Co więc przypadło
sprzymierzeńcom jeśli wolno być dociekliwym ? No i , samymi namiotami się Sobieski nie zadowolił .
Wimmer broni Sobieskiego i
jego wojsko i ich usprawiedliwia pisząc, cytuję :
"Nie dziwmy
się też dążeniu do zagarnięcia łupów przez żołnierzy polskich ( i Sobieskiego
p.m.).Towarzysze jazdy w przeciwieństwie do całkowicie
wyposażonych żołnierzy austriackich i niemieckich , musieli wydawać znaczne
sumy na konie, uzbrojenie swoje i pocztowych. (k. c. podkr. T.v.R.)
Co mnie Pan bierze pod włos
i na litość, ja się właśnie dziwię i to ogromnie ! Na co, w takim wypadku, poszły ogromne sumy które Sobieski otrzymał z zagranicy ? No i te z kieszeni polskich podatników
? A wikt i opierunek i podwody
zafundował przecież cesarz
! Nie ma więc co się dziwić, że
militarne znaczenie ówczesnej Rzeczpospolitej było znikome i
nikt z tym sztucznym tworem poważnie się nie liczył . Jedni wyposażali i
uzbroili , a w Rzeczypospolitej
werbowano wojsko jak za czasów Bolesława I - uzbrojcie się byle jak , a
miecze i pancerze i dla każdego parę
błyskotek znajdziemy -- więcej niż uniesiemy - w Kijowie, Miśni,
Wolinie, Gdańsku, Szczecinie, Pradze czy Wrocławiu .
W 17 wieku Sobieski
poprowadził armię po łupy , aby
pod Wiedniem mogli się porządnie uzbroić i "zagrabić" swój żołd. Jak wyglądało morale takiej armi ? Pieniądze zostały zdefrałdowane i część
z pewnością trafiła do kieszeni
samego polskiego króla . No i nareszcie wyjaśniła się sprawa tych 6.000 tyś.
wozów , które wojsko Sobieskiego tak mozolnie ze sobą wlekło .
W tym czasie kiedy Sobieski
i jego wojsko grabili tureckie precjoza ,wojska niemieckie z księciem Karolem
na czele zbliżały się do Wiednia gdzie powitano ich entuzjastycznie , zajęli
się "oczyszczaniem" okopów pod miastem z maruderów tureckich , walczono
z nimi jeszcze do 10 wieczorem . Wycięto około 600 Turków a reszta poszła
do niewoli . Komentarz ?, -
sądzę że jest zbyteczny !
Ratowanie "sławy wojennej" Sobieskiego odbywa się ciągle i
nieprzerwanie - od dziesiątek lat a nawet dłużej. Przed - powiedzmy - stu
piędziesięciu laty kiedy
przepływ informacji był znikomy, dostęp do źródeł pisanych z różnych powodów
utrudniony - polscy historycy, naogół z resztą niemieckiego pochodzenia , w swej naukowej pracy opierali
się z konieczności na skąpych informacjach lub na zasadzie "jedna baba
drugiej babie" Co oznacza, że jak któryś wyrobił sobie
"nazwisko" i coś powiedział czy "sprowadził" na papier , to
następni powtarzali to za nim jak za panią matką .Tak dokładni znowu nie byli .
Potwierdzanie wiadomości w wiarygodnych źródłach nie było nawykiem powszechnym
. Jako mały przykład podam że najpierw, a więc dosyć dawno temu , według polskich
historyków, Sobieski przyprowadził
pod Wiedeń jak na owe czasy i ówczesne polskie możliwości dużą armię żołnierzy
w liczbie ponad 40.000 tyś. I to w ogromnej ilości składającą się z husarów i
pancerniaków . Jak do tej liczby doszli ? Bardzo prosto, przeczytali zawarty
układ pomiędzy cesarzem Leopoldem I i Sobieskim , w którym stoi jak byk, że król Jan miał w razie tureckiego
zagrożenia wysłać do Wiednia 40.000tyś. żołdaków. (prof. Zbigniew Wójcik
twierdzi inaczej, uważa on że tę liczbę zaproponował Sobieski). Trochę dla
podwyższenia efektu dodali na własną kapę i tak zrodził się kolejny polski mit
. Było tak długo dobrze, dopóty jacyś omszali archiwiści i mniej omszali uczeni
w Wiedniu nie dostali do swoich
rąk tego co ich koledzy w Polsce napisali . Zaczęli szperać , porównywać ,
oglądać stare mapy sprawdzać marszrutę poszczególnych oddziałów , czytać
wspomnienia uczestniczących w bitwie osób i po krótkiej dyskusji zakwestionowali to co ci w Polsce podali do publicznej
wiadomości.
Ci w Polsce po przedstawieniu
dowodów spuścili z tonu i liczby żołnierzy . Korygowali parę razy i na razie
stanęło na 21.000tyś . Mam podejrzenie że ta liczba jeszcze trochę się
zmniejszy .
Na podobnej zasadzie
wycofywano się z tej husarii i oddziałów konnicy pancernej . Warto może w tym
miejscu zwrócić uwagę, że w świadomości większości społeczeñstwa utwierdziło
się przekonanie, wyniesione ze szkoły, uniwersytetu , literatury okresu
Romantyzmu i obrazów niektórych malarzy
na których widać Sobieskiego jak w wypolerowanej zbroi ścina czaszki
mahometańskich wojowników otoczonego skrzydlatą husarią ktora w potężnej szarży
zmiata z powierzchni wszystko co się jej pod nogi napatoczyło. Kiedy sporo
później obejrzano mapy wiedeńskiej okolicy, a co niektórzy obejrzeli ją
własnymi oczami , zapoznali się z tureckimi okopami i szańcami (też na
orginalnych mapach) i doszli do wniosku że tych przeszkód nie mogła zdobywać
super ciężka konnica (ponieważ było to niewykonalne), historycy zmniejszyli
Sobieskiemu konnicę i dodali piechotę. Trzeba też z naciskiem podkreślić, iż ta
sławna polska husaria już
wówczas była w Europie przeżytkiem. Wojskowy trend był już inny . Kładziono
nacisk na większą wszechstronność kawalerii , nowocześniejsze uzbrojenie,
większą operatywność na polu bitwy , na jej zwrotność i dostosowawczość do
warunków geograficznych. Husaria jak runęła - i to przeważnie "na
wprost"- było prawie niewykonalne
ją powstrzymać ,zawrócić
lub w czasie szarży zmienić
kierunek uderzenia , gdyby taka zaistniała konieczność na polu bitwy. Podobnie
z piechotą , przedewszystkirn była już zawodowa ,( raczej półzawodowa) nie
zawracano głowy rekrutom takimi sprawami jak wystaranie się na własną kapę o
karabin ,ekwipunek czy mundur , tylko na wyszkolenie i dyscyplinę . Wyścig
zbrojeń trwał od zarania . Kto stał w miejscu znaczył mało lub nic, dokładnie
jak dzisiaj . Wiadomo że to kosztowało sporo forsy , jak jednak znikała ona
niewiadomymi kanałami w ręce wielmożów, to porządnego i w wystarczającej ilości
wojska się nie miało. Mimo tego , ciągle i z uporem powtarzają dzisiaj uczeni w historii oklepane frazesy , o
potężnej sile militarnej ówczesnej Litwopolski . Mit !
Wracamy pod Wiedeń i kolejny
cytat Wimmera, cytuję :
"Bitwa była
już wygrana , aIe Sobieski słusznie obawiał się że cała armia turecka pod
naporem wojsk księcia Lotaryńskiego wycofa się spod Wiednia pokonana i nie
zniszczona . Obserwując rozwój sytuacji , wydał rozkaz do uderzenia całej masie
kawalerii własnej i księcia
Waldecka , która (uwaga , uwaga ? p.m.) 'przypieczętowała zwycięstwo', rozbijając 'pozostałą większość sił osmańskich' i
powodując bezładną ucieczkę wszystkich już wojsk Kara Mustafy." (Koniec cytatu,
wszystkie podkreślenia moje.)
Nie będę już zawracał głowy
co się stało z większością sił
osmańskich kiedy Sobieski ten rozkaz wydał . Pierwsi Turcy byli pewnie już pod
Belgradem . Podobnie z tą mniejszością sił tureckich .
Bezczelne i horendalne kłamstwo , na dodatek tak ta wypowiedź jest skonstruowana aby wytworzyć u
czytelnika wrażenie iż Sobieski jest główną postacią tej
bitwy i że miał on wszystko pod kontrolą .
Bitwa była już wygrana ,
nieprzyjaciel uciekał w popłochu i to na całej lini . Zadna szarża nie była już
potrzebna , wystarczyło gdyby husaria spokojnie ze zbocza zjechała co spowodowałoby że pozostałe grupki
nieprzyjacielskie na sam jej widok dołączyliby do swojego wodza Kara Mustafy
który już był za Wiedniem.
W ostateczności mógłby jeszcze Sobieski im coś dosadnego
krzyknąć na odchodne (ponoć znał turecki) i z groźną miną pogrozić tą buławą co to trzymał w ręku .
Chcę też zwrócić uwagę na to
, "przypieczętowanie", jak już nie wygrał to przynajmniej
przypieczętował . Tak czy siak - przypisywanych zasług Sobieskiego nie łatwo
dają sobie uczeni odebrać .
Nie złapał więc nasz bohater
ani większości sił ,ani mniejszości sił tureckich , i też ich nie zniszczył . Po
co w takim razie wkładają panowie uczeni Sobieskiemu w usta słów czy powiedzonek , które - być może
- nigdy nie wypowiedział ? Dla podreperowania minorowych nastrojów
samych uczonych sfrustrowanych całą nieudaną historią ? Czy,- o tak dla jaj ?
Teraz trochę z innej beczki.
W opisach i pracach
naukowych - jak już często wspominałem - jeśli chodzi o sprawy niemiecko-
polskie, pomija się jak tylko można zasługi tych pierwszych i co z tym się
wiąże nie do końca pisze się
prawdę . Weźmy dla przykładu drobniejszą sprawę pod lupę , otóż prawie wszyscy
i Wimmer też , do imienia Leopolda I dodają stanowisko cesarz , ale nie piszą
czyj , wspominają jednak kiedy tylko mogą o jego austriackich wojskach i
tym samym za pomocą tego małego "knyfu" sugerują swoją wersję
historii.
Leopold I był Cesarzem
Rzymskim Narodu Niemieckiego i
prawnym przedstawicielem całego narodu niemieckiego.
Teraz ta grubsza sprawa.
Cesarz odpowiedzialny był za
obronę granic Cesarstwa również nad Renem, gdzie stały też jego wojska , które
miały za zadanie powstrzymać Ludwika XIV przed wkroczeniem do Niemiec ,
"franzuzik" był w nieformalnym przymierzu (tajnym) z tureckim
Sułtanem i niecierpliwie czekał ze
swoją armią na zajęcie Wiednia
przez Turków , aby zaanektować czy też złupić (od tego Francuzi byli
specjalistami pierwszej klasy), kraje nadreńskie. Arcychrześcijański król
Francuzów knuł i intrygował jak tylko mógł , wspierał sułtana finansowo który bez
litości ścinał chrześcijańskie głowy nad Dunajem, aby tylko dorwać się do bogatych nadreńskich miast ,
ponieważ aktualnie nie był przy większej gotówce i nie miał czym zapłacić
swoim, robotnikom którzy stawiali
czy remontowali Wersal . Zapewne tym bystrzejszym mogło wpaść do łepetyny , że
jedna z większych militarnych potęg w Europie, Brandenburgia, nie przyłożyła do pokonania Turków ręki
, otóż wyjaśniam, że "król słońce" prośbą i groźbą wymusił na elektorze brandenburskim,
Fryderyku Wilhelmie, aby się do tego "interesu" nie mieszał i został
jego sprzymierzeńcem (nie na długo zresztą) za co jemu coś obiecał ( pieniądze wszystkich psuły) .
Widzimy więc , że Niemcy
dysponowali w praktyce wystarczającą siłą militarną aby sami załatwić Turków
pod Wiedniem gdyby Francuzi po
chrześcijańsku podeszli do sprawy ! Nawet papież z trzęsącymi się ze strachu
łydkami nie mógł odwieźć katolickiego króla Francji od jego niecnych zamiarów .
A tak na uboczu ; dla tych
co wiedzą i nie wiedzą , formalne zjednoczenie krajów naddunajskich nastąpiło
wiele lat później po roku 1683 . I wówczas to naparzali się Niemcy między sobą ile wlezie , wtedy jednak
nazywali się już - Prusacy i Austriacy !
II
Zajmijmy się za tym, tym
wielomówiącym i obiecującym postanowieniu o ściganiu i zniszczeniu Turków, w
razie zwycięstwa . W tym celu cofnijmy się do końcowej fazy bitwy , do momentu
w którym szarża polska "utknęła" przed namiotami Turków. Sobieski
dewastował siodło wezyra , jego żołnierze grabili obóz , Turcy uciekali pieszo
i na koniach, unosząc ze sobą
swoje zrabowane w Austri i na Wêgrzech skarby .
Ironia losu ?!
Nie mogły tego dokonać
oddziały niemieckie księcia Karola , ponieważ nieprzerwanie dążyły do Wiednia , bo książe obawiał się , że
Turcy w ostatniej chwili (minierzy) mogą podpalić lonty przygotowanych min i
wysadzić w powietrze duże części wiedeńskich umocnień . Ale nie tylko ! Wszak była to odsiecz Wiednia i
chodziło w niej przedewszystkim o wyzwolenie tego miasta , o
przegonienie Turków spod jego murów , o pokazanie się na oczy tym biedakom
którzy gonili resztkami sił i wyczekiwali swych wybawicieli z dramatyczną
niecierpliwością , a nie jedynie o zdobycie bogatych tureckich obozów ! Do
tego celu nadawała się przedewszystkim konnica , i to ta która nie miała już
nic do roboty , a była nią w większości konnica polska.
Podczas bitwy był taki
moment, iż oddział Jabłonowskiego dogalopował do osady Penzing . Miejscowość ta
leży bezpośrednio nad rzeką Wienflus i do miejsca w którym uciekała turecka
arrnia było, plus minus, 2,5 km . Sobieski
powinien za oddziałem Jabłonowskiego skierować całą stojącą jemu do dyspozycji
kawalerię , która przecięłaby armi tureckiej drogę odwrotu . Jest mało
prawdopodobne by zniszczył ich wszystkich , z pewnością jednak dużo. Pod
Wiedniem Turcy zbudowali obóz jakiego w Europie jeszcze nie widziano, stało tam
25.000tyś. samych namiotów , a więc więcej niż polskiego wojska , i cały szkopuł polegał na tym , że
Sobieski jeśli chciał swoich wojskowych posłać za Turkami - żeby ich spędzić
razem - musiałby wpierw oblecieć
te wszystkie namioty !
Inne zdanie na ten temat ma
Wimmer, ( historyk dostosowawczy, jak mniemam) , posłuchajmy co on ma na ten
temat do powiedzenia. Cytuję :
"Przecięcie
drogi ich odwrotu (Turkom p.m.) przez mosty na
Wiedence (Wienflus), jak to
planował przed bitwą Sobieski , nie powiodło się / Obejście ich (obozy p.m.) było
niemożliwe bo było za daleko
/. "
(k. cyt. p.m.)
Czy taki "geniusz
wojskowy" – za jakiego uważają króla Jana polscy historycy - nie powinien
wkalkulować w swoje dowodzenie
przeróżnych wariantów zniszczenia nieprzyjaciół przed bitwą ? Czy pisze
się w naukowych bądź co bądź - rozprawach , co fantazja podpowie ? następny cytat :
"O użyciu
większych sił do pościgu nie było mowy, gdyż konie jazdy polskiej były zmęczone
dwudniowym pochodem przez las Wiedeński i szarżą w trudnym terenie , żywiły się
zaś przez cały czas tylko liśćmi z drzew." (k.c.)
He he he. Tak to jest , jak
przeintelektualizowane typy zabierają się za za rzeczy na których się nie znają
, i pierwszego konia w swoim
życiu – zobaczyli w ZOO.
Dodaje Wimmer równocześnie;
".....że za nieprzyjacielem (uciekającym p.m. ) , wysłano
całą kawalerię w sile 2300 jeźdców , ale akcja nie wypaliła , bo oddział pod dowództwem Anastazego Miączyńskiego
zabłądził -przechodząc obok miejsca gdzie zatrzymał się Wielki Wezyr“.
Komu on takie brednie wciska
? Kto w to wszystko bezkrytycznie uwierzył ? Sam autor powyższych cytatów
broniąc koncepcji Sobieskiego pisał,
że do tego nadawały się oddziały polskiej konnicy i dzięki znakomitym
koniom i doskonałemu wyszkoleniu jazdy , która mogła wykonywać druzgocące
uderzenia w galopie - tych ciosów nie zadawała ! A o tym zabłądzeniu już lepiej
nie wspominać !
W życiu ludziom różnie się
układa i sądzę że jest to z pewnych względów w porządku. Kiedy prof. Wimmer mozolił się nad
rozwikłaniem zagadki
"Sobieski pod Wiedniem" na państwowej posadce w ciepłym
pomieszczenu i przy przestronnym biureczku , ja chodziłem w błocie i słocie,
robiąc setki kilometrów, na własnych nogach - za plugiem . I Bóg mi świadkiem ,
że tego nigdy nie żałowałem . Jedną z setek korzyści i doświadczeń które wówczas zdobyłem to ta , że wiem
ile jedna para koni ciągnąc pług
przez 10 - 15 - dni po 11 godźin dziennie może wytrzymać - a Wimmer nie !
Zanim kupiłem sobie
traktor wszystkie prace polowe
wykonywałem końmi . Była to zwykła para koni roboczych rasy wielkopolskiej , w
bardzo dobrej kondycji , nie były tak znakomite jak te pod Wiedniem które
ujeżdżali polscy kawalerzyści , ale dają głowę, że na którym bym nie siedział ,
kobyle czy wałachu , to dogoniłbym nawet w 20 kilometrowym pościgu niejednego
tureckiego kawalerzystę - nie mówiąc już o tych co spiepszali per pedes - nawet
jak siedzieli na tych swoich arabach a ja tylko na "wielkopolanach". W
tej gonitwie jedne i drugie konie kiedyś musiały się zmęczyć !! To gonienie ,
to była tylko kwestia charakteru i zawziętości.
Teraz trochę o jedzeniu .
Konie lubią skubać liście ,
jak ich sie postawiło pod jakimś niewysokim drzewem lub w pobliżu krzewu wrąbali sporo tej zielonki , nie
oto jednak chodzi . Moje wówczas żywione były normalnie , dostawały żytnią
sieczkę i 3 do 5 kg. śruty owsiano -jęczmiennej dziennie i po tych 11 dniach nic nie straciły na
swojej kondycji i wigorze , trzeba je było widzieć jak po pracy zdjąłem z nich
półszorki i puściłern na łąkę , brykaniom nie było końca.
