , formalne zjednoczenie krajów naddunajskich nastąpiło wiele lat później po roku 1683 . I wówczas to  naparzali się Niemcy między sobą ile wlezie , wtedy jednak nazywali się już - Prusacy i Austriacy !

II

Zajmijmy się za tym, tym wielomówiącym i obiecującym postanowieniu o ściganiu i zniszczeniu Turków, w razie zwycięstwa . W tym celu cofnijmy się do końcowej fazy bitwy , do momentu w którym szarża polska "utknęła" przed namiotami Turków. Sobieski dewastował siodło wezyra , jego żołnierze grabili obóz , Turcy uciekali pieszo i na koniach,  unosząc ze sobą swoje zrabowane w Austri i na Wêgrzech skarby .

Ironia losu ?!

Nie mogły tego dokonać oddziały niemieckie księcia Karola , ponieważ  nieprzerwanie dążyły do Wiednia , bo książe obawiał się , że Turcy w ostatniej chwili (minierzy) mogą podpalić lonty przygotowanych min i wysadzić w powietrze duże części wiedeńskich umocnień . Ale nie tylko !  Wszak była to odsiecz Wiednia i chodziło w niej przedewszystkim o wyzwolenie tego miasta , o przegonienie Turków spod jego murów , o pokazanie się na oczy tym biedakom którzy gonili resztkami sił i wyczekiwali swych wybawicieli z dramatyczną niecierpliwością , a nie jedynie o zdobycie bogatych tureckich obozów ! Do tego celu nadawała się przedewszystkim konnica , i to ta która nie miała już nic do roboty , a była nią w większości konnica polska.

Podczas bitwy był taki moment, iż oddział Jabłonowskiego dogalopował do osady Penzing . Miejscowość ta leży bezpośrednio nad rzeką Wienflus i do miejsca w którym uciekała turecka arrnia  było, plus minus, 2,5 km . Sobieski powinien za oddziałem Jabłonowskiego skierować całą stojącą jemu do dyspozycji kawalerię , która przecięłaby armi tureckiej drogę odwrotu . Jest mało prawdopodobne by zniszczył ich wszystkich , z pewnością jednak dużo. Pod Wiedniem Turcy zbudowali obóz jakiego w Europie jeszcze nie widziano, stało tam 25.000tyś. samych namiotów , a więc więcej niż  polskiego wojska , i cały szkopuł polegał na tym , że Sobieski jeśli chciał swoich wojskowych posłać za Turkami - żeby ich spędzić razem - musiałby  wpierw oblecieć te wszystkie namioty !

Inne zdanie na ten temat ma Wimmer, ( historyk dostosowawczy, jak mniemam) , posłuchajmy co on ma na ten temat do powiedzenia. Cytuję :

"Przecięcie drogi ich odwrotu (Turkom p.m.) przez mosty na Wiedence  (Wienflus), jak to planował przed bitwą Sobieski , nie powiodło się / Obejście ich (obozy p.m.) było niemożliwe bo było  za daleko /. "   (k. cyt. p.m.)

Czy taki "geniusz wojskowy" – za jakiego uważają króla Jana polscy historycy - nie powinien wkalkulować w swoje dowodzenie  przeróżnych wariantów zniszczenia nieprzyjaciół przed bitwą ? Czy pisze się w naukowych bądź co bądź - rozprawach , co fantazja podpowie ?  następny cytat :

"O użyciu większych sił do pościgu nie było mowy, gdyż konie jazdy polskiej były zmęczone dwudniowym pochodem przez las Wiedeński i szarżą w trudnym terenie , żywiły się zaś przez cały czas tylko liśćmi z drzew." (k.c.)

 

He he he. Tak to jest , jak przeintelektualizowane typy zabierają się za za rzeczy na których się nie znają , i  ­pierwszego konia w swoim życiu – zobaczyli  w ZOO.

Dodaje Wimmer równocześnie; ".....że za nieprzyjacielem (uciekającym p.m. ) , wysłano całą kawalerię w sile 2300 jeźdców , ale akcja nie wypaliła , bo oddział  pod dowództwem Anastazego Miączyńskiego zabłądził -przechodząc obok miejsca gdzie zatrzymał się Wielki Wezyr“.

Komu on takie brednie wciska ? Kto w to wszystko bezkrytycznie uwierzył ? Sam autor powyższych cytatów broniąc koncepcji Sobieskiego pisał,  że do tego nadawały się oddziały polskiej konnicy i dzięki znakomitym koniom i doskonałemu wyszkoleniu jazdy , która mogła wykonywać druzgocące uderzenia w galopie - tych ciosów nie zadawała ! A o tym zabłądzeniu już lepiej nie wspominać !

W życiu ludziom różnie się układa i sądzę że jest to z pewnych względów w porządku.  Kiedy prof. Wimmer mozolił się nad rozwikłaniem zagadki  "Sobieski pod Wiedniem" na państwowej posadce w ciepłym pomieszczenu i przy przestronnym biureczku , ja chodziłem w błocie i słocie, robiąc setki kilometrów, na własnych nogach - za plugiem . I Bóg mi świadkiem , że tego nigdy nie żałowałem . Jedną z setek korzyści i doświadczeń  które wówczas zdobyłem to ta , że wiem ile jedna para koni  ciągnąc pług przez 10 - 15 - dni po 11 godźin dziennie może  wytrzymać - a Wimmer nie !

Zanim kupiłem sobie traktor  wszystkie prace polowe wykonywałem końmi . Była to zwykła para koni roboczych rasy wielkopolskiej , w bardzo dobrej kondycji , nie były tak znakomite jak te pod Wiedniem które ujeżdżali polscy kawalerzyści , ale dają głowę, że na którym bym nie siedział , kobyle czy wałachu , to dogoniłbym nawet w 20 kilometrowym pościgu niejednego tureckiego kawalerzystę - nie mówiąc już o tych co spiepszali per pedes - nawet jak siedzieli na tych swoich arabach a ja tylko na "wielkopolanach". W tej gonitwie jedne i drugie konie kiedyś musiały się zmęczyć !! To gonienie , to była tylko kwestia charakteru i zawziętości.

Teraz trochę o jedzeniu .

Konie lubią skubać liście , jak ich sie postawiło pod jakimś niewysokim drzewem lub w pobliżu krzewu   wrąbali sporo tej zielonki , nie oto jednak chodzi . Moje wówczas żywione były normalnie , dostawały żytnią sieczkę i 3 do 5 kg. śruty owsiano -jęczmiennej dziennie  i po tych 11 dniach nic nie straciły na swojej kondycji i wigorze , trzeba je było widzieć jak po pracy zdjąłem z nich półszorki i puściłern na łąkę , brykaniom nie było końca.

Pon profesor o kuniach nima zielonego pojyncia .  Takie alibi Sobieskienu było  niepotrzebne , nie słyszał też że jak dawniej wyruszało się w krótką   podróż ,  to brało się ze sobą 10 kg owsa , przywiązywało się toto do troka ,swojego albo pocztowego, i w razie końskiego apetytu  dokarmiało się kobyłę z czapki ! Przy normalnie odżywionych koniach i w dobrej kondycji  nawet całkowity dwudniowy post nie doprowadzi do żadnego ubytku kondycyjnego, pod warunkiem - że się ich poi . Aby zamknąć  tę kwestię  to przypomnę Wimmerowi -bo starszym krakowianom i. warszawiakom chyba nie potrzebuję - tych ówczesnych dorożkarzy , którzy dzień i w nocy stali do dyspozycji i w chwilach wolnych od pracy  koniowi przymocowywali do łba płóciany worek z karmą , i nieco wychudzona szkapa sobie pojadała a dorożkarz ucinał drzemkę.

Zejście z Kahlenbergu i 1.5 kilometrowa szarża która trwała 10 -- 15 minut nie mogła w żadnym wypadku doprowadzić do takiego wykończenia wierzchowców  żeby nie można było kontynuować pościgu - i to nawet 10 kilometrowego . Mogło by tak się zdarzyć tylko wówczas , gdyby konie były do dupy i przewracały się od samego podmuch wiatru . Wtedy nie można jednak mówić o doskonałych wierzchowcach - tylko o chabetach .

Jestem jednak pewien że te polskie konie były w porządku.                                                                             Reperuje się sławę króla również tak , cytuję Wimmera :

"Sobieski nakazał podciągnąć działo i ostrzelać sztandar, ofiarując 50 zł. za celny strzał . Odległość była jednak za duża , brakowało też prochu , większość bowiem wozów amunicyjnych pozostała w dolinie Weidlingbachu, ogień okazał się więc nieskuteczny". (k.c. p.m.)

 

Wimmer zamiast zostać historykiem powinien założyć biuro reklamowe !

Po co ściągać działo jak nie było prochu ?  Jak odległość była za duża, to po co ściągano działo ? Nie było prochu - a ogień miał być skuteczny ?

Jak dla mnie to tego kręcenia już za dużo , ale to nie koniec. Sława króla bladła z godziny na godzinę jak Wimer zapoznawał się z tą bitwą i trzeba było działać , i się pisało...pisało... tak !

 

"Bitwa była już wygrana ale Sobieski obawiał się ..bla, bla bla , Sobieski przewidywal ale okazało się...bla,bla bla ,  Król zaakceptował jego zarządzenia...bla bla bla , Jak planował przed bitwą król polsk , nie powiodło się....bla bla bla...

