Stanisław
Trawkowski
Młodszy syn Kazimierza Odnowiciela
i Dobroniegi Marii nie cieszył się sympatią historyków. Przed stu laty pisał o
nim Antoni Małecki: „człowiek dobrej, lecz wątłej woli, przyciśnięty i
fizycznym jakimś kalectwem", „rządy tego księcia pożytku krajowi nie
przynosiły". Przed półwięczem zaś Roman Grodecki stwierdzał, że w
Sieciechowych „rękach stał się Herman bezwolnym narzędziem, dającym się użyć
ostatecznie nawet przeciw własnym synom"; panowanie jego to „okres
zamieszek wewnętrznych i znacznego upadku powagi monarchy", co miało być
rezultatem „rządów objętych nieprawnie, drogą buntu i sprawowanych w
bezprzykładnej zależności od przywódcy rokoszan przeciw legalnemu
królowi". Tej tradycji potępień ostry akcent nadał Paweł Jasienica w
literackim eseju o„Polsce Piastów". Czytamy tam, że Władysław Herman „to
władca-popychadło w ręku swoich i obcych, człowiek pozbawiony zarówno talentu,
jak i ambicji, skłonny tylko do intryg i podstępnych okrucieństw, ociężały i
schorowany". Nawet ci badacze, którzy występowali w obronie polityki
Władysławowej, przypisywali zasługi wojewodzie Sieciechowi, a nie księciu.
„Wszechwładny wojewoda i zarządca dworu [...] wywierał przemożny wpływ na
Hermana", który „nie był rycerski, w dodatku cierpiał na podagrę i w polu
musiał wyręczać się Sieciechem" — tak przed laty oceniał sytuację
Stanisław Zakrzewski.
Z pasją i głębokim przekonaniem zaatakował obiegowe sądy o czasach Hermana
Jerzy
Dowiat, który uznał, że udziału księcia i jego palatyna w buncie przeciw
Szczodremu „nie poświadcza żadne źródło, a nieliczne znane nam fakty późniejsze
nie potwierdzają również opinii, by ich orientacja polityczna była
przeciwstawna królewskiej [...]. W. każdym razie nowa władza uratowała
dziedzictwo przodków [...]. Jednocześnie energiczny palatyn — bo on, a nie
schorowany książę, wydaje się faktycznym kierownikiem państwa — wiele wysiłku
kładł w przebudowę aparatu władzy".
Pasjonująca rewizja obiegowych poglądów, ukształtowanych pod wpływem Tadeusza
Woj- ciechowskiego i Romana Grodeckiego, zachowała w ujęciu Dowiata obraz
niedołężnego księcia, zaczerpnięty bezpośrednio z tekstu najstarszej naszej
kroniki. Oto Władysław Herman, zdaniem kronikarza, „ponieważ był człowiekiem
ociężałym i chorym na nogi, a miał małego chłopczyka", ożenił się ponownie. Dziwne to uzasadnienie
małżeństwa! W kilka lat później „książę Władysław obarczony dolegliwościami
starości powierzał swe wojska komesowi pałacowemu Sieciechowi". Słabość
fizