Przedświąteczne rozważania. 

 

Zbliżamy się do końca pierwszego roku XXI wieku. Za trzy tygodnie będziemy święcić pierwsze święta Bożego Narodzenia w tym nowym stuleciu i trzecim tysiącleciu po nar. Chr. Wystarczający powód - jak sądzę - do pewnych przemyśleń i remininscensji sięgających dalej niż te 1000 lat (ogólnie biorąc), w którym to czasie ten "Nordmensch" (do których zaliczam przede wszystkim Germanów, ale i Słowian osiadłych na północy , wprawdzie przybyłych kilkaset lat później, należących jednak do tej samej ludzkiej rasy), zapoznał się z tą nowa dla niego religią importowaną z dalekiego Orientu, a ściślej, do narzuconej mu siłą, w sposób daleko odbiegający od zasad głoszonych przez Ewangelie. Chrystianizacja nie miała charakteru dobrowolnie wyrażonej zgody przez "nowo ochrzczonych", z tego powinien sobie zdawać dzisiaj sprawę każdy, który uważa siebie za głęboko wierzącego chrześcijanina. Nasi pogańscy przodkowie w przeważającej swej części przeżyli prawdziwe piekło na ziemi, nim zapoznali się z piekłem tej nowej religii do którego mieli zamiar wtrącić  chrześcijańscy misjonarze miliony ludzi modlących się do natury, jeśli nie zanurza się w świeconej wodzie. Sposób w jaki "nawracano" nie odbiegał w niczym od najbardziej barbarzyńskich sposobów jakie dzisiejszy modernistyczny człowiek może sobie wyobrazić. Od metod, które tym "barbarzyńcom" nigdy by nie przyszły do głowy. Sam wielki św.. Bernard nawoływał, "bekehren oder ausroten" ! Tym sposobem nie pozostawiono naszym przodkom wyboru, śmierć albo chrzcielnica ! Prawdziwie "chrześcijańska" alternatywa ! Naszym żyjącym przed 1000 lat na północy (Europy) praojcom, którzy borykali się do tej pory tylko z natura i nielicznymi wrogami doszedł nowy czynnik, w ogóle im nieznany - "wojny religijne", które wraz z rozpowszechnieniem chrześcijaństwa stały się prawdziwym przekleństwem i plaga Europy. To zaprowadzanie "nowego ładu" nie przychodziło wbrew wszystkiemu, tym sfanatyzowanym misjonarzom łatwo wówczas, jak i dzisiaj tym wyznawcom współczesnej "cywilnej religii". Dzieci natury postanowiły się bronić. Często wspólnie słowiańscy Obodrzyci i germańscy Saxsonczycy ruszali razem na tych, którzy za ten totalny chaos i morderstwa byli odpowiedzialni. Dużych szans nie mieli, każde nowo założone "biskupstwo" równali jednak z ziemia. Tak było w Hamburgu, Bremie, Haithabu, Wolinie a nawet w Magdeburgu. Za tą krnąbrność i obronę swoich ideałów musieli drogo płacić . Katolicki cesarz Karol Wielki kazał zwyczajnie 10.000 tys. germańskich Saxsonów lekka ręką zarżnąć, bo pozostali wierni religii swoich ojców i dziadów . Król Olaf Tryggvason "nawracał" w dzisiejszej Norwegii w ten sposób, że tych którzy nie chcieli przyjąć nowej wiary kazał zamordować, odrąbać nogę lub rękę czy też utopić. Bez tego potwornego gwałtu, Rzym i rezydujący tam papieże nigdy by tej orientalnej religii na północy nie zaprowadzili. Co tym naszym praojcom wydawało się całkiem niezrozumiale (gwałt i morderstwa z pobudek ideologicznych) , dla propagatorów orientalnej ideologii wydawało się konieczne. 