Pon profesor o kuniach nima
zielonego pojyncia . Takie alibi
Sobieskienu było niepotrzebne ,
nie słyszał też że jak dawniej wyruszało się w krótką podróż ,
to brało się ze sobą 10 kg owsa , przywiązywało się toto do troka
,swojego albo pocztowego, i w razie końskiego apetytu dokarmiało się kobyłę z czapki ! Przy normalnie odżywionych
koniach i w dobrej kondycji nawet
całkowity dwudniowy post nie doprowadzi do żadnego ubytku kondycyjnego, pod
warunkiem - że się ich poi . Aby zamknąć
tę kwestię to przypomnę
Wimmerowi -bo starszym krakowianom i. warszawiakom chyba nie potrzebuję - tych
ówczesnych dorożkarzy , którzy dzień i w nocy stali do dyspozycji i w chwilach
wolnych od pracy koniowi
przymocowywali do łba płóciany worek z karmą , i nieco wychudzona szkapa sobie
pojadała a dorożkarz ucinał drzemkę.
Zejście z Kahlenbergu i 1.5
kilometrowa szarża która trwała 10 -- 15 minut nie mogła w żadnym wypadku
doprowadzić do takiego wykończenia wierzchowców żeby nie można było kontynuować pościgu - i to nawet 10
kilometrowego . Mogło by tak się zdarzyć tylko wówczas , gdyby konie były do
dupy i przewracały się od samego podmuch wiatru . Wtedy nie można jednak mówić
o doskonałych wierzchowcach - tylko o chabetach .
Jestem jednak pewien że te
polskie konie były w porządku.
Reperuje się sławę króla również tak , cytuję Wimmera :
"Sobieski
nakazał podciągnąć działo i ostrzelać sztandar, ofiarując 50 zł. za celny
strzał . Odległość była jednak za duża , brakowało też prochu , większość
bowiem wozów amunicyjnych pozostała w dolinie Weidlingbachu, ogień okazał się
więc nieskuteczny". (k.c. p.m.)
Wimmer zamiast zostać historykiem
powinien założyć biuro reklamowe !
Po co ściągać działo jak nie
było prochu ? Jak odległość była
za duża, to po co ściągano działo ? Nie było prochu - a ogień miał być
skuteczny ?
Jak dla mnie to tego
kręcenia już za dużo , ale to nie koniec. Sława króla bladła z godziny na
godzinę jak Wimer zapoznawał się z tą bitwą i trzeba było działać , i się
pisało...pisało... tak !
"Bitwa była już wygrana
ale Sobieski obawiał się ..bla, bla bla , Sobieski przewidywal ale okazało
się...bla,bla bla , Król
zaakceptował jego zarządzenia...bla bla bla , Jak planował przed bitwą król
polsk , nie powiodło się....bla bla bla...
W końcu dowiadujemy się
część prawdy, cytuję Wimmera :
"W bitwie pod Wiedniem
Sobieski nie mógł bezpośrednio dowodzić wszystkimi wojskami . Nie pozwalała na
to rozległość terenu ,
poprzerzynanego licznymi parowami i pokrytego dość bujną roślinnością , z
żadnego ze stanowisk dowodzenia nie można było widzieć co dzieje się w kotlinach , za
pagórkami, tym bardziej że obraz przysłaniały dymy wystrzałów z dział i
muszkietów . Niemożliwe też było wydawanie rozkazów na podstawie meldunków
przywożonych przez kurierów , sytuacja bowiem zmieniała się szybko . Poszczególni
dowódcy kierowali więc walkę sami , mieli zresztą zastrzeżone prawo bezpośredniego
dowodzenia swymi oddziałami".
Na koniec zaś łaskawie dodaje,
"Wśród
nich wielką rolę odegrał Karol Lotaryński świetnie dowodzący lewym
skrzydłem".
A więc jednak ! Okazuje się , iż to co napisałem na początku tego
krótkiego szkicu jest trafne - jak
się nie dowodzi - to nie można być też zwycięzcą ! Po co
więc te kłamstwa, przeinaczenia , stawianie pomników, propagandowa literatura ,
olejne obrazy ? Trzeba było to zwycięstwo
skwitować jednym zdaniem.
W bitwie pod Wiedniem , która zakończyła się zwycięstwem
sprzymierzonych , główną rolę odegrały wojska niemieckie dowodzone przez swoich
książąt , niebagatelną rolę odegrały też pomocnicze oddziały polskie
przyprowadzone pod Wiedeń przez króla Jana IIl Sobieskiego .
Krótko , zwięźle i sprawiedliwie ! Jedyny problem w tym , że nikomu nie
może taki sprawiedliwy osąd przejść przez gardło .Pościgu za turecką armią nie
było , co więc robił Sobieski ?
"Sam król udał się za obóz i spoczął w pobliżu
Wiedenki (rzeczka p.m), tu
przybyli doń książe Waldeck i inni generałowie niemieccy z gratulacjami i
podziękowaniami za doprowadzenie do zwycięstwa" ,
jak donosi Wimmer.
Czymże tak wykończył się bohater Sobieski że musiał "spocząć" ! Zbroi na sobie
nie nosił , trzymał tylko w ręku
buławę , ile mogła ważyć ? Przypuszczam
że nie więcej jak 0,5 kg. W tej
krótkiej szarży udziału nie brał , bo Wimmer twierdzi że , cytuję :
"Król podprowadził oddziały w pobliże przeciwnika i
zatrzymał się na pagórku . Obserwując ze swoim otoczeniem natarcie". (k.c.)
Nie będę niczego złego twierdzić,
bo mnie w tych namiotach nie było , musiał jednak tam stracić sporo sił
, bo jadł i większą część dnia spędził na luzie na Kahlenbergu .
Skromnie przypominam, że
wśród gratulantów nie było księcia Karola , - walczył jeszcze z Turkami ! Fajnie było być cesarzem ale jeszcze
fajniej polskim królem ! Gdyby
ktokolwiek miał ochotę w tej chwili poderżnąć mi gardło - z powodu tej
adrenaliny - niech sekundę poczeka i zada sobie trud i przeczyta następne
zdanie wygłoszone przez prof Zbigniewa Wójcika "eksperta" od
Sobieskiego, cytuję :
"Jan IlI przedwcześnie się starzał , stawał się
małostkowy, zdziwaczały i przedewszystkim chciwy tak , że mamy prawo postawić
pod znakiem zapytania jego uczciwość." (k.c. p. m.)
Wójcik wyraża się elegancko, ja nie widzę potrzeby aby to czynić , i
dlatego piszę wprost że historycy
w Polsce wiedzą więcej niż to co
łaskawie podają swoim czytelnikom , robią ich w konia.! Jak pisze profesor, że
ma "prawo" , to ma na to dowody
że Sobieski był malwersantem i Bóg wie czym jeszcze ! A więc kawę na
ławę profesorze !
Ja już napisałem co o nim myślę ! I nie wierzę że król był nieuczciwy
dopiero pod koniec swojego życia , nieuczciwy był przed Wiedniem , w czasie
Wiednia i po . Rozpoznali się na nim już
jemu współcześni , i to w jego własnym kraju , cytuję
sfrustrowanego prof Wójcika:
"Jest jakąś potworną ironią losu , że zwycięstwo
wiedeńskie zamiast polepszyć , p o g o r s z y ł o sytuację Jana III w kraju" . (podkr
T.v.R.)
A co ! , miało polepszyć
? Czy to jest tak trudno
zrozumieć ? Nie potrzeba być
profesorem historii i "autorytetem" aby tę dziecinnie łatwą łamigłówkę rozwiązać i to bez wieloletniego siedzenia w fotelu
lnstytutu Historii czy na uczelni . Po prostu prawda wyszła na wierzch bardzo
szybko . Wiedeń nie leży na Alasce . Prywatne kontakty były na porządku
dziennym , szczególnie wśród "wysoko" urodzonych . W gabinetach wielmożów
i bogatego mieszczaństwa sprawa odsieczy była tematem "z pierwszej stron
gazet". Oni wszyscy wiedzieli
dokładnie co Sobieski pod Wiedniem robił i jak się zachowywał . Szczególnie
dobrze o wszystkim poinformowani byli ci z tak zwanej opozycji prohabsburskiej. W Polsce
żyło sporo pragmatyków , nie tylko
romantycy ! Paręset lat później sytuacja się odwróciła , szczególnie - na
katedrach historii ! Wszyscy w Polsce wówczas wiedzieli kto pod Wiedniem " wygrał” !
Zaszkodziło Sobieskiemu w pierwszym rzędzie, że cały zaszczyt tego
zwycięstwa swojej królewskiej głowie przypisał , a więc pycha i bufonada , i
dodatkowo - zagrabienie całej (wartościowszej) zdobyczy . Francuski historyk
prof. Charles Higounet wygłosił swego czasu taką uwagę (cytuję z pamięci , nie
chce mi się szukać) "zadaniem historyka jest o historii relacjonować a nie
ponad nią osądzać". Powinien tę regułę w formie sentencji powiesić sobie
nad biurkiem prof Wójcik i nie tylko on . Dodatkowo sto razy dziennie powtarzać
sentencję św. Augustyna "verum mihi videtur esse id, quod est" (wydaje mi się tylko to być, co jest) . Rezultaty
tego zwycięstwa - poza oczywistym uwolnieniem Wiednia - były mizerne , zdobyto
armaty, broń, proch i obozy pozostawione przez Turków, lecz armi nie
zniszczono. A dodatkowo,-
zwycięstwo pod Wiedniem
zostało okupione przez sprzymierzeńców niewspółmiernym do jego rozmiarów stratą
około 4000tyś. żołnierzy, w tym l 500 zabitych . Blisko połowę zabitych
stanowili Polacy , szczególnie wiele ich padło podczas dramatycznych zmagań
oddziałów Sieniawskiego .
Oba "próbne" ataki które nakazał przeprowadzić Sobieski Zbierzchowskiemu i Sieniawskiemu doprowadziły do tego, iż oddziały
polskie które stanowiły mniej niż 1/3 sił sprzymierzonych - poniosły nieproporcjonalne straty w
żołnierzach . Ataki te to poroniony pomysł króla , który jako dowódca polskiego
kontygentu powinien stanąć przed sądem wojskowym i za te niepotrzebne
straty być osądzony i zmuszony do
wypłacania renty rodzinam poległych żołnierzy . Próbny manewr , czy też próbny
atak , przeprowadza się na poligonie. Jak chciał Turków przestraszyć i zobaczyć
jak zareagują , mógł to zrobić sam ze swoją gwardią przyboczną , ponoć bali się
go strasznie (??), nawet to dowództwo wycyganił przedstawiając ten argument .
A najlepiej by było , gdyby poczekał aż reszta tureckiego wojska pod
naporem sił niemieckich ucieknie, lub też stał w pogotowiu i obserwował pole
bitwy , i w momencie gdyby do tego doszło że oddziały niemieckie musiałyby się
cofnąć i ofensywa się załamała , uderzyłby na Turków całą mocą od tyłu , przodu
, z góry czy z dołu i ich wykończył . Te podskakiwania i ruchawki polskiej
konnicy ze strategią i aktualną sytuacją na polu bitwy nie miały nic wspólnego
, były one niepotrzebną hekatombą złożoną z polskich żołnierzy. Podobnie
zrobiono z polskimi żołnierzami pod Lenino .
Jak niebezpieczna była to chwila
kiedy oddziały polskiej kawalerii ( bez wsparcia polskiej piechoty )
uciekały przed Turkami , świadczy fakt, że w ucieczce przed nimi stracili głowę
do tego stopnia , że nie uciekali do swoich,. lecz jak relacjonuje Wimmer ,
cytuję :
"Z
dziesiątkowane oddziały zawróciły i uciekały ścigane przez masy jazdy tureckiej
. Szerokim łukiem dotarły one do stanowisk piechoty bawarskiej (NIEMIECKIEJ , panie Wimmer) , której ogień powstrzymał
Turków ."( k.c.)
A co by się stało gdyby w tym miejscu tych bawarczyków nie było ? Czy lepiej, gdyby tylko pod Wiedniem byli sami
Polacy i Sobieski ? Tak się ucieka
o życie ! Teraz parę luźnych przemyśleń i skojarzeń.
Parę lat temu prof Karski
(ten sławny kurier AK )
zamieszkały w Ameryce , w swoim krótkim wywiadzie dla tygodnika
Wprost wypowiedział zdanie które
cytuję z pamięci :
Polacy którzy od 700 lat nie wygrali ani jednej bitwy i ani jednego
powstania (...)
Jak można i należy tę wypowiedź dostojnego profesora rozumieć na tle tych do znudzenia powtarzanych
przez polskich historyków bredni ?
Prof. Wójcik twierdzi ,
cytuję :
"Znakomity plan zaatakowania oblężniczych wojsk
tureckich pod Wiedniem, nie od wschodu , nie frontalnie, lecz od północnego
zachodu poprzez las Wiedeński było koncepcją i jego i księcia Karola
Lotaryńskiego do którego obaj doszli niezależnie , a ktorą później ostatecznie
uzgodnili." (k.c.)
Można i tak kręcić. Nie będę do znudzenia powtarzać jakie inne możliwości
zaatakowania Turków przez Sobieskiego w chodziły w rachubę , wyjaśniam jednak,
że był jeden most (o którym wiedział król ) i ten leżał dokładnie na północnym
zachodzie od Wiednia . Innego Sobieski nie znał ! Oraz.... że Niemcy budowali
nowy o którym nie wiedział ! Za
chwilę wrócę do mostu , ale już ostatni raz. Koronym argumentem polskich
uczonych - broniących do upadłego tezy,
że był to pIan króla Jana III - ma być ów sławny już list z 22 lipca
1683r. w którym król zapytywał się księcia Karola o możliwość przeprawy , i ten
drugi, w którym Sobieski "kazał" Niemcom ten istniejący pilnować . Na
tej kruchej i śmiesznej podstawie w długich akademickich dyskusjach doszli do wniosku , że musiał mieć plan skoro ten most tak jego interesował., nie przyszło "uczonym"
zupełnie do głowy że chciał tylko tym mostem przejść suchą stopą na drugi brzeg
Dunaju ?
Cytat Wimmera :
"Dowodzi to (te listy i mapy , p.m.) że nie
znając jeszcze wyników ustaleń narady z 20 lipca , na podstawie owych ogólnych
map (dostał też dokładne p.m.) zakładał
z góry przeprowadzenie operacji odsieczowej od zachodu , a więc przyjmował tę
samą koncepcję co książe Karol.
Uparte kozły ! Przecież był
do cholery tylko jeden most . Cytuję Wójcika :
"Odmawianie Sobieskiemu głównej zasługi w wielkiej
zwycięskiej bitwie z 12 września jest bezpodstawne i nie znajduje wiarygodnego
uzasadnienia w źródłach historycznych" (k. c. podkr. moje.)
Co mnie podkusiło żeby z
takim kretynem się spierać ? Sroty
pierdoty kapusta i gnoty - jak bezwiednie powtarzała moja wówczas czteroletnia
wnuczka.
Jeżeli te dwa listy mają być tym dowodem, to niech Bóg ma w opiece
sławnych uczonych . Niema innych ? Według Wójcika są - tylko niewiadomo gdzie ?
Cóż może być jednak w i a r y g o d n i e j s z e g o od przebiegu samej
bitwy , to jest historyczne
źródło , i to niepodważalne !
Bitwa jest dowodem , a nie jakieś tajemnicze źródła !
Teraz końcowa uwaga o tym moście , Wimmer pisze , cytuję :
"Tak więc plan odsieczy poprzez Las Wiedeński
powstał jednocześnie i niezależnie u obu dowódców i był później przez nich dopracowany w toku
korespondencji i osobistych już
narad po przybyciu króla polskiego do Austrii (??). Za miejsce przeprawy wojsk polskich
i austriackich przyjęto Tulln , gdzie rozpoczęto budowę mostów pontonowych"
.(k. c. p.m.)
Gdybyś milczał uważano by
cię za mędrca , ta grecka sentencja pasuje jak ulał do tej wypowiedzi
.Ratowanie Sobieskiego jest tak
karkołomne i żenujące , że ma się stuprocentową pewność że jego obecność pod Wiedniem była taka jaka była . Autor tego
cytatu usiłuje zasugerować czytelnikowi , że Sobieski który przybył pod Wiedeń
3 września w jakieś tam naradzie z
niemieckimi dowódcami ustalił, że
przeprawa wojsk odbędzie się pod Tulln , i że niby dopiero wtedy zabrano się
chwatko za wykonanie rozkazu króla i rzekomo jemu podległych dowódców i
zbudowano ten most . Tak daleko tak dobrze ! W poniedziałek jednak , 6 września , wojska księcia
Karola i oddziały polskie przeprawiły się już na drugi brzeg Dunaju ! ! ! Wynika z tego , że przy ulewnym deszczu
, wezbranych nurtach rzeki i wartkim prądzie , most zbudowano w 3 dni. To
znaczy, że po rozkazie Sobieskiego ściągnięto w to miejsce cały materiał potrzebny do budowy tego mostu ,
zorganizowano 2000 saperów i dodatkowo 600 pomocników i opracowano konstrukcję
.
Radziłbym Wimmerowi , aby zadzwonił do naczelnego sapera polskiego
wojska , umówił się z nim pod Warszawą nad Wisłą , i tam zapytał się jego, ile czasu będzie potrzebował -jak wyda jemu rozkaz - na zbudowanie w tym miejscu
przeprawy przez rzekę , w warunkach zbliżonych do tych pod Wiedniem razem ze ściągnięciem potrzebnych materiałów
w roku 1985 .
Czasami sumienie nie daje spokoju i wtedy uczony historyk uchyla rąbek
skrzętnie ukrywanej tajemnicy. Wówczas jednak cedzi te wiadomośći przez zęby i pisze . Cytuję Wójcika .
"Z drugiej wszakże strony trzeba zdecydowanie
podkreślić, że zwycięstwo było
wspólnym dziełem Polaków, Austriaków i Niemców, co zwłaszcza w polskiej
świadomości historycznej nie znalazło jeszcze dostatecznego odzwierciedlenia.“( k.c)
No,- nie znalazło ! Ale też długo jeszcze nie znajdzie ! I pytanie : kto
do diabła jest za taką świadomość odpowiedzialny ? W tym powyższym cytacie -
sam Wójcik - który cieńkim głosikiem i nieśmiało sugeruje że pisaną polską historię należy zmienić - sam ją
fałszuje za pomocą przestawienia kolejności nacji które proporcjonalnie przyczyniły się do wygrania tej bitwy
! Powinno przecież być: Niemców i
Polaków , zgodnie z historyczną prawdą . Nie jest to jednak sprawa łatwa jak
się zaraz przekonamy . W pierszym rzędzie powinni tą "świadomość
posiadać nadworni historycy ,
Wójcik pierwszy powinien dać przykład, sam do tego nawołuje. Okazuje się
jednak że z tego polityczno-
patriotycznego chomąta sam wydobyć
się nie może, i jednym tchem wali bez ogródek , cytuję :
"Wiekopomne zwycięstwo pod Wiedniem, które
przyniosło tyle chwały Polsce, jej armi a przedewszystkim jej królowi , odbiło
się głośnym echem. w całej Europie, było ostatnim wielkim triumfem
Rzeczypospolitej na międzynarodowej arenie politycznej i wojennej“ (k.c. p.m.)
Nie można konkretniej ? , czyim wreszcie triumfem -Polski czy
Rzeczypospolitej ? Tamta to była Litwa, Białoruś, Ruś czyli Ukraina , Prusy i
Polska .
Jeszcze przed chwilą , to znaczy w poprzedniej jego wypowiedzi ,
delikatnie sugerował o zmianę tej "świadomości" i mimo to świadomie
tę nieświadomość pogłębia . Zdaje
się że coś mi się pokićkało ! Chyba
jednak nie ! Inny profesor , pan Paczkowski, też historyk ,wypowiedział się
kiedyś że w narodzie polskim nie ma żadnej świadomości historycznej , lub- że
jest znikoma. Przy takich nauczycielach nie powinien on sobie zbyt dużo
obiecywać .Kiedyś po premierze filmu Ogniem i mieczem , niedawno temu , zrobił
się niemały szum wokół przemilczanej przez polską stronę - pacyfikacji Ukrainy
. Oburzała się najmocniej strona ukrainska . Coś trzeba było zrobić i jakoś tę sprawę wyjaśnić polskiemu
społeczeństwu . Najlepiej w PTV i dzienniku : na minutę lub dwie wpuszcza się w okienko jakiś
"autorytet" , który w paru zdaniach wyjaśnia sprawę . Tak było i tym
razem , na krótką chwilę pojawiła
się sympatyczna twarz prof Wójcika , który z rozbrajającym uśmiechem zakomunikował szanownej publiczności : sprawa jest wyolbrzymiona i nie
odpowiada tak zupełnie prawdzie historycznej , została ona przez nas dokładnie
sprawdzona w mozolnych badaniach , przy których nie pominęliśmy żadnego
dokumentu historycznego , bla b1a bla . I wszysko znowu gra ! Siedzi sobie
przed telewizorem jakiś X i mówi : no proszę , co ci cholerni Ukraincy znowu
wymyślili , to oni nas palili i mordowali , ojciec mi to przecież opowiadał , nie ma żadnej wątpliwości ,
taki mądry profesor chyba wie co mówi , na dotatek puścili to na całą Polskę ,
gdyby to co mówią Ukraincy było prawdą
to taka państwowa TV nie ośmieszałaby się , i to przed całą Polską
. No właśnie :)?
Nie oto jednak chodzi , nikt nie zapytał się profesora wprost , jakie to
są dokumenty , i gdzie można je znaleźć i przeczytać ? Jest to nagminnie
stosowany chwyt , nikomu przecież nie przyjdzie do głowy podważając prawdomówność
, "autorytetu". Gdyby na drugi dzień profesor zamieścił
okolicznościowy i wszystko wyjaśniający artykuł w którymś ze stołecznych
dzienników, i przedstawił te dowody , byłoby to O.K. Tego jednak nie może
zrobić , bo ta pacyfikacja Ukrainy była faktem - i to historycznym faktem ! Taka
zabawa w ciuciubabkę . Przytoczę w tym miejscu dosyć spektakularną i ciekawą
ale ponurą " historyjkę". Paweł Jasienica vel Lech Beynar czy też odwrotnie , w swoich pseudo- naukowych podręcznikach historii - którymi zaczytywali
się swego czasu Polacy , i na nich , "chapnęli trochę historiii", pisał w pewnym momencie tak , cytuję
:
"Właściciel
ogromnych latyfundiów w Bracławszczyźnie ( Koniecpolski p.m.) a rdzenny
Polak z pochodzenia potrafił
uspokoić plebs bezwzględnie,
także stryczkiem , toporem i palem . (k.c. podkr moje.)
Kiedy Jasienica pisał o
Rycerzach Zakonnych ("Krzyżakach" ) używał innych wyrażeń . Zakonnik
podobno gwałcił i mordował . Polak zaś na Ukrainie "uspokajał" krnąbrnych Rusinów za pomocą , na
przykład pala .
Nic nie dodał , nie opisał
też jak takie "uspokajanie" na palu wyglądało.
Otóż , na wbity lub leżący
na ziemi drewniany pal , zaostrzony z jednego końca siekierą w czub , wsadzano
lub nadziewano ryczącgo z bólu delikwenta . Potem już tylko do związanych jego
nóg przymocowano półszorki pary koni , powiedziano : wio..., i to byłoby
wszystko.
Zadziwiająca moralność !
Gdyby zbadano te dokumenty
rzetelnie i naukowo , dowody i relacje drugiej strony , podano to do publicznej wiadomości , to
nie jednemu "puściły" by nerwy . Nie twierdzę że Ukraincy byli aniołkami , ale to ich
maltretowano , jakoś musieli się we własnym kraju bronić , szczególnie że
takich "koniecpolskich" było na pęczki. To margines, wracam pod
Wiedeń .
Zwycięstwo pod Wiedniem faktycznie znalazło uznanie w oczach
ówczesnej Europy , i wielu nie znając szczegółów było gotowych przyznać
dużą zasługę Sobieskiemu . Wynikało
to jednak z tego, że był jedynym królem na polu bitwy i rozumowano następująco: skoro tam był król to musiał dowodzić . W świadomości
wielu , a szczególnie tych którzy byli rządzeni w państwach o ustroju absolutystycznym w ogóle inna myśl nie przyszła do głowy
. Ci natomiast , którzy byli na miejscu lub w pobliżu , mieli całkiem inne
zdanie.
Jego "tryiumfalny"
wjazd , do nie przez niego oswobodzonego Wiednia , był zupełnie nie zasłużony,
powodowany pychą i małostkowością , odebrał tym innym zasługi z odniesionego
zwycięstwa , arogancja i buta i zarazem
bezczelne zagarnięcie większości łupów wojennych ( w dodatku tych
najbardziej wartościowych) doprowadziły do tego , iż w dzień po bitwie cesarz
Leopold I nie chciał jego na oczy widzieć ! Sobieskiego spotykał afront za afrontem . Bezczelne i
ordynarne pchanie na węgierski tron
swojego syna Jakuba było
politycznym antymajstersztykiem króla Jana III .
