Siodło Wezyra .
(1)"Kiedy
oczekiwano najgorszego, ujrzano wreszcie długo wyglądaną odsiecz wojskową schodzącą z Kahlenbergu, która w
głównej mierze składała się z oddziałów niemieckich dowodzonych przez króla,
Jana Sobieskiego, którego wybrano na dowódcę ponieważ jako król przewyższał
rangą uczestniczących w odsieczy książąt. W potężnej bitwie rozgromili Niemcy i
ich sprzymierzeńcy - w której tym razem brakowało Brandenburczyków - armię
oblężniczą. Radośnie witany przez wiedeńczyków w kroczył Sobieski 13 września
1683 r. do oswobodzonego miasta , który w przyjętym barokowym stylu i niezasłużenie cały zaszczyt tego
zwycięstwa swojej królewskiej głowie przypisał."
Tyle ma do
powiedzenia Hans Erich Stier - historyk - na temat odsieczy wiedeńskiej w
swojej pracy "Deutsche Geschichte" , która w roku 1938 przez reżym
hitlerowski została zabroniona.
Kiedy czyta się te
słowa to na pierwszy rzut oka wydają się niesprawiedliwe, tym bardziej gdy
czyta je czytelnik polski, który nie zna szczegółów tej wojskowej operacji ,
czynionych przygotowań przez zaangażowane strony, pomocy finansowej udzielonej
na przygotowanie i wyposażenie polskiego kontygentu wojskowego przez
zagraniczne osoby prywatne i wielkie asobistości,- i który traktuje odsiecz
wiedeńską prestiżowo , jako wielki sukces Polaków i króla Sobieskiego -
jedynych wyzwolicieli Wiednia. Spowodowane jest to przedewszystkim
instrumentalnym traktowaniem polskiego społeczeństwa przez historyków
propagandzistów, oraz brakiem wiedzy historycznej u Polaków . Powyższy osąd
wydany przez Stier'a jest jednym z najłagodniejszych na tle opini innych , i co
może niektórych zaskoczyć, - sprawiedliwy. Szczególnie źle wypada Sobieski w
porównaniu z księciem Karolem Lotaryńskim, wybitnym wodzem i strategiem, który
był faktycznym zwycięzcą spod Wiednia, i którego niepodważalne zasługi w
rozgromieniu armi tureckiej zaanektował Sobieski dla siebie. To, że król Jan w
świadomości. polskiego społeczeństwa jest niekwestionowanym zwycięzcą spod
Wiednia nie jest tak istotne, ważny natomiast jest fakt , iż wszyscy Polacy
wierzą głęboko że dokonała tego armia polska i
rozgromienie armi tureckiej było tylko zasługą Polaków i ich króla.
W tym
przekonaniu utrzymuje ich zresztą cała armia historyków, tendencyjnie napisane
podręczniki szkolne i uniwersyteckie, oraz cała plejada literatów i malarzy
oraz speców od mącenia w głowach . Wiadomo dlaczego to czynią. Pytanie tylko ,
jak długo będzie im się to udawać ? Samo zestawienie liczb żołnierzy
uczestniczących w bitwie pod Wiedniem mówi samo za siebie, i sam ten fakt
powinien zmusić, wielbicieli króla Jana, do myślenia.
piechota
jazda
wojska niemieckie
29.800 tyś.
16.950 tyś..
wojska
polskie
7.000tyś.
14.000 tyś.
Siły tureckie którymi
dysponował Kara Mustafa wynosiły natomiast 64. 000 tyś. żołnierzy i około
15.000 tyś. Tatarów operujących w
pobliżu Wiednia. Z samego zestawienia
liczb wynika, że armia polska nie miała żadnej szansy rozbić przeciwnika, oraz fakt, że wojsko polskie było
dodatkiem do armi niemieckiej, wprawdzie znacznym , ale..... dodatkiem. Jak uprzytomnić całej rzeszy
niedowiarkom prawdę i pozbawić ich złudzeń którymi faszerowano ich przez pótora
wieku ? Najłatwiej byłoby wskazać im porządną literaturę naukowo -- historyczną.
Czytanie książek nie jest jednak mocną stroną Polaków , są w Europie na samym
końcu jeśli o to chodzi, zaś zmuszanie ich do czytania elaboratów naukowch i w
dodatku historycznych nie wchodzi w ogóle w rachubę. Spróbujmy więc inaczej . W
książce poświęconej 300 - nej rocznicy tej bitwy , wydanej w 1983r. wspólnie
przez wydawnictwo polskie i austriackie pt. „Zwycięstwo pod Wiedniem 1683“,
napisanej wspólnie przez Austriaków i Polaków - znajdzie czytelnik sporo
ciekawego materiału do przemyśleń
i porównań . Z zasadniczego powodu posłużyłem się właśnie nią (wydana w Polsce) , aby przybliżyć tym którzy się tym tematem interesują
oraz działalnością Sobieskiego w tych dramatycznych dla
wiedeńczyków chwilach. Głównym
celem tego krótkiego szkicu jest jednak podważenie mitu samej osoby króla Jana
Sobieskiego – "dowódcy i zwycięzcy spod Wiednia."
Autor rozdziału
"Odsiecz Wiednia", prof.
Jan Wimmer, w dramatyczny i rozpaczliwy sposób próbuje sylwetkę Sobieskiego
-jako naczelnego dowódcy tej akcji - ratować. Text Wimmera, z którym uważny
czytelnik się zaznajomi - da jemu w zasadzie odpowiedź kto i jak poprowadził do wygrania tej
bitwy.
Rozgromienie armi tureckiej - mimo wszystko -- należy jednak uznać za
zwycięstwo wojsk sprzymierzonych, czyli ogólnie mówiąc, wojsk niemieckich i
polskich. Gwoli sprawiedliwości należy jednak tę kampanię oceniać z pozycji
osiągniętych sukcesów poszczególnych oddziałów, a właściwie rodzajów broni. Ze względu na specyficzne
ukształtowanie terenu , na którym ta bitwa miała miejsce, jazda ciężka odegrała rolę minimalną . Cały ciężar walki
spoczywał na piechocie, i jej też zasługą i to niekwestionowaną było pokonanie przeciwnika. Nie jest
potrzebny szczegółowy opis tej bitwy, każdy może się z nią zapoznać sięgając chociażby do wspomnianej wyżej książki . Zwrócę
jedynie uwagę na pewne charakterystyczne momenty tej bitwy , oraz uwypuklę nie dostrzegane zazwyczaj sposoby kreowania bohaterów, czyli jak z przeciętniaka robi
się geniusza.
(2)Kiedy wreszcie po długich tarapatach Sobieski dotarł pod Wiedeń ,
jedna jedyna myśl zaprzątała jego uwagę; co by tu zrobić i jak zachachmęcić
żeby zostać bossem tego przedsięwzięcia.
Nie ma najmniejszej potrzeby zajmować się charakterem i zawartością
czaszki Sobieskiego , tym zajmują
się całe kohorty historyków którzy
w superdetalach wyszukują i na pierwszy plan wybijają te jego czyny i
działalność , które przynoszą konkretny pożytek propagandowy i służą polskiej historii pisanej . W przypadku
kiedy brakuje konkretów , całe strony poświęcają rzekomym zamiarom Sobieskiego,
które w ówczesnym czasie nie miały najmniejszych szans powodzenia i które też
nigdy nie zastały zrealizowane. Służy to całe jałowe gadanie do odwrócenie
uwagi
przeciętnych i potencjalnych czytelników, - w tych rzekomo naukowych
pracach - od spraw zasadniczych
które Sobieskiemu nigdy nie "wyszły". Jednym z bardziej
charakterystycznych przykładów jest, a raczej była, kwestia Wschodnich Prus ,
które rzekomo Sobieski chciał "zrobić" dziedzicznymi ziemiami swojej
famili . I drugi przykład , jakim to ponadprzeciętnym umysłem dysponował szukając sprzymierzeńca w..... Persji !
Te dwa różne zagadnienia są świadectwem braku tzw. “realpolityk” u Sobieskiego,
lub co bardziej prawdopodobne ponadwymiarowego chciejstwa współczesnych
polskich historyków. Politykę wówczas "robiło" się z Rosją Francją,
Prusami i Cesarstwem Niemieckim ,
co by też pod tym pojęciem się nie rozumiało. Dokładnie jak dzisiaj! Szukanie partnerów w Azji przypomina do
złudzenia politykę “demoludów" w okresie największego
ich rozkwitu. Traktowanie Cesarza Leopolda jak krewnego czwartej klasy na
drugi dzień po bitwie, nieracjonalny i ponad proporcjonalny apetyt polskiego
króla na stanowisko króla Węgrów dla swojego syna, hochschtaplerstwo, brak taktu i kompletny brak wyobraźni doprowadziły do tego, że praktycznie wyrzucono Sobieskiego i
jego wojsko z Austrii. W takich rnomentach przydaje się również - i na
grandę....Persja !
Kto będzie dowodził całą operacją ? Kto zostanie naczelnym dowódcą ?
Niektórzy historycy prezentują pogląd że należał się ten tytuł i to stanowisko
Sobieskiemu , ponieważ cesarz pilnie jego wzywał i on sam na czele swojej armii
postanowił do Wiednia się udać. Pozornie wydaje się takie stanowisko
racjonajnie uzasadnione. Podobno sam Sobieski tego się domagał, przedstawiając
powyższy argument . W tym miejscu należy jednak wyjaśnić, że specjalnej łaski
Sobieski cesarzowi nie robił , ponieważ
był zobowiązany wysłać swoje wojsko pod Wiedeń, co wynika jednoznacznie z zawartego z
cesarzem porozumienia . Traktat niemiecko - polski zawarty i podpisany 31.
Marca 1683r. oraz zaakceptowany przez polski Sejm , zobowiązywał obydwie strony
do udzielenia sobie wzajemnej pomocy w razie zagrożenia ze strony tureckiej,
zagrożony był Wiedeń i cesarz po prostu zażądał wypełnienia zawartych
zobowiązań . Traktat ów zaprzysiężony został - na wyraźne i stanowcze żądania
strony polskiej -- w obecności samego papieża , i Sobieski - jeśli nie chciał
wyjść na durnia w oczach współczesnych jemu europejskich władców, musiał Wiedniowi tę wojskową pomoc udzielić. Nie było jednak w tym traktacie
mowy o tym, że sam Sobieski musiał
do Wiednia maszerować . Mógł powierzyć dowództwo nad wojskiem komukolwiek i
zostać w piernatach Marysi ! Paru
superpatriotycznie nastawionych historyków twierdzi jednak , że domagał się
przybycia polskiego króla sam cesarz i nuncjusz papieski , bo cieszył się sławą
"niepokonanego pogromcy Turków" , i sama jego osoba sprawi, że tureckie łydki opanuje nie do
powstrzymania drżenie, które sprawi iż połowa batalii jest już wygrana w momencie jego pojawienia się pod
Wiedniem. Pojechał jednak do
Wiednia ponieważ instyktownie czuł
że może na tej eskapadzie skorzystać -- co istotnie miało miejsce. Jego
sytuacja polityczna w kraju była zła i jedynie jakieś spektakularne osiągnięcie mogło jego królewską pozycję
uratować. Naczelne dowództwo należało się cesarzowi , i on też skłonny był przejąć je. Wskutek
uporczywych machinacji nuncjusza papieskiego i jego usilnych próśb, cesarz w
końcu uległ i przekazał
Sobieskiemu to wymarzone przez niego dowództwo. Co sobie po nim
spodziewał leży jak na dłoni ; w razie udanego zwycięstwa podreperować swóją mocno już nadwyrężoną
reputację w kraju i
ewentualnych...łupów. Zacytujmy (
a cytatów będzie do jasnej anielki ) w tym miejscu Wimmera,
"Wyjaśnienie tej sprawy i przyjęcie zasady , że
każdy z kontyngentów armi sprzymierzonych będzie dowodzony przez swego wodza
, pozwoliło na usunięcie drażliwego
problemu" ... k.c.