Na późniejszy "wylew" Wikingów i to pustoszenie przez nich kościołów i klasztorów w całej Europie trzeba też spojrzeć z innej strony, w powiązaniu z tym, że spotkały się dwa zupełnie odrębne" światy", przy czym ten "nowy" reprezentowany był przez fanatycznych nosicieli nowej wiary, ukształtowanej i wynikającej z innych norm i przyzwyczajeń , oraz - z czego dzisiaj mało kto zdaje sobie sprawę - absolutnego przekonania o swojej prawdzie i opętanych potrzeba nawracania bez zwracania uwagi na cokolwiek. Tymczasem nasi przodkowie tych południowych norm nie rozumieli, lub też nie chcieli ich zaakceptować z prostych powodów, ta nowa wiara zaprzeczała ich wyobrażeniom ukształtowanych przy współżyciu z odwiecznymi prawami natury do których się dostosowali i na tej podstawie wynikły prawa przez nich przestrzegane i ogólnie stosowane. To nieszczęście, które ich (ludzi północy) spotkało , w formie zupełnie dla nich obcej, orientalnej mentalności i azjatyckiego kodeksu moralnego narzuconego im siła - zrabowało im 1500 lat własnego rozwoju! ! Tymczasem ich religia i wierzenia były setki lat starsze od tej nowej, i co najważniejsze zupełnie neutralne, absolutnie czyste bo wywodzące się z kontaktu z natura, z obserwacji zjawisk zachodzących w przyrodzie do których odnosili się z szacunkiem, trwogą lub radością. O wierze i religii oraz zwyczajach słowiańskich Obodrytów , Wieletów i ich sąsiadów wiemy mało. Należy jednak przyjąć ze były zbieżne z germańskimi, co wynika z tego że należeli do tej samej rasy, mimo iż do pewnego stopnia już rozdzielonej. O czym my jednak wiemy ? Czy należy wierzyć historykom z 19 i 20 wieku piszących swoje historie według aktualnego zapotrzebowania i która przekazali w formie dogmatów z których w wielu wypadkach powstały narodowe świętości ? 

W tym roku odkopali archeolodzy w Kaldusie pod Chełmnem ślady Katedry i cmentarz na którym stosowano pochówek nordycki (Wikingowie ?) i ustalili, że ta osada założona została czy też istniała w IX -X (?) wieku. Koogzystencja i wzajemne przenikanie pomiędzy duchem germańskim i słowiańskim (na północy) było wiec faktem, jeżeli przyjmiemy, że ci Słowianie na Północy (Mecklenburgia, Schleswig, Pomorze) ale i ci w Wielkopolsce zamieszkiwali tam już 400-500lat to na tym terenie mógł już hasać z nimi jeden tylko duch - nordycki ! Przeżyli z pewnością taki sam gwałt podczas "chrystianizacji" jak Germanie, dowodem na to jest brak jakichkolwiek zapisków tych tzw.. "kronikarzy" dotyczących wypadków w księstwie gnieźnieńskim, a szczególnie osoby Dagome i jego rodziny przed tzw. "Chrztem" i co z tym się wiąże, zamachem stanu dokonanym przez już katolika Bolesława syna Dagome vel "Mieszka", podczas którego to chrztu wymordowano wszystkich popleczników Dagome. Powstanie ludności zduszono.  Przetrwał pewien kronikarski zapis , z którego dowiadujemy się, że Bolesław wybijał swoim podwładnym żeby jak przyłapał któregoś na wcinaniu kiełbasy podczas postu. Ci zwykle tak "gadatliwi" kościelni kronikarze nabrali tym razem wody w usta i nic potomności nie przekazali, co nie wymaga chyba żadnego komentarza ale świadczy, iż miały tam miejsce prawdziwe pogromy "niewierzących" o których, ich zdaniem, lepiej żeby Świat nie wiedział. Pewna Saga germańska przekazała " Tak mało zostało za nich (misjonarzy) tym mężom wolności i swobody , ze nawet żaden z nich nie mógł wierzyć w Bogi w które chciał". A inny przekaz mówi " Stare czasy znały tylko ten Vig, ten śmiertelny cios przeciwnika w walce czy napadzie. Teraz żadna wyprawa nie kończy się bez tej powolnej gry, podczas której morduje się wziętych do niewoli przeciwników". Tak, co by nie myśleć i co też nie zostało przekazane przez chrześcijańskich historyków, "czas odnowy" zapoczątkował chaos i okrucieństwo (u nas oczywiście bo tam na bliskim wschodzie trwał cały czas, wystarczy zajrzeć do Biblii). Nasi pogańscy praojcowie byli wierni zasadom i swojemu kodeksowi, czegoś takiego jak regularne szlachtowanie swoich wrogów po bitwie nie znali. Ten stary duch germański otrzymał poprzez wprowadzenie nowej wiary śmiertelny cios. Moeller van den Bruck pisał . " Chrześcijaństwo, ten balsam dla Orientu i Starożytności z którego powstało, było trucizna dla Północy, bo rozpleniło się i zniszczyło nam nasze wierzenia i tym samym nasze pierwotne religijne i moralne zasady". 