W końcu dowiadujemy się część prawdy, cytuję Wimmera :

 

"W bitwie pod Wiedniem Sobieski nie mógł bezpośrednio dowodzić wszystkimi wojskami . Nie pozwalała na to rozległość  terenu , poprzerzynanego licznymi parowami i pokrytego dość bujną roślinnością , z żadnego ze stanowisk dowodzenia nie można było widzieć  co dzieje się w kotlinach , za pagórkami, tym bardziej że obraz przysłaniały dymy wystrzałów z dział i muszkietów . Niemożliwe też było wydawanie rozkazów na podstawie meldunków przywożonych przez kurierów , sytuacja bowiem zmieniała się szybko . Poszczególni dowódcy kierowali więc walkę sami , mieli zresztą zastrzeżone prawo bezpośredniego dowodzenia swymi oddziałami".

Na koniec zaś łaskawie dodaje,

"Wśród nich wielką rolę odegrał Karol Lotaryński świetnie dowodzący lewym skrzydłem".

A więc jednak ! Okazuje się , iż to co napisałem na początku tego krótkiego szkicu jest trafne -  jak się nie dowodzi - to nie można być też zwycięzcą  !  Po co więc te kłamstwa, przeinaczenia , stawianie pomników, propagandowa literatura , olejne obrazy ? Trzeba było to zwycięstwo  skwitować jednym zdaniem.

W bitwie pod Wiedniem , która zakończyła się zwycięstwem sprzymierzonych , główną rolę odegrały wojska niemieckie dowodzone przez swoich książąt , niebagatelną rolę odegrały też pomocnicze oddziały polskie przyprowadzone pod Wiedeń przez króla Jana IIl Sobieskiego .

Krótko , zwięźle i sprawiedliwie ! Jedyny problem w tym , że nikomu nie może taki sprawiedliwy osąd przejść przez gardło .Pościgu za turecką armią nie było , co więc robił Sobieski ?

"Sam król udał się za obóz i spoczął w pobliżu Wiedenki (rzeczka p.m),  tu przybyli doń książe Waldeck i inni generałowie niemieccy z gratulacjami i podziękowaniami za doprowadzenie do zwycięstwa" ,                              jak donosi Wimmer.

Czymże tak wykończył się bohater Sobieski że musiał  "spocząć" ! Zbroi na sobie nie nosił , trzymał  tylko w ręku buławę , ile mogła ważyć ?  Przypuszczam że nie więcej jak 0,5 kg.  W tej krótkiej szarży udziału nie brał , bo Wimmer twierdzi że , cytuję :

"Król podprowadził oddziały w pobliże przeciwnika i zatrzymał się na pagórku . Obserwując ze swoim otoczeniem natarcie". (k.c.)

Nie będę niczego złego twierdzić,  bo mnie w tych namiotach nie było , musiał jednak tam stracić sporo sił , bo jadł i większą część dnia spędził na luzie na Kahlenbergu .

Skromnie przypominam,  że wśród gratulantów nie było księcia Karola , - walczył jeszcze z Turkami !  Fajnie było być cesarzem ale jeszcze fajniej polskim królem !  Gdyby ktokolwiek miał ochotę w tej chwili poderżnąć mi gardło - z powodu tej adrenaliny - niech sekundę poczeka i zada sobie trud i przeczyta następne zdanie wygłoszone przez prof Zbigniewa Wójcika "eksperta" od Sobieskiego, cytuję :

"Jan IlI przedwcześnie się starzał , stawał się małostkowy, zdziwaczały i przedewszystkim chciwy tak , że mamy prawo postawić pod znakiem zapytania jego uczciwość." (k.c. p. m.)

Wójcik wyraża się elegancko, ja nie widzę potrzeby aby to czynić , i dlatego piszę wprost  że historycy w Polsce wiedzą  więcej niż to co łaskawie podają swoim czytelnikom , robią ich w konia.! Jak pisze profesor, że ma "prawo" , to ma na to dowody  że Sobieski był malwersantem i Bóg wie czym jeszcze ! A więc kawę na ławę profesorze !

Ja już napisałem co o nim myślę ! I nie wierzę że król był nieuczciwy dopiero pod koniec swojego życia , nieuczciwy był przed Wiedniem , w czasie Wiednia i po . Rozpoznali się na nim już  jemu współcześni , i to w jego własnym kraju , cytuję sfrustrowanego  prof Wójcika:                                                                                                               "Jest jakąś potworną ironią losu , że zwycięstwo wiedeńskie zamiast polepszyć , p o g o r s z y ł o  sytuację Jana III w kraju" . (podkr T.v.R.)