Wynika z tego jasno, że niemieccy generałowie i książęta nie chcieli Sobieskiemu dać tego
dowództwa z powodów im tylko znanych,
które jednak rnusiały być ważne i mogły w zasadniczy sposób wpłynąć na
przebieg tej bitwy w której chodziło o ...wszystko ! I jak w końcu się okazało, podjęli prawidłową decyzję !
Został więc Sobieski w dosłownym tego znaczeniu , dowódcą
"honorowym" ...bo był królem, a pozostali ...tylko książętami. Być
może zaspokoiło to jego ambicje , ale rządzić mógł jedynie wojskiem polskim, i
jak w końcu się okazało nawet nim
nie potrafił porządnie dowodzić .
Na tym należałoby w zasadzie zakończyć całą sprawę , no bo skoro pod Wiedniem
nie dowodził , to nie mógł być
zwycięzcą , to chyba logiczne ?
Czy ktoś ma inne zdanie jeśli chodzi o tę logigę `? Jak doszło więc do tego, że w Polsce uważany jest za narodowego bohatera i
jedynego "wybawcę"
Wiednia ? To pytanie należy skierować w pierwszym rzędzie do historyków . Jak
ich znam, odpowiedź będzie taka – jakaś - zamazana ! Zabawa jednak dopiero się zaczyna ,
zostańmy więc do końca tej bitwy, i prześledźmy spokojnie i bez emocji jak wyglądał prawdziwy jej przebieg.
Przypisywanie Sobieskiemu autorstwo planu bitwy, należy również włożyć
między bajki . Cytat Wimmera :
"Książe Lotaryński od początku był przeciwny tej koncepcji ( uderzenie od
wschodu T.v.R.) Uważał on słusznie , że stosunkowo równy teren na
wschód od Wiednia jest dogodny dla działań licznej kawalerii
nieprzyjacielskiej, szanse widział
w uderzeniu na obozy wroga od zachodu , gdzie warunki terenowe na górzystym i
lesistym obszarze Lasu Wiedeñskiego i jego zboczach
będą korzystniejsze dla działań
p i e c h o t y . (podkr. moje)
(3) "20 lipca
jego rada wojenna zaakceptowała plan przeprawy przez Dunaj powyżej Wiednia i
natarcia od zachodu ; do cesarza do Passau wysłano hrabiego Francisa Taafte
który miał ów plan przedstawić i propagować." (k. c. p.m.)
W dniu kiedy ta
decyzja zapadła Sobieski był jeszcze w Wilanowie i nie miał żadnego wpływu na
podjęte na tej naradzie uchwały. Próby przypisywania autotorstwa planu
generalnego Sobieskiemu - przez polskich historyków - są niepoważne i śmieszne,
ponadto czynią to nieudolnie i powierzchownie.... o czym świadczy następny
cytat Wimmera ;
"Niemal
równocześnie tę samą myśl powziął
jadący z Wilanowa do Krakowa Sobieski, w liście do Karola z 22 lipca wypytywał , czy istnieje
możliwość przeprawy pod samym miastem , oraz jakie są ewentualne przeprawy przez rzekę powyżej
Wiednia. Dowiedziawszy się z
relacji Glinskiego i listów o sytuacji , w kolejnym swym piśmie z 25 lipca z
Częstochowy zwracał księciu
uwagę na konieczność ubezpieczenia mostu pod Krems. Dowodzi to , że nie znając jeszcze
wyników ustaleń narady z 20lipca , na podstawie owych ogólnych map jakimi
dysponował , zakładał z góry
przeprowadzenie operacji
odsieczowej od zachodu a więc przyjmował koncepcję , co książe Lotaryński .
Prosił księcia o dokładniejsze
mapy okolic Wiednia i otrzymał je po przybyciu do Krakowa." (k.c. podkreślenia T.v.R.)
To nie dowodzi
niczego, ponieważ wszystkie mosty,
poza tym jednym, na rozkaz księcia
Karola zostały zniszczone i nie było innej możliwości przeprawić się na prawy brzeg
Dunaju , jak tylko tym istniejącym pod Krems, a ta miejscowość leży powyżej Wiednia, dokładnie zaś na
północny zachód od tego miasta i tylko tym mostem mógł przeprawić się na drugi brzeg. Gdyby powziął decyzję zaatakowania
Turków od wschodu , musiałby pobudować nowy most poniżej Wiednia , co nie
wchodziło w ogóle w rachubę, na tym terenie grasowało 15.000 tyś. Tatarów którzy wybiliby to Sobieskiemu natychmiast z głowy, poza
tym, za co i z czego miałby Sobieski most zbudować, odcięty od swojego
logistycznego zaplecza setki kilometrów ?? Ta sugestia Sobieskiego , czy jak to
formułuje Wimmer , zwracanie
uwagi niemieckim generałom ,
aby pilnowali tego mostu w Krems, nie wynika z żadnej koncepcji Sobieskiego ,
tylko z tego , że to był jedyny most
zaznaczony na tych mapach ,
i dodatkowo ; jak przestudiował (??) te przysłane mapy , przeraził się -
jak zauważył ten jedyny istniejący -- że Turcy mogą się przestraszyć i jego
zniszczyć, aby pod żadnym pozorem nie dopuścić do spotkania z nim ; tym
strasznym tureckim pogromcą
za jakiego się uważał , lub też, co jest pewniejsze ,
jakiego z niego zrobiono paręset lat później .
Sytuacja
była więc taka - że chciał nie chciał -
Sobieski nie miał wyboru ,
musiał tym istniejącym
mostem przeprawić się na drugi
brzeg Dunaju żeby wykończyć Kara
Mustafę i uderzyć od zachodu.
Teraz parę słów z innej
beczki . Wyobraźmy sobie sytuację
w którą w manewrowali Sobieskiego kilkaset lat później polscy historycy,
przypisując jemu i koncepcję bitwy
oraz Wielkie Zwycięstwo, gdyby
rzeczywiście tak było ; to znaczy nie było żadnego mostu , lub też istniał jeden , ale na drugim brzegu czekałby
na niego sam Mustafa ze swoimi wojownikami w liczbie 65.000 tyś.
chłopa na drugim końcu
istniejącego mostu ? Nadzwyczaj sprawny Sobieski nie był , nie był jednak głupcem. Sprawa wygląda jednoznacznie podejrzanie . Prawdę
mówiąc jest podejrzana , Sobieski z siebie nie zrobił orła , jest to zasługa
historyków , którzy to uczynili ze znanych już powodów.
Król Jan zupełnie nie
orientował się w sytuacji jaka tym wówczas istniała. W Krems nie było
potrzeby żadnego zabezpieczenia tego cholernego mostu, dlatego , bo tym mostem przeprawiały się
wojska saskie pod dowództwem Jana Jerzego III od północy, natomiast prawym
brzegiem Dunaju maszerowały o b o k mostu wojska Bawarskie i Frankońskie. Czyli dla pełnej
jasności : przygotowania do bitwy trwały i były w pełnym biegu , uderzono by na
Turków nawet gdyby Sobieski zawrócił , cesarz i Karol Lotaryñski nie mieli
wyboru, musieli uderzyć bo Wiedeń mógł lada dzień paść !!
Sobieski i jego
wojsko przemaszerowali jednak na drugi brzeg suchą stopą , ale...... zupelnie innym mostem ! Kiedy
Sobieski rzekomo martwił się o ten most pod Krems , saperzy Karola
Lotaryńskiego pod kierownictwem Inż, Peter'a Rulant'a budowali już drugi most , bliżej Wiednia, pod miejscowością
Tulln. Z tego tylko przykładu widać , że kto inny miał już gotowy koncept
rozegrania całej batali na swój sposób. Gdyby Sobieski i jego armia
rzeczywiście jako jedyna - jak
widzą to współcześni jego rodacy - tę bitwę wygrała , musiałby on usłużnie
skorzystać z latających dywanów tureckich , podstawionych jemu przez Kara
Mustafę , i przyjąć jego
koncepcję bitwy na wschodnich rubieżach Wiednia , gdzie
teren bardziej odpowiadał jego kawalerzystom (ale też kawalerzystom Mustafy) .
Wówczas jednak podzieliłby los
Warneńczyka , albo też dochodząc
do lewego brzegu Dunaju
zorientował się w sytuacji
, machnąłby Mustafie kapeluszem , zawrócił i udał się w objęcia Marii Kazimiery.
Wspomniałem już wyżej o budowie mostu pod Tulln.
Pracą tą kierował inż.
Rulant, a wykonywało ją 2000 tyś.
saperów niemieckich , którym pomagało 600 chłopów z pobliskich wsi. Prace te
wykonywano w niesprzyjających warunkach atmosferycznych , padających ulewnych
deszczy i wezbranych nurtów samej rzeki.
Dodatkowo zbudowane zostały zejścia dla koni i taboru ze stromych zboczy
do brzegu Dunaju . Samo ściągnięcie materialu potrzebnego do budowy mostu ,
wymagało ogromnej pracy organizacyjnej i ...forsy !
Bez tej
strategicznej budowy nie byłoby żadnej odsieczy wiedeńskiej a tym samym żadnej
odsieczy Sobieskiego. Capito
! Zbudowanie takiego mostu siłami
samych Polaków nie wchodziło w
ogóle w grę bo przerastało ich rnożliwości na tym terenie i w ówczesnych warunkach ! Trzeba zdawać sobie sprawę, że Sobieski i jego
wojsko byli totalnie uzależnieni od dostaw żywności
i karmy dla tysięcy koni od logistycznego zaplecza niemieckiego. Bez tej pomocy
umarli by z głodu. Jak to więc
jest z tą polskę odsieczą i tym polskim zwycięstwem ? Dokonali tego sami ?
Wspólnie ? I kto poprowadził
do zwycięstwa ?
Uczestnictwo króla i
polskich odziałów w bitwie pod Wiedniem nie byłoby w ogóle możliwe bez
finansowej pomocy obcego pochodzenia. Według Wimmera gro kosztów miało ponieść
polskie społeczeństwo , resztę dali inni , 22 % to pożyczki i dotacje od
cesarza i papieża . Pierwszej wpłaty dokonał Niemiec z Breslau,
niejaki Ernst Schmettau – bankier . Nadeszła też forsa od włoskich książąt i
innych osobistości. Te wpłacane pieniądze
umożliwiły iż w ogóle zaczęto poważnie myśleć o wyruszeniu pod Wiedeń , uchwalone przez polski Sejm
podatki przeznaczone na tą eskapadę
wpłynęłyby do państwowej kasy dopiero za kilka miesięcy, lub za rok ,
jeżeli w ogóle zdołano by je od podatników wyegzegwować . Ta szybka i "żywa" gotówka umożliwiła
zaciąg wojska , zakup najpotrzebniejszego ekwipunku itd. itp. Niemcy na całej
przewidywanej trasie marszu polskiego kontyngentu rozlokowali w równych odstępach magazyny z żywnościę i karmą
dla koni , na granicy czekał na Polaków transport , na który załadowano armaty
i piechotę . Organizacja tej odsieczy ze strony polskiej była do chrzanu - delikatnie mówiąc -jako przykład
podam że na drugi dzień po bitwie, ogon polskiej kolumny nie
wymaszerował nawet ze Słowacji
! Jedną z podstawowych przeszkód
tego wolnego marszu była ponad proporcjonalna liczba taboru która towarzyszyła polskiemu wojsku .