Hauston Chamberlein w swoich ",,Grundlagen des 19. Jahrhunderts" ( Podstawy 19 wieku) pisał : "Byłoby o wiele lepiej, gdyby tym razem Gotowie, Wandale i t.d. zachowali się jak barbarzyńcy i wszystko porąbali w drobny mak, by te truciznę śródziemnomorska i temu orientalnemu ludnościowemu chaosowi odebrać możliwość zatruwania zdrowego północnego życia" "Nie doszło by do tego, że pewien Bonifazius przekroczył Ren i każdy papież u nas się szarogęsił." 
Rzeczywiście co za pech!, ze ci Wandalowie i inne germańskie plemiona nie byli barbarzyńcami. W jakim komforcie psychicznym byśmy dzisiaj żyli, nieobciążeni tymi milionami niewinnych ofiar których wytracono w imię chrześcijańskich wartości zapisanych na konto plemion germańskich .Ten germański idealizm boryka się nieustannie z tym orientalnym porządkiem, wydaje się jednak ze w postępującej laicyzacji odnajdzie swojego pierwotnego ducha. 
Istnieje na Świecie rozpowszechnione przekonanie ze "Weinachtsfest" jest świętem kościelnym, ze znalazło drogę do Europy wraz z chrześcijaństwem. Kościół sam nazywa to święto Boże Narodzenie i wszyscy łącza ten dzień z narodzeniem Jezusa. To nie jest prawda, a ta nauka nie jest ścisła - delikatnie mówiąc . My nie znamy daty urodzenia Nazarenczyka. W początkowych wiekach naszej ery obchodzono ten dzień raz 25 marca, 20 kwietnia i 20 maja, a papież Clemens ustalił ten dzień na 18 listopada. Dopiero w roku 325 podczas Konsylium w Nicei zostało Boże Narodzenie po raz pierwszy uznane za oficjalne święto kościelne i trafiło do Europy. Ale nawet wówczas nie przez wszystkie gminy kościelne było wspólnie obchodzone. Z dokumentów Watykańskich wynika ze podczas urzędowania papieża Juliusza (337-352) zadecydował on o tym, iż obchodzone w Rzymie 25 grudnia (zimowe przesilenie) święto na cześć boga Słońca Mithrasa zastąpić świętem chrześcijańskim . Ogłosił oficjalnie ten dzień jako dzień urodzenia Jezusa. W identyczny sposób postępowano w następnych stuleciach w miarę jak posuwano się głębiej w kraj germański a później słowiański. Kościół generalnie zatrzymał wszystkie uroczyste dnie pogańskie podsunął im tylko inne znaczenie. W ten sposób łatwiej było duchownym i misjonarzom tym pogańskim narodom wmusić "nowa naukę". Zrozumiano że te starodawne obyczaje i ludowe święta nie można po prostu tym starym narodom germańskim i słowiańskim zabronić i zwyczajnie dopasowano nową religię do tych starych pogańskich obrzędów. To co dzisiaj pojawia się nam jako kościelna tradycja i obrządki , i uznane zostało za duchowy wyraz kultury chrześcijańskiej, jest bardzo często starym narodowym dobrem i wyrazem własnej duchowej rasy. Kościół tym sposobem niezamierzenie utrzymał pogańskie ludowe zwyczaje, ale też dlatego bo swoich nie miał !! W całej historii chrześcijaństwa ciągle mamy do czynienia z przeciwnościami wynikającymi z nauki kościelnej i tymi ludowymi zwyczajami. To jest całkiem normalne , nie znajdziemy w  Biblii żadnych: zielonych drzewek ze świecami, wianków adwentowych, wielkanocnch jaj i zająca, drzewa majowego , wianków świętojańskich, palenia ogni, topienia Marzanny czy wianów żniwnych i t.d. i t.p. Na przestrzeni wieków duchowni kościoła ciągle z tymi ludowymi obrzędami