A co ! , miało polepszyć  ?  Czy to jest tak trudno zrozumieć ?  Nie potrzeba być profesorem historii i "autorytetem" aby tę   dziecinnie łatwą łamigłówkę  rozwiązać i to bez wieloletniego siedzenia w fotelu lnstytutu Historii czy na uczelni . Po prostu prawda wyszła na wierzch bardzo szybko . Wiedeń nie leży na Alasce . Prywatne kontakty były na porządku dziennym , szczególnie wśród "wysoko" urodzonych . W gabinetach wielmożów i bogatego mieszczaństwa sprawa odsieczy była tematem "z pierwszej stron gazet".  Oni wszyscy wiedzieli dokładnie co Sobieski pod Wiedniem robił i jak się zachowywał . Szczególnie dobrze o wszystkim poinformowani byli ci   z tak zwanej opozycji prohabsburskiej. W Polsce żyło  sporo pragmatyków , nie tylko romantycy ! Paręset lat później sytuacja się odwróciła , szczególnie - na katedrach historii !   Wszyscy w Polsce wówczas wiedzieli  kto pod Wiedniem " wygrał” !

Zaszkodziło Sobieskiemu w pierwszym rzędzie, że cały zaszczyt tego zwycięstwa swojej królewskiej głowie przypisał , a więc pycha i bufonada , i dodatkowo - zagrabienie całej (wartościowszej) zdobyczy . Francuski historyk prof. Charles Higounet wygłosił swego czasu taką uwagę (cytuję z pamięci , nie chce mi się szukać) "zadaniem historyka jest o historii relacjonować a nie ponad nią osądzać". Powinien tę regułę w formie sentencji powiesić sobie nad biurkiem prof Wójcik i nie tylko on . Dodatkowo sto razy dziennie powtarzać sentencję św. Augustyna "verum mihi videtur esse id, quod est"  (wydaje mi się tylko to być, co jest) . Rezultaty tego zwycięstwa - poza oczywistym uwolnieniem Wiednia - były mizerne , zdobyto armaty, broń, proch i obozy pozostawione przez Turków, lecz armi nie zniszczono. A dodatkowo,-

 zwycięstwo pod Wiedniem zostało okupione przez sprzymierzeńców niewspółmiernym do jego rozmiarów stratą około 4000tyś. żołnierzy, w tym l 500 zabitych . Blisko połowę zabitych stanowili Polacy , szczególnie wiele ich padło podczas dramatycznych zmagań oddziałów Sieniawskiego .

Oba "próbne" ataki które nakazał przeprowadzić Sobieski  Zbierzchowskiemu i Sieniawskiemu  doprowadziły do tego, iż oddziały polskie które stanowiły mniej niż 1/3 sił sprzymierzonych  - poniosły nieproporcjonalne straty w żołnierzach . Ataki te to poroniony pomysł króla , który jako dowódca polskiego kontygentu powinien stanąć przed sądem wojskowym i za te niepotrzebne straty  być osądzony i zmuszony do wypłacania renty rodzinam poległych żołnierzy . Próbny manewr , czy też próbny atak , przeprowadza się na poligonie. Jak chciał Turków przestraszyć i zobaczyć jak zareagują , mógł to zrobić sam ze swoją gwardią przyboczną , ponoć bali się go strasznie (??), nawet to dowództwo wycyganił  przedstawiając ten argument .

A najlepiej by było , gdyby poczekał aż reszta tureckiego wojska pod naporem sił niemieckich ucieknie, lub też stał w pogotowiu i obserwował pole bitwy , i w momencie gdyby do tego doszło że oddziały niemieckie musiałyby się cofnąć i ofensywa się załamała , uderzyłby na Turków całą mocą od tyłu , przodu , z góry czy z dołu i ich wykończył . Te podskakiwania i ruchawki polskiej konnicy ze strategią i aktualną sytuacją na polu bitwy nie miały nic wspólnego , były one niepotrzebną hekatombą złożoną z polskich żołnierzy. Podobnie zrobiono z polskimi żołnierzami pod Lenino .

Jak niebezpieczna była to chwila  kiedy oddziały polskiej kawalerii ( bez wsparcia polskiej piechoty ) uciekały przed Turkami , świadczy fakt, że w ucieczce przed nimi stracili głowę do tego stopnia , że nie uciekali do swoich,. lecz jak relacjonuje Wimmer , cytuję :

"Z dziesiątkowane oddziały zawróciły i uciekały ścigane przez masy jazdy tureckiej . Szerokim łukiem dotarły one do stanowisk piechoty bawarskiej (NIEMIECKIEJ , panie Wimmer) , której ogień powstrzymał Turków ."( k.c.)

A co by się stało gdyby w tym miejscu  tych bawarczyków nie było ? Czy lepiej,  gdyby tylko pod Wiedniem byli sami Polacy i Sobieski ?  Tak się ucieka o życie ! Teraz parę luźnych przemyśleń i skojarzeń.

Parę lat temu  prof Karski (ten sławny kurier AK )  zamieszkały w Ameryce , w swoim krótkim wywiadzie dla tygodnika Wprost  wypowiedział zdanie które cytuję z pamięci :

Polacy którzy od 700 lat nie wygrali ani jednej bitwy i ani jednego powstania (...)

Jak można i należy tę wypowiedź dostojnego profesora rozumieć  na tle tych do znudzenia powtarzanych przez polskich historyków bredni ?

Prof.  Wójcik twierdzi , cytuję :

"Znakomity plan zaatakowania oblężniczych wojsk tureckich pod Wiedniem, nie od wschodu , nie frontalnie, lecz od północnego zachodu poprzez las Wiedeński było koncepcją i jego i księcia Karola Lotaryńskiego do którego obaj doszli niezależnie , a ktorą później ostatecznie uzgodnili." (k.c.)

Można i tak kręcić. Nie będę do znudzenia powtarzać jakie inne możliwości zaatakowania Turków przez Sobieskiego w chodziły w rachubę , wyjaśniam jednak, że był jeden most (o którym wiedział król ) i ten leżał dokładnie na północnym zachodzie od Wiednia . Innego Sobieski nie znał ! Oraz.... że Niemcy budowali nowy o którym nie wiedział !  Za chwilę wrócę do mostu , ale już ostatni raz. Koronym argumentem polskich uczonych - broniących do upadłego tezy,  że był to pIan króla Jana III - ma być ów sławny już list z 22 lipca 1683r. w którym król zapytywał się księcia Karola o możliwość przeprawy , i ten drugi, w którym Sobieski "kazał" Niemcom ten istniejący pilnować . Na tej kruchej i śmiesznej podstawie w długich akademickich dyskusjach  doszli do wniosku , że musiał  mieć plan  skoro ten most tak jego interesował., nie przyszło "uczonym" zupełnie do głowy że chciał tylko tym mostem przejść suchą stopą na drugi brzeg Dunaju ?

Cytat Wimmera :

"Dowodzi to (te listy i mapy , p.m.) że nie znając jeszcze wyników ustaleń narady z 20 lipca , na podstawie owych ogólnych map (dostał też dokładne  p.m.) zakładał z góry przeprowadzenie operacji odsieczowej od zachodu , a więc przyjmował tę samą  koncepcję co książe Karol.

Uparte kozły !  Przecież był do cholery tylko jeden most . Cytuję Wójcika :

 

"Odmawianie Sobieskiemu głównej zasługi w wielkiej zwycięskiej bitwie z 12 września jest bezpodstawne i nie znajduje wiarygodnego uzasadnienia w źródłach historycznych"  (k. c. podkr. moje.)

Co mnie podkusiło  żeby z takim kretynem się spierać ?  Sroty pierdoty kapusta i gnoty - jak bezwiednie powtarzała moja wówczas czteroletnia wnuczka.

Jeżeli te dwa listy mają być tym dowodem, to niech Bóg ma w opiece sławnych uczonych . Niema innych ? Według Wójcika są -  tylko niewiadomo gdzie ?

Cóż może być jednak   w i a r y g o d n i e j s z e g o   od przebiegu samej bitwy , to jest historyczne

źródło , i to niepodważalne !  Bitwa jest dowodem , a nie jakieś tajemnicze źródła !

Teraz końcowa uwaga o tym moście , Wimmer pisze , cytuję :                                                                                

"Tak więc plan odsieczy poprzez Las Wiedeński powstał jednocześnie i niezależnie u obu dowódców i był  później przez nich dopracowany w toku korespondencji  i osobistych już narad po przybyciu króla polskiego do Austrii (??). Za miejsce przeprawy wojsk polskich i austriackich przyjęto Tulln , gdzie rozpoczęto budowę  mostów pontonowych" .(k. c. p.m.)

Gdybyś milczał  uważano by cię za mędrca , ta grecka sentencja pasuje jak ulał do tej wypowiedzi .Ratowanie Sobieskiego jest tak  karkołomne i żenujące , że ma się stuprocentową  pewność że  jego obecność pod Wiedniem była taka jaka była . Autor tego cytatu usiłuje zasugerować czytelnikowi , że Sobieski który przybył pod Wiedeń 3 września  w jakieś tam naradzie z niemieckimi dowódcami  ustalił, że przeprawa wojsk odbędzie się pod Tulln , i że niby dopiero wtedy zabrano się chwatko za wykonanie rozkazu króla i rzekomo jemu podległych dowódców i zbudowano ten most . Tak daleko tak dobrze !  W poniedziałek jednak , 6 września , wojska księcia Karola i oddziały polskie przeprawiły się już na drugi brzeg Dunaju ! ! !  Wynika z tego , że przy ulewnym deszczu , wezbranych nurtach rzeki i wartkim prądzie , most zbudowano w 3 dni. To znaczy, że po rozkazie Sobieskiego ściągnięto w to miejsce cały materiał  potrzebny do budowy tego mostu , zorganizowano 2000 saperów i dodatkowo 600 pomocników i opracowano konstrukcję .                                                                                   Radziłbym Wimmerowi , aby zadzwonił do naczelnego sapera polskiego wojska , umówił się z nim pod Warszawą nad Wisłą , i tam zapytał  się jego,  ile czasu będzie potrzebował  -jak wyda jemu rozkaz - na zbudowanie w tym miejscu przeprawy przez rzekę , w warunkach zbliżonych do tych pod Wiedniem  razem ze ściągnięciem potrzebnych materiałów w roku 1985 .                                                                                        Czasami sumienie nie daje spokoju i wtedy uczony historyk uchyla rąbek skrzętnie ukrywanej tajemnicy. Wówczas jednak cedzi te wiadomośći  przez zęby i pisze . Cytuję Wójcika .