Te wozy "bojowe"
opóźnialy pochód zdecydowanie . Po co ich tyle za sobą wlekli ? Wyjaśni się
później , w sumie było tych wozów 6.OOOtyś. Obsługa tego taboru dorównywała prawie liczbie całego wojska
! Trzeba było tę całą grandę karmić i trzymać w ryzach , ale i tak
dochodziło ze strony polskich oddziałów do rabunków oraz innych szkód i zniszczeń .
Pomijając
sprawy merytoryczne , należy zwrócić uwagę na niemożliwą do zaakceptowania
ślamazarność Sobieskiego , wyglądało
to dziwnie i śmiesznie, śpieszył
się na odsiecz czy też urządził
sobie wycieczkę do Wiednia na obcy koszt. Z Warszawy do Częstochowy jechał 4
(cztery ) dni . Kochał się z Marysią w powozie , sadził drzewka . A może też
Sobieski do Wiednia nie śpieszył się wcale - licząc się z możliwością zajęcia
miasta przez Turków - zanim jeszcze wyruszy ? Sytuacja była tam dramatyczna ,
Turcy dokonali już sporego wyłomu w murze i obrońcy miasta liczyli się z zajęciem
Wiednia w każdej chwili , słali też telegram za telegramem do cesarza .
Król miał
przyprowadzić - według umowy - 4O.OOOtyś żołnierzy , zebrał z dużą trudnością i doprowadził pod Wiedeń , ledwo 21.000tyś.
Jeśli chodzi o tak zwaną jazdę, było OK , wszyscy wąchali już proch i walczyli z Tatarami na ukrainskich
stepach . Natomiast to co nazywają
historycy polską piechotą , była to zbieranina przypadkowych ale odważnych i naprędce rekrutowanych
t. zw. luzaków , chłopów królewskich , pozbawionych stałego zajęcia różnorakich
indywidułów, mieszkańców miast. Rekrutacja zaczęła się 1. lipca 1683r. a ......
14 sierpnia nastąpił wymarsz do
Wiednia !! Szkolenia nie było
żadnego. Wątpić należy czy poszczególni rekruci wystrzelili ze swojej
"rusznicy" chociażby ...na wiwat ? Nie mieli na to czasu . Czyżby oni mieli przeciwstawić się
tym fanatycznym janczarom , o których w ówczesnej Europie krążyły legendy ?
Zupełnie inaczej
przedstawiała się sprawa z piechotą niemiecką, było jej najpierw 30.000 tyś. i byli to zawodowcy ,
profesjonaliści od zabijania , doskonale wyekwipowani i wyćwiczeni, oraz co nie
jest bez znaczenia zdyscyplinowani , reagujący momentalnie na polu bitwy na
rozkazy , i co równie ważne z doświadczeniem - walczyli już z Turkami
parokrotnie. O zwycięstwie w ostateczności zadecydowała ta właśnie piechota , a
nie jak twierdzą prawie wszyscy
polscy historycy – konnica ! Bez dzielnej postawy i nieprawdopodobnego męstwa
tych spieszonych żołnierzy żadna szarża konna nie byłaby w ogóle
możliwa. Takie są (czy byly) fakty , i nikt i nic tego nie zmieni . Tak odbyło
się w rzeczywistości ! Nikt nie w mówi myślącemu i cokolwiek znającemu się na
wojskowości człowiekowi że 14.000 tyś polskich kawalerzystów zdobyło i wyparło z okopów
, szańców i obozów , fanatycznie się broniących tureckich piechurów od wsi
Dóbling po rzeczke Wienfluss w
pobliżu wsi Penzig , terenie o długości 8 km. -jedną szarżą !! Należy w tym miejscu poruszyć sprawę
tej polskiej jazdy pancernej i
huzarów z tymi skrzydłami . Ten typ wojska był już wówczas anachronizmem, zdecydowano się na
kawalerię lepiej uzbrojoną ,
zwrotną , o bardziej wszechstronnym
zastosowaniu . To było bardzo widoczne właśnie pod Wiedniem , w momencie gdy piechota księcie Karola wyparła Turków z okopów , kawaleria wykorzystując luki włączała się do akcji wspomagając
pieszych i goniąc
nieprzyjaciela uniemożliwiała jemu z organizowanie oporu w następnych
okopach . O tym będzie więcej i szerzej później. Wracam do osoby króla.
Jak wyglądała sprawa
tych map - o których wspomina Wimmer - tych dokładnych już , które Sobieski
otrzymał od Karola Lotaryńskiego
gdy król przebywał jeszcze w Krakowie i które tak uporczywie studiował? Gdyby
Sobieski rzeczywiście potrafił czytać mapy , lub inaczej, gdyby je dokładnie
przejrzał i przestudiował,
przeanalizował
topografię terenu zwanego
"Laskiem Wiedeńskim" - co nawiasem mówiąc jest podstawowyrn
obowiązkiem każdego dowódcy - i to
zapamiętał , nie mogło by dojść do dosyć kompromitującej Sobieskiego
sytuacji o której wspomina Wimmer.
Cytuję :
"Zaskoczył króla widok wspomnianego pasma niższych wzgórz , które nie były
zaznaczone na otrzymanych przezeń
w Krakowie mapach ,
Sobieski przewidywał że o wzgórza
te przyjdzie piechocie sprzymierzonych toczyć długie i krwawe
zmagania, stąd sądził iż bitwa
potrwa conajmniej dwa dni." (podkr. T.v.R. )
Wniosek ? Dosyć smutny. Okazuje
się że naczelny wódz ,
"jedyny” dowódca i "współtwórca" koncepcji tej bitwy....zabłądził , i to podczas bitwy - nie wiedział gdzie się znajduje ! !