Jego , "polityka"
i zachowanie doprowadziło do tego
, że niemiecka ludność zaczęła się do niego odnosić wrogo - i
do polskich oddziałów - i domagać
się natychmiastowego ich odejścia.
Walter Leitsch , współautor
książki "Zwycięstwo pod Wiedniem 1683"; analizując postać Sobieskiego
i ówczesnej sytuacji politycznej w Polsce pisze , cytuję :
"Po klęskach
w latach piędziesiątych , sześdziesiątych i siedemdziesiątych XVII wieku
,upadło znaczenie polityczne Polski ./ Sobieski sam bez sprzymierzeńców ,
niewiele mógł osiągnąć ./ U potencjalnych sprzymierzeńców zainteresowanie
współpracą z Polską było minimalne./ Przedewszystkim nad wyraz skrommne było
znaczenie Polski jako siły militarnej./ Rok 1683 stworzył dla króla znakomitą
okazję ./ Gdyby on w jakiś sposób z użytkował te umiejętności , wychodząc poza czysto polskie zainteresowania
, wpłynęłoby to pozytywnie na prestiż Polski w Europie./ Nie skorzystali z
przymierza Polacy jako nacja polityczna ./ Sami pozbawili się możliwości owoców
głośnego i znaczącego zwycięstwa./" (koniec cytatów.)
Nie podpisuję się w całości
pod treścią tych wypowiedzi , są
dla mnie zbyt "dyplomatyczne", są jednak dostatecznie mocne i oddają w pełni ówczesną
rzeczywistość . Jego działalnością polityczną zajmę się w osobnym szkicu
. Natomiast fakt że swoim zachowaniem i pychą oraz glupotą pozbył się z mety swoich
sprzymierzeńców i partnerów,
świadczy o Sobieskim jaknajgorzej . Traktowanie potencjalnych
sprzymierzeńców politycznych i
wojskowych z góry , nonszalancko i niesprawiedliwie , kompromituje osobą króla
również jako polityka . Próby ratowania osoby króla przez historyków , którzy w
mini szczegółach i analizach wyszukali parę pozytywnych dokonań z przeszłości i
je nagłaśniają , są bez znaczenia . Liczy się finisz . Meta . Końcowy efekt , a
ten był - żaden ! Cóż z tego że kiedyś tam pokonał
sprzymierzeńców tureckich - Tatarów czy Kozaków; dawniejszych polskich
terytoriów i tak nie odzyskał .
W końcu po wielu pochwalnych
peanach na cześć Sobieskiego , po powoływaniu się nawet na Clausewitza i innych
wojskowych historyków , po uznaniu go za wojskowego i politycznego geniusza ,
prof Wójcik z bólem przyznaje. Cytuję :
"Nie
zrealizował przecież żadnego ze swych planów politycznych , przedewszystkim
tego największego, związanego z Prusami Książęcymi . Nie zapewnił żadnemu ze
swych synów korony ani żadnego dziedzicznego władztwa . Nie przeprowadził żadnych niezbędnych reform wewnętrznych o których konieczności był
całkowicie przekonany . Plany jego nie zostały zrealizowane , ale trudno
stwierdzić że nie udało mu się nic . Stał
się wielką legendą dla
narodu polskiego" . (k.c.)
Tak jest ! Stał się legendą
! MITEM ! W dużym Uniwersalnym Leksykonie pod
hasłem legenda - czytamy ; Legenda - mało prawdopodobna historia .
Czyli rzecz wymyślona na
jakiś użytek , w tym przypadku na podreperowanie minorowych nastrojów polskiego
społeczeństwa i poprawienie samopoczucie . To byłoby w zasadzie wszystko . Do
legendy należą też obrazy na
których przedstawia
się Sobieskiego w błyszczącej i
wypolerowanej zbroi , jak tnie szablą na lewo i prawo tych przebrzydłych
muzułmanów na prawym skrzydle
wojska odsieczowego , i wtóruje jemu syn Jakub , jak pod jego ciosami Turcy
się przewracają i trup ściele się
gęsto . Taka legendo - życzeniowa
nieprawda !Podsumowanie : Sobieski do dogorywającego Wiednia nie śpieszył się ,
miał czas i na sadzenie drzewek i uściski z małżonką która towarzyszyła jemu do granicy . Nie zapoznał się z
topografią , nie dowodził a kiedy to czynił , skutki okazywały się tragiczne . Zadnej
, a właściwie jedynej swojej koncepcji nie zrealizował - wojsko tureckie w
całości uszło w siną dal . Nie potrafił w decydującym momencie zapanować nad
swoimi oddziałami które zajęły się bogaceniem , zamiast zadać cios ostateczny .
Nie skorzystał z propozycji księcia Lotaryńskigo który wykorzystałby polskie
oddziały sensowniej . Opóźnił
przez swoją zarozumiałość szturm generalny o conajmniej 4 godziny. Zajmował
się rzeczami które w tej dramatycznej chwili nie powinien robić. Odpowiada za
bezsensowne straty w swoich oddziałach . Zamiast podzielić się zdobyczą sprawiedliwie
, zagarnął większość i co lepsze dla siebie .Urządził nieprawdopodobne "wschodnie" przedstawienie ,
wjeżdżając do Wiednia w roli triumfatora zrażając do siebie wszystkich włącznie
z cesarzem Niemiec . Swoją pychą i arogancją pomniejszył czy też odebrał
prawdziwym zwycięzcą ich zasłużoną sławę. Wysłał kuriera do żony z tym
nieszczęsnym strzemieniem , a nie wysłał takowego do maszerujących ciągle na
Wiedeń taborów i oddziałów polskich . Na koniec "pokłócił" się z
cesarzem bo chciał swego synalka Jakuba wsadzić na węgierski tron co było jego
polityczną katastrofą..
Mimo tych
oczywistych faktów , sporo w fakty nie wierzy i uważają że.... , cytuję prof.Wójcika :
(...)glównym
autorem zwycięstwa był
bezprzecznie król polski , który po mistrzowsku , ze znakomitym
wykorzystaniem warunków
topograficznych zaplanował i
przeprowadził decydujący atak husarii ze szczytów podwiedeńskich .(....) (koniec
cytatu)
Do namiotów Wezyra !
Amen.
marzec 1985r.
T.v.R.
Poprawiono i
uzupełniono
24.03.2001
(-) Copyright
by Tezlav von Roya