"Z drugiej wszakże strony trzeba zdecydowanie podkreślić,  że zwycięstwo było wspólnym dziełem Polaków, Austriaków i Niemców, co zwłaszcza w polskiej świadomości historycznej nie znalazło jeszcze dostatecznego odzwierciedlenia.“( k.c)

No,- nie znalazło ! Ale też długo jeszcze nie znajdzie ! I pytanie : kto do diabła jest za taką świadomość odpowiedzialny ? W tym powyższym cytacie - sam Wójcik - który cieńkim głosikiem i nieśmiało sugeruje że pisaną  polską historię należy zmienić - sam ją fałszuje za pomocą przestawienia kolejności nacji  które proporcjonalnie przyczyniły się do wygrania tej bitwy !  Powinno przecież być: Niemców i Polaków , zgodnie z historyczną prawdą . Nie jest to jednak sprawa łatwa jak się zaraz przekonamy . W pierszym rzędzie powinni tą "świadomość posiadać  nadworni historycy , Wójcik pierwszy powinien dać przykład, sam do tego nawołuje. Okazuje się jednak  że z tego polityczno- patriotycznego chomąta  sam wydobyć się nie może, i jednym tchem wali bez ogródek , cytuję :

"Wiekopomne zwycięstwo pod Wiedniem, które przyniosło tyle chwały Polsce, jej armi a przedewszystkim jej królowi , odbiło się głośnym echem. w całej Europie, było ostatnim wielkim triumfem Rzeczypospolitej na międzynarodowej arenie politycznej i wojennej“ (k.c. p.m.)

Nie można konkretniej ? , czyim wreszcie triumfem -Polski czy Rzeczypospolitej ? Tamta to była Litwa, Białoruś, Ruś czyli Ukraina , Prusy i Polska .

Jeszcze przed chwilą , to znaczy w poprzedniej jego wypowiedzi , delikatnie sugerował o zmianę tej "świadomości" i mimo to świadomie tę  nieświadomość pogłębia . Zdaje się  że coś mi się pokićkało ! Chyba jednak nie ! Inny profesor , pan Paczkowski, też historyk ,wypowiedział się kiedyś że w narodzie polskim nie ma żadnej świadomości historycznej , lub- że jest znikoma. Przy takich nauczycielach nie powinien on sobie zbyt dużo obiecywać .Kiedyś po premierze filmu Ogniem i mieczem , niedawno temu , zrobił się niemały szum wokół ­przemilczanej przez polską stronę - pacyfikacji Ukrainy . Oburzała się najmocniej strona ukrainska . Coś trzeba było zrobić  i jakoś tę sprawę wyjaśnić polskiemu społeczeństwu . Najlepiej w PTV i dzienniku : na minutę lub dwie  wpuszcza się w okienko jakiś "autorytet" , który w paru zdaniach wyjaśnia sprawę . Tak było i tym razem , na krótką chwilę  pojawiła się sympatyczna twarz prof Wójcika , który z rozbrajającym uśmiechem  zakomunikował  szanownej publiczności : sprawa jest wyolbrzymiona i nie odpowiada tak zupełnie prawdzie historycznej , została ona przez nas dokładnie sprawdzona w mozolnych badaniach , przy których nie pominęliśmy żadnego dokumentu historycznego , bla b1a bla . I wszysko znowu gra ! Siedzi sobie przed telewizorem jakiś X i mówi : no proszę , co ci cholerni Ukraincy znowu wymyślili , to oni nas palili i mordowali , ojciec mi to przecież  opowiadał , nie ma żadnej wątpliwości , taki mądry profesor chyba wie co mówi , na dotatek puścili to na całą Polskę , gdyby to co mówią Ukraincy było prawdą  to taka państwowa TV nie ośmieszałaby się , i to przed całą Polską .  No właśnie :)?