Dobrze że był przy nim książę Lotaryński , jeszcze by zabłądził . A
swoją drogą niech mi ktoś
powie , jak można planować i dowodzić wojskową operacją w ciemno ? Zdarzyło się to również ... ale posłuchajmy Wimmera, cytuję
:
"Za nią postępowała jazda ( polska ) , która
wspięła się z doliny na Grunberg i
Rosskop ( wzgórza
) częściowo przez p o m y ł k ę
wchodząc i na stanowiska konnicy niemieckiej" . (k. cyt. podkr. T.v.R.)
Skąd Wimmer wie , że na tych później dostarczonych i dokładnych (o czym
sam donosi) mapach , tych wzgórz które tak zaskoczyły króla nie było ? Był przy tym, czy leżą
w jego biurku ? Niech je
pokaże , sam chętnie je obejrzę. Z
drugiej strony , jak można dowodzić nie znając terenu na którym się walczy , to
nie były manewry ! Chodziło o śmierć albo życie ! I o Wiedeń ! I o to , czy Europa stanie się
mahometańska ! Nawet nie dopilnował swojej armi i nie poinstruował dokładnie
swoich dowódców( o topografi Lasu Wiedeńskiego ), gdzie mają ustawić swoje wojsko
! Nie mógł tego zrobić, bo jak
widać w geografii ... też orłem nie był .
Wróćmy teraz do tej narady wojennej
która odbyła się 3 września 1683 r. w Stetteldorf ,- na której to
powierzono Sobieskiemu rzekome dowództwo.
Wiemy już , że najważniejsze sprawy ustalono 20 lipca , na które
Sobieski nie miał żadnego wpływu
ponieważ przebywał wtedy w
Wilanowie , mimo to twierdzi Wimmer iż , cytuję :
"Zwyciężyła więc wspólna
koncepcja księcia Karola i
króla Sobieskiego, uderzenie przez obszar Lasu Wiedeñskiego ." (k. cyt. podkr. T.v.R.)
Uporczywość niektórych ludzi
w narzucaniu swojej wizji innym - wbrew faktom - jest zdumiewająca. Kiedy
wreszcie Sobieski dobrnął pod Wiedeń
miał tylko dwie możliwości
; przejść ze swoją armią przez ten
nowy most pod Tulln - co oznaczało że przyjął plan batali opracowany przez księcia Karola Lotaryńskiego,
albo zawrócić do domu . Czy ktoś ma inne zdanie ? Istniało też
trzecie wyjście , mógł
wejść do zagajnika w którym
płynął szemrzący strumyk ,
spocząć po tym długim marszu ,
przeczekać cały harmider i na
drugi dzień wejść do Wiednia w glorii triumfatora .
I znowu Wimmer , cytuję :
"Opracowanie szczegółów operacji król
pozostawił dowódcom cesarskim i
niemieckim (skromnie przypominam, że cesarz był niemiecki, więc co to znowu za
kombinacja ? T.v.R. ), którzy zebrali się na oddzielnym posiedzeniu i przedstawili
wyniki swej narady w 13 punktach . Zakładały one przeprawę wojsk polskich i cesarskich pod Tulln w dniach 6 i 7 września i
połączenie się ich z maszerującymi
prawym brzegiem rzeki od Krems wojskami niemieckimi" (k. c.).
Kręci nam ten Wimmer niesamowicie. Powyższy cytat oznacza jedno; za wszelką cenę należy
zbudować Sobieskiernu porządne
alibi , by wbrew wszystkiemu stworzyć wrażenie
iż król brał aktywny udział w tworzeniu koncepcji tej batalii
, i że trzymał rękę na pulsie . Jeżeli nie brał
udzialu w tej naradzie , to nie mógł znać
szczególów całej operacji,
i gdyby zaszła konieczność zmiany decyzji podczas bitwy , nie mógłby jej
podjąć .... bo nie znał ustalonej
na naradzie alternatywy, czyli tych szczegółów, trudno sobie wyobrazić że król latał po polu
bitewnym z kartką w ręku –
którą wcisnęli jemu jego rzekomi
podwładni - do której zaglądał co chwilę
żeby z tymi punktami się nie
pogubić i nie strzelić
jakiegoś głupstwa . A punktów było
aż trzynaście - jak nam Wimmer
donosi.
Pisze też dalej, że na tej naradzie postanowiono iż w razie zwycięstwa wojska sprzymierzonych będą
nieprzyjaciela ścigać, aby
zniszczyć jak najwięcej uchodzących
z pola bitwy oddziałów tureckich . Znakomicie !
Ten spektakularny szczegół
radzę dobrze zapamiętać , jeszcze do niego wrócę w odpowiednim
momencie ! Karkołomna ekwilibrystyka słowna , wybielanie osoby króla , ani
stosowane z premedytacją kłamstwa niewiele mogą pomóc ratowaniu
opini "genialnego dowódcy"
trwa jednak nieprzerwanie . Ale dlaczego ? Odpowiedź jest niezmiernie prosta . Wieki mijały i nie było
żadnych sukcesów , nawet wojskowych.
Historycy popadli w kompleks zazdrości, i co gorsze , w kompleks niższości , zupełnie niepotrzebnie
, nie oni odpowiedzialni są za nieudaną polską historię
. Naprawianie jej jednak trwa , i przychodzi to im z łatwością z powodu żenującej wiedzy historycznej polskiego
społeczeństwa . Wytworzyło się zamknięte koło z którego teraz trudno
znaleźć wyjście , wyjawienie
prawdy spowodowało by całkowity upadek autorytetów, conajmniej tych..... od
historii . Nie mój problem - sami muszą się wyplątać. Według
niektórych Sobieski w
końcu się rozruszał i postanowił wcielić w
"życie" , swoje pomysły . Mianowicie ; przy ustalaniu planu
ustawienia i uszykowania wojsk
przeforsował swoją ideę .