walczyli, z tymi "zaklęciami" czy "czarownicami". Jednak nie tylko te obrzędy przejęte przez kościół dają nam wgląd do tej pogańskiej duszy i kultury, my możemy rozpoznać na przykład (nie dla wszystkich do zaakceptowania) w tym czczeniu przez Germanów Matki, pewne podstawy dla kultu Maryjnego a w niektórych Sagach o dziecięciu w kołysce i ukazaniu się światła w Weihnacht a wiec podczas "uroczystej nocy przesilenia" (podniosłej) co później nazwano Weihnachten, a po polsku Bożym Narodzeniem. Też w tej miłości do dziecka i "świętości rodzenia" znajdziemy powiązania z obrzędem chrześcijańskim. W wierze chrześcijańskiej rodzenie i poczęcie związane jest z "poplamieniem", "zabrudzeniem", a wiec żaden powód do wznioślej chwili. Zupełnie odwrotnie jak u ludów natury , u których moment poczęcia byl cudownym aktem przyrody. Matki wierzące (katolickie) musza udawać się po urodzeniu dziecka do kościoła gdzie zostają - "oczyszczone". (??) Z czego ? Z normalnego i naturalnego prawa do dawania życia ? To wszystko co jest nam drogie i wzniośle począwszy od naszego dzieciństwa, jak ten świąteczny nastrój, to duchowe powiązanie z nieobecnymi (dodatkowe nakrycie na stole świątecznym), zielone święcące drzewko, świętość poczęcia, i inne niezliczone zachowania nie są przekazem religii chrześcijańskiej tylko wywodzą się ze starodawnych obrzędów i nawyków naszych pogańskich praojców i pramatek. Wywodzą się i wyrosły z naszej nordyckiej ojczyzny i germańskiego czy  ducha na przestrzeni wieków. To zimowe przesilenie było wśród ludów północy obchodzone radośnie, tęskniono za światłem i słońcem, dzisiaj gdy robi się nam w mieszkaniu chłodniej, przestawiamy termostat o trzy stopnie i nawet do głowy nie przychodzi nam ta myśl ze dawniej ludzie marzli w tych swoich nieocieplanych chatynkach i z utęsknieniem wyczekiwali ten dzień który zapoczątkuje więcej światła i ciepła. Na ten naturalny akt natury powtarzający się regularnie od milionów lat. 

Archeolodzy i antropolodzy stwierdzili, iż reumatyzm był choroba prawie ze powszechna wówczas. Dlatego ten wszechobecny (prawie) kult słońca , a wiec ciepła i nowego życia i ta Weihnacht ! Rozpoznać ? Rozpoznać ten Świat !! Dla dzisiejszego światowego globalisty słowa bez znaczenia i sensu. On już rozpoznał - jak sądzi - wszystko , giełdę i siłę pieniądza, ten globalno - orientalny kapitalistyczny system, co jak jemu się wydaje, pozwala mu mieć iluzoryczna władze nade mną i nad wszystkimi. Nadęty błazen. Moi germańscy przodkowie przeżywali ten Świat jako nosiciela tajemnic w powiązaniu natury i duszy. Coś co ten typ z Wall Street nigdy nie zazna, a co jest we mnie i czego nigdy nie zrozumie. To święte, to "Hillige"(nordgermanisch) które łączy mnie z moimi przodkami i daje mi poczucie swobody istnienia w tym universum, to ten szmer wywołany przez liście drzew, ta cisza w dębowym zagajniku, ta mowa źródlanego potoku czy te drgawki przy błysku pioruna i grzmotu, to współistnienie ze zwierzętami. Jakub Böhme z Görlitz (dzisiaj Zgorzelec) taki nasz "Philosophus teutonicus" (1575-1624) radził tym co szukają Boga : "on ma się udać na kwitnąca łąkę, wejść na nią, tam będzie to święte czuć swoimi wszystkimi zmysłami , widzieć i smakować." 