Nie oto jednak chodzi , nikt nie zapytał się profesora wprost , jakie to są dokumenty , i gdzie można je znaleźć i przeczytać ? Jest to nagminnie stosowany chwyt , nikomu przecież nie przyjdzie do głowy podważając prawdomówność , "autorytetu". Gdyby na drugi dzień profesor zamieścił okolicznościowy i wszystko wyjaśniający artykuł w którymś ze stołecznych dzienników, i przedstawił te dowody , byłoby to O.K. Tego jednak nie może zrobić , bo ta pacyfikacja Ukrainy była faktem - i to historycznym faktem ! Taka zabawa w ciuciubabkę . Przytoczę w tym miejscu dosyć spektakularną i ciekawą ale ponurą " historyjkę". Paweł Jasienica vel Lech Beynar  czy  też odwrotnie , w swoich pseudo- naukowych  podręcznikach historii - którymi zaczytywali się swego czasu Polacy , i na nich , "chapnęli  trochę historiii", pisał w pewnym momencie tak , cytuję :                                                                                                                                                              "Właściciel ogromnych latyfundiów w Bracławszczyźnie ( Koniecpolski p.m.) a rdzenny Polak z pochodzenia potrafił  uspokoić  plebs bezwzględnie, także stryczkiem , toporem i palem . (k.c. podkr moje.)

Kiedy Jasienica pisał o Rycerzach Zakonnych ("Krzyżakach" ) używał innych wyrażeń . Zakonnik podobno gwałcił i mordował . Polak zaś na Ukrainie "uspokajał"  krnąbrnych Rusinów za pomocą , na przykład pala .

Nic nie dodał , nie opisał też jak takie "uspokajanie" na palu wyglądało.

Otóż , na wbity lub leżący na ziemi drewniany pal , zaostrzony z jednego końca siekierą w czub , wsadzano lub nadziewano ryczącgo z bólu delikwenta . Potem już tylko do związanych jego nóg przymocowano półszorki pary koni , powiedziano : wio..., i to byłoby wszystko.

Zadziwiająca moralność !

Gdyby zbadano te dokumenty rzetelnie i naukowo , dowody i relacje drugiej strony ,  podano to do publicznej wiadomości , to nie jednemu "puściły" by nerwy .  Nie twierdzę że Ukraincy byli aniołkami , ale to ich maltretowano , jakoś musieli się we własnym kraju bronić , szczególnie że takich "koniecpolskich" było na pęczki. To margines, wracam pod Wiedeń .

Zwycięstwo pod Wiedniem  faktycznie znalazło uznanie w oczach ówczesnej Europy , i wielu nie znając szczegółów było gotowych przyznać dużą  zasługę Sobieskiemu . Wynikało to jednak z tego, że był jedynym królem na polu bitwy  i rozumowano następująco: skoro tam był król  to musiał dowodzić . W świadomości wielu , a szczególnie tych którzy byli rządzeni w państwach o ustroju absolutystycznym  w ogóle inna myśl nie przyszła do głowy . Ci natomiast , którzy byli na miejscu lub w pobliżu , mieli całkiem inne zdanie.

Jego "tryiumfalny" wjazd , do nie przez niego oswobodzonego Wiednia , był zupełnie nie zasłużony, powodowany pychą i małostkowością , odebrał tym innym zasługi z odniesionego zwycięstwa , arogancja i buta i zarazem  bezczelne zagarnięcie większości łupów wojennych ( w dodatku tych najbardziej wartościowych) doprowadziły do tego , iż w dzień po bitwie cesarz Leopold I nie chciał jego na oczy widzieć !  Sobieskiego spotykał afront za afrontem . Bezczelne i ordynarne pchanie na węgierski tron  swojego syna Jakuba  było politycznym antymajstersztykiem króla Jana III .

Jego , "polityka" i zachowanie  doprowadziło do tego , że niemiecka  ludność  zaczęła się do niego odnosić wrogo - i do polskich oddziałów - i domagać  się natychmiastowego ich odejścia.

Walter Leitsch , współautor książki "Zwycięstwo pod Wiedniem 1683"; analizując postać Sobieskiego i ówczesnej sytuacji politycznej w Polsce pisze , cytuję :

"Po klęskach w latach piędziesiątych , sześdziesiątych i siedemdziesiątych XVII wieku ,upadło znaczenie polityczne Polski ./ Sobieski sam bez sprzymierzeńców , niewiele mógł osiągnąć ./ U potencjalnych sprzymierzeńców zainteresowanie współpracą z Polską było minimalne./ Przedewszystkim nad wyraz skrommne było znaczenie Polski jako siły militarnej./ Rok 1683 stworzył dla króla znakomitą okazję ./ Gdyby on w jakiś sposób z użytkował  te umiejętności , wychodząc poza czysto polskie zainteresowania , wpłynęłoby to pozytywnie na prestiż Polski w Europie./ Nie skorzystali z przymierza Polacy jako nacja polityczna ./ Sami pozbawili się możliwości owoców głośnego i znaczącego zwycięstwa./" (koniec cytatów.)