Uparł się postawić polski
kontyngent na prawym skrzydle , które uważał za najważniejsze i zapewne honorowe . Ale też ?....- jak informuje Wimmer, cytuję :
"Jego zamiarem było nie tylko jak najszybsze przebicie się do dogorywającego
Wiednia , do czego przedewszystkim dążył
książe Lotaryński a 1
e jednoczesne zniszczenie oblegających
miasto wojsk Kara Mustafy ." (k. cyt .podkr
T.v.R.) .
Pięknie ! Szczytne zamiary
! Gdyby się udało zdobyłby sławę
nieśmiertelną ! Nie malowaną (na obrazach) ! Było to zupełnie
realne i prawie że.....dotykalne , gdyby..... ale nie
uprzedzajmy wypadków.
Następny cytat :
"Do tego ( zniszczenie Turków T.v.R.)
ostatniego zadania najlepiej
nadawała się polska
kawaleria , która dzięki znakomitym koniom i doskonałemu wyszkoleniu ,
mogła wykonać druzgocące uderzenia w galopie. Sobieski więc przeznaczał prawe skrzydło dla armi polskiej , co nie wzbudziło sprzeciwu u sojuszników." .(k.cyt,)
O.K, nie wiemy jak przebiegały rozmowy na owej naradzie –
CNN nie transmitowała tego live. Nie znamy argumentów obu stron którymi na tej
naradzie się posługiwano , i nie wiemy w jakim tonie toczyły się te rozmowy. Wiemy jednak,
że Sobieski odrzucił proponowane przez niemieckich książąt sugestie, rozdzielenia polskich wojsk na oba skrzydła a
środek wypełnić wojskami niemieckimi . Uczynił to z powodów prestiżowych o których mowa wyżej . Możemy się jednak domyślić , dlaczego dowódcy niemieccy to jemu
zaproponowali. Chodziło o to , że konnica pancerna , ale też ta inna , miałaby łatwiejszą drogę -
nie musieliby łazić po górach -
mieliby z lewej strony brzeg Dunaju, z prawej zaś mogli wykorzystać drogę . Srodkiem natomiast , czyli po tych
stokach , przebijała by się
piechota . Posłuchajmy narzekania Wimmera :
"Grupa
wojsk Karola Lotaryñskiego , poprzedzane przez wysłane już nocą oddziały ,
maszerowała stosunkowo łatwymi drogami....... w tym czasie wojska środkowej grupy , pomaszerowały leśnymi drogami wzdłuż innego strumienia......., najtrudniejsza droga przypadła w
udziale oddziałom polskim , przyczyną opóźnienia
pochodu był zarówno trudny teren , jak i dążenie do przeprowadzenia
wszystkich dział" (k. cytatów)
Skąd ten płaczliwy ton ?
Przecież sam "naczelny
dowódca" tak urządził swoje
wojsko ! Uwagę Wimmera, że "nie wzbudziło to sprzeciwu sojuszników" , nie
należy rozumieć że sprzymierzeńcy zaakceptowali stanowisko Sobieskiego, bo
zgadzali się z jego koncepcją
, tylko skwitowali ją na zasadzie , "jak sobie kto pościeli
tak się wyśpi" . Pochód konnicy polskiej trwał długo , za długo - i
opóźnił uderzenie końcowe o - 4 godziny !
"Popatrzmy" teraz jak dowodził Sobieski i ile
miał do powiedzenia. Posłuchajmy nieocenionego Wimmera ,
cytuję :
"Pozostawała więc kwestia , komu powierzyć ważne
zadanie przebijania się do Wiednia
na lewym skrzydle. Początkowo Jan III
zamierzał skierować tam
wojska niemieckie pod ogólnym dowództwem księcia Waldecka , sprzeciwił się jemu jednak
książe Karol... naczelny wódz uznał to za słuszne , tym bardziej, że oddziały austriackie
zdobyły już doświadczenie bojowe w
walkach z Turkami... posiłkowym
korpusom z Niemiec przeznaczył
więc środek szyku , ale w krótce spotkało się to z oporem ze strony
...elektora saskiego. (kon. cyt.podkr.T.v.R.)
To nie była nawet próba dowodzenia naczelnego dowódcy ! To byta lekcja pokory udzielona
Sobieskiemu, jeśli tak to się w
rzeczywistości odbyło , mam co do tego jednak ogromne wątpliwości . Książe
Karol Lotaryński po prostu realizował swój plan ,
ustalony na długo przed przybyciem Sobieskiego i wcielał jego konsekwentnie w
życie, bez względu na to co miał
do powiedzenia "dowódca honorowy" . A co z
tym powyższym cytatem ? Kolejna akcja ratunkowa . Nic więcej ! Zwracam
jednocześnie uwagę na "posiłkowy charakter" niemieckiej armi !
Widzimy więc że nikt ze zdaniem
Sobieskiego się nie liczył . Wszyscy trzymali się ściśle opracowanego 20 lipca planu
i.... dzięki Bogom ! Gdyby
natomiast odbyło się to tak jak
relacjonuje nam Wimmer, to Sobieski przed podjęciem decyzji - jako... doświadczony
i mądry dowódca - powinien
najpierw przemyśleć, co
rozkazać, i wziąć pod uwagę - chociażby to bojowe doświadczenie - nie zaś bezwiednie
potakiwać niemieckim generałom . Tego nie zrobił, i to go dyskwalifikuje.
Wróćmy teraz do tematu zasadniczego, do samej bitwy i osoby polskiego
króla.