Czy ci co tak czuli i żyli w ścisłym powiązaniu z natura byli i są barbarzyńcami ? Ta wrażliwość i ten nordycki idealizm przekazany w genach jest brutalnie gwałcony przez obcą religię i wynikających z jej wyznawania zdarzeń . Ta kreatywność i wierność starym cnotom dzisiejszych germańskich następców jest nie do zniesienia i zaakceptowania dla nosicieli orientalnej mentalności, zaprzysiężonych wyznawców materializmu i bożka Mamona. Spotkały się dwa Światy, uduchowiony germański idealizm broniący swojego prawa do egzystencji i wyznawcy orientalnego kapitalizmu zakamuflowanego pod nazwa "praw człowieka" "demokratycznego ładu" i bolszewizmu, który ten idealistyczny i kreatywny Świat chce unicestwić. Ta walka nie jest jeszcze rozstrzygnięta, zakończy się dopiero ze śmiercią obcych bogów. Immanuel Kant wypowiedział przepiękne słowa : "To jest to gwiaździste niebo ponad mną i to moralne prawo we mnie." Na tej płaszczyźnie ta bitwa się rozstrzygnie. 
Dirk E. Mahling wyselekcjonował ze starych zapisków historyków, Sag, przekazów i zachowanych opowiadań 9 szlachetnych cnót (Tugenden) które obowiązywały w Germanii : Odwaga, Sprawiedliwość, Honor, Wierność, Gościnność, Stałość, Gorliwość (Pracowitość), Wolność, Wytrzymałość. 
Do czego był Germanom potrzebny ten mojżeszowo - żydowski dekalog ? Który - nawiasem mówiąc - natychmiast rozpoznali jako zwykle szachrajstwo i jak stwierdzili , przez samych propagatorów nigdy nie przestrzegany. Te dziesięć przykazań, przekazał Jahwe jednoznacznie tym niepoprawnym, ponieważ uznał iż są one im pilnie potrzebne i zawarł z nimi układ, jednocześnie jednak zażądał od nich rzeczy które były cena za jego opiekę : wymordowanie narodów(1Samuel 15:3), morderstwo na bracie (Exodus 32:27-28), kanibalizm (Leviticus 26:29), rabunek i zlodziejstwo (Exodus 3:22), niewolnictwo (Leviticus 25:44-46), dyskryminacja kobiet i pogardę dla dzieci (Leviticus 27:2-8), zachłanność na pieniądze i chciwość (Exodus 25:3, 33:5) oraz znęcanie się nad zwierzętami (Exodus 29:36). Nasuwa się w tym miejscu pilne pytanie : czy ten srogi , straszny i zazdrosny Bóg sam sobie wybrał swoich wyznawców czy tez nie miał zbyt dużego wyboru ? Sądzę ze nie każdy naród poszedł by na taki układ. A jednak na własne oczy widziałem jak papież niedawno modlił się pod murem (ściana) płaczu i wtykał jakąś kartkę Jahwe'mu do przeczytania. 
Wodan nie miał tej potrzeby nauczać i przywoływać do posłuszeństwa swój północny lud, on miał już we krwi i genach wartości i zasady moralne zupełnie nieznane tym orientalnym ludom. Germanin jeżeli zabijał to w uczciwej walce na polu bitwy, lub w obronie swoich wartości. Nie ścinał głów modlących się do innych bogów, nie prowadził podwójnego życia wyznawców tej religii. Był srogi lecz prostolinijny, podstęp i zdrada były jemu nieznane, to były "cnoty" ludów Orientu. Germanie nie znali z centralizowanej religii, do niczego tez nie była im ona potrzebna ! Taka śluzy tylko do utrzymania podporządkowania, totalnego poddaństwa i zazwyczaj potrzebna jest ludom krnąbrnym, rozwydrzonym i do szpiku kości zepsutym. Stąd te trzy monoteistyczne religie które powstały w jednym miejscu i zostały stworzone praktycznie przez jedna rasę ludzka, która miała takie zapotrzebowanie wynikające wówczas z przyczyn etycznych, moralnych i cywilizacyjnych, z totalnego braku ideałów ! 
Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedno ciekawe zagadnienie dotyczące spraw judeo- chrześcijańskich. Istnieje mocno wpojony pogląd, ze te plemiona germańskie, które dotarły do Rzymu i nim zawładnęły i oczywiście splądrowały, zniszczyły tzw. klasyczna kulturę antyczna , przerwały jej rozwój z wielka szkodą dla "naszej cywilizacji". Kolejny chrześcijański trick i wierutne kłamstwo ! Te płaczliwe wywody, zdawałoby się poważnych historyków, nad tym fatalnym ich zdaniem wydarzeniem, są groteskowe.  Sto pięćdziesiąt lat przed dotarciem Germanów do Rzymu zaczęły płonąć piece wapienne w których topiono rzeźby bożków, postacie alegoryczne, płonęły biblioteki, rozwalano "pogańskie" budowle , niszczono "nieprzyzwoite" malowidła i freski. Skończyło się swobodne myślenie i era rzymskich filozofów. Cale tak zwane "życie kulturalne" podporządkowano tej religii z bliskiego wschodu. Do tego można tez dodać, ze Gotowie i Gepidzi gdy już w tym wiecznym mieście pojawiali się - byli już nawróconymi chrześcijanami . To odium "barbarzynstwa" przylatane przez kościół sprytnie Germanom ciąży jak miecz Damoklesa do dzisiaj, a przecież to wówczas rozpoczął się najbardziej ponury okres jaki znano na świecie, nieustannych procesów o kacerstwo, sądzenie i palenie uczonych, potworny urząd inkwizycji, palenie żywcem i topienie "czarownic", nieludzkie tortury z łamaniem kości. A wszystko to dokonano w imię chrześcijańskiej sprawiedliwości i Boga. Ale jakiego? Bo mojego przy tym nie było ! Czy można sobie coś równie potwornego wyobrazić w okresie "pogańskim" ? Pod koniec tych adwentowych moich rozważań przypomnę jeszcze jeden starodawny zwyczaj. Ten św. Mikołaj, Dziadek Mróz, Gwiazdor czy Weihnachtsman miał swojego germańskiego poprzednika, był nim Odin zwany tez "Hruod Percht" (Ruprecht) który już w chrześcijaństwie przybywał u boku tego Nikolausa ( jako przypomnienie tych złych duchów) lecz w tym czasie jako opiekun i pomocnik rodziców, który przynosił dzieciom podarki. I on miał w ręku świeża uciętą rózgę (lebensrute) która dotykał dzieci, by przenieść na nie kojąca i magiczna sile natury. Całkiem inaczej wyglądało jeszcze kilkadziesiąt lat do tylu , ten katolicki św.. Mikołaj tez miał w ręku kawał lachy przy pomocy której zmuszał laniem te dzieciny do klepania pacierzy nim im te podarki wręczył. 

 

Wszystkim moim przyjaciołom, 
znajomym (internetowym) oraz 
wrogom, życzę świętej, jasnej i 

błogosławionej Weihnacht 
[ Bodo Wargas ]
Berlin 04 Julmond 3801 nordzeit 
(po Stonehenge)