 

Nie podpisuję się w całości pod treścią  tych wypowiedzi , są dla mnie zbyt "dyplomatyczne", są jednak dostatecznie mocne  i oddają  w pełni ówczesną  rzeczywistość . Jego działalnością polityczną zajmę się w osobnym szkicu . Natomiast fakt że swoim zachowaniem i pychą oraz glupotą  pozbył się z mety swoich sprzymierzeńców i partnerów,  świadczy o Sobieskim jaknajgorzej . Traktowanie potencjalnych sprzymierzeńców  politycznych i wojskowych z góry , nonszalancko i niesprawiedliwie , kompromituje osobą króla również jako polityka . Próby ratowania osoby króla przez historyków , którzy w mini szczegółach i analizach wyszukali parę pozytywnych dokonań z przeszłości i je nagłaśniają , są bez znaczenia . Liczy się finisz . Meta . Końcowy efekt , a ten był  - żaden !  Cóż z tego że kiedyś tam pokonał sprzymierzeńców tureckich - Tatarów czy Kozaków; dawniejszych polskich terytoriów i tak nie odzyskał .

W końcu po wielu pochwalnych peanach na cześć Sobieskiego , po powoływaniu się nawet na Clausewitza i innych wojskowych historyków , po uznaniu go za wojskowego i politycznego geniusza , prof Wójcik z bólem przyznaje. Cytuję :

"Nie zrealizował przecież żadnego ze swych planów politycznych , przedewszystkim tego największego, związanego z Prusami Książęcymi . Nie zapewnił żadnemu ze swych synów korony ani żadnego dziedzicznego władztwa . Nie przeprowadził  żadnych niezbędnych reform  wewnętrznych o których konieczności był całkowicie przekonany . Plany jego nie zostały zrealizowane , ale trudno stwierdzić że nie udało mu się nic . Stał  się wielką  legendą dla narodu polskiego" . (k.c.)

Tak jest ! Stał się legendą !  MITEM !  W dużym Uniwersalnym Leksykonie pod hasłem legenda - czytamy ; Legenda - mało prawdopodobna historia .

Czyli rzecz wymyślona na jakiś użytek , w tym przypadku na podreperowanie minorowych nastrojów polskiego społeczeństwa i poprawienie samopoczucie . To byłoby w zasadzie wszystko . Do legendy należą też obrazy na  których  przedstawia się  Sobieskiego w błyszczącej i wypolerowanej zbroi , jak tnie szablą na lewo i prawo tych przebrzydłych muzułmanów  na prawym skrzydle wojska odsieczowego , i wtóruje jemu syn Jakub , jak pod jego ciosami Turcy się  przewracają i trup ściele się gęsto . Taka  legendo - życzeniowa nieprawda !Podsumowanie : Sobieski do dogorywającego Wiednia nie śpieszył się , miał czas i na sadzenie drzewek i uściski z małżonką  która towarzyszyła jemu do granicy . Nie zapoznał się z topografią , nie dowodził a kiedy to czynił , skutki okazywały się tragiczne . Zadnej , a właściwie jedynej swojej koncepcji nie zrealizował - wojsko tureckie w całości uszło w siną dal . Nie potrafił w decydującym momencie zapanować nad swoimi oddziałami które zajęły się bogaceniem , zamiast zadać cios ostateczny . Nie skorzystał z propozycji księcia Lotaryńskigo który wykorzystałby polskie oddziały sensowniej . Opóźnił  przez swoją zarozumiałość szturm generalny o conajmniej 4 godziny. Zajmował się rzeczami które w tej dramatycznej chwili nie powinien robić. Odpowiada za bezsensowne straty w swoich oddziałach . Zamiast podzielić się zdobyczą sprawiedliwie , zagarnął większość i co lepsze dla siebie .Urządził  nieprawdopodobne "wschodnie" przedstawienie , wjeżdżając do Wiednia w roli triumfatora zrażając do siebie wszystkich włącznie z cesarzem Niemiec . Swoją pychą i arogancją pomniejszył czy też odebrał prawdziwym zwycięzcą ich zasłużoną sławę. Wysłał kuriera do żony z tym nieszczęsnym strzemieniem , a nie wysłał takowego do maszerujących ciągle na Wiedeń taborów i oddziałów polskich . Na koniec "pokłócił" się z cesarzem bo chciał swego synalka Jakuba wsadzić na węgierski tron co było jego polityczną  katastrofą..

Mimo tych oczywistych faktów , sporo w fakty nie wierzy i uważają  że.... , cytuję prof.Wójcika :

 

(...)glównym autorem zwycięstwa  był bezprzecznie król polski , który po mistrzowsku , ze znakomitym wykorzystaniem  warunków topograficznych  zaplanował i przeprowadził decydujący atak husarii ze szczytów podwiedeńskich .(....) (koniec cytatu)

 

Do namiotów Wezyra ! Amen.

  marzec 1985r.                                                                          T.v.R.

Poprawiono i uzupełniono

24.03.2001

(-) Copyright by Tezlav von Roya