Wieczorem 10 września -jak pisze Wimmer – popędził Sobieski do Klosternenburga , gdzie
wieczorem miał się spotkać z
innymi dowódcami . Na naradzie postanowiono że pasmo wzgórz które zagradzaly drogę do Wiednia
będzie się zdobywać dnia
następnego.Cytuję Wimmera :
"W nocy jednak, Karol Lotaryński dokonal
rekonesansu i postanowił
natychmiast zająć dwa z nich ./ O drugiej w nocy oddział wojsk ochotników dowodzonych przez markiza Parella ,
wspiął się na szczyt Leopoldsbergu i wyparł zeń
znajdujących się tam Turków, a następnie uderzył na Kahlenberg ; po krótkiej walce nieprzyjaciel został i stąd wyparty. /
było to w samą porę , gdyż Ibrachim Pasza
skierował już ku wzgórzom ,
większe oddziały piechoty" (k. c. podkr. T.v.R.)
Nie jest to przykład typowy , zwracam jednak uwagę, że te szczyty huzarzy nie zdobywali , oddaje też
mniej więcej sytuację która
zaświadcza , iż Karol był a niebo
lepszym i doskonalszym dowódcą od śpiącego już w bettach Sobieskiego . Umiał trzymać rękę na
"pulsie" i posiadał
instynkt jakiego się od
prawdziwego dowódcy oczekuje ; potrafił
bezbłędnie wykryć zamiar
przeciwnika . Główny ciężar walki spoczywał na lewym skrzydle wojsk
sprzymierzonych , którego trzon stanowiły wojska niemieckie ( Wimmer nazywa je
saskie , frankońskie, austriackie i t. d. co nie jest żadnym ewenementem w
polskiej historiografii, ponieważ był to dobrowolny "mus" polskich
historyków , chodziło o stworzenie zamętu i zatajenie historycznej prawdy ,
oraz deprecjację słowa Niemcy czy
niemiecki), którymi dowodził książe Karol Lotaryński. Przeciwnikiem
były
gł ó w n e siły tureckie , które tworzyły prawe skrzydło armi
Ibrahima Paszy. (może dlatego
wybrał Sobieski to prawe skrzydło ? :)
12 września w niedzielę o godzinie 6 rano , książe Karol wydał rozkazy do natarcia , i jak pisze Wimmer : "....udał
się na wzgórze Kahlenberg , gdzie spotkał się z Sobieskim i
zreferował mu aktualną sytuację . Król zaakceptował jego zarządzenia i nakazał wymarsz pozostałych wojsk". (p.m.)
Wygląda to przepięknie, (od razu przypomina mi się jak Bolesław I stawiał te słupy na Łabie) . Bez
patosu i krętactwa ani rusz . Co
miał król zaakceptować ?
Książe Karol postawił króla przed faktem dokonanym, wydał
rozkaz i koniec ! Każdą relację można upiększyć i przekręcić
dobierając odpowiednie słowa. W niczym jednak nie zmieni to faktu ,
że to Karol , a nie Jan , podejmował decyzje . Pytanie posiłkowe : główny dowódca nie znał "aktualnej sytuacji" ?
Posłuchajmy , co ma dalej do powiedzenia Wimmer :
"Sobieski udał się następnie do kaplicy ojców kamedułów , gdzie służył do mszy i następnie swojego 17 --
letniego syna Jakuba - pasował na
rycerza" (a powinien na wojownika!
T.v.R.).
Kiedy to
wszystko się odbywało, książe Lotaryński dowodził bezpośrednio natarciem swoich wojsk. Zostawiam to bez
komentarza. Około godziny 10 wojska
niemieckie zdobyły Nussberg, po chwili odpoczynku ruszyły do kolejnego natarcia, i po krwawych
walkach i rozpaczliwych kontratakach tureckich około 12 w południe przed
kolejnym uderzeniem na Dóbling
zatrzymali się na
odpoczynek, i wraz z ich dowódcą księciem Karolem, czekali na wyrównanie
frontu przez pozostającą w tyle armię . (???)
Powoli i z
trudnościami oddziały księcia Waldecka pokonując mocny opór Turków o godzinie
13 dotarły do Sievieringu który zajęli , i wyrównali front z Sasami którzy
zdobyli Grinzing. Teraz czekano tylko na pozostających w tyle Polaków . Kiedy
roztrzygały się losy bitwy , wszyscy walczyli , nasz bohater Sobieski ,
spożywał najspokojniej na świecie
śniadanie na Kahlenbergu , po czym wsiadł
na konia i udał się do swoich oddziałów.
Wimmer twierdzi, i usiłuje usprawiedliwiać Polaków, że mieli dłuższą drogę i silniejszego przeciwnika , te
sugestie wziął z kapelusza ,
najsilniejszy przeciwnik jak wiemy
to było prawe skrzydło tureckiej armi , z którą w połowie już uporał
się książe Karol . Natomiast tę dłuższą drogę mieli do zawdzięczenia samemu
Sobieskiemu , który jak pamiętamy
, nie zgodził się na rozsądne propozycje niemieckich dowódców ,by
maszerować z połową polskiego
wojska lewą stroną - łatwiejszą.
Swiadczy to też o tym , że król nie miał zielonego pojęcia o topografi tego terenu . Uparł się iść prawą i to dyskwalifikuje go również jako
dowódcę swoich wojsk. Gdyby pozwolono Sobieskiemu pod Wiedniem dowodzić, skończyłoby się to potężną
katastrofą , ze skutkami odczuwalnymi do dzisiejszego dnia - Europa modliła by się do Allacha !
Wojska księcia Karola długo
czekały na wyrównanie frontu przez Polaków, ukazali się oni dopiero o godź. czwartej po południu , całe
4 godziny za późno . Mniejsze z tym .
Pisze Wimmer dalej, cytuję :
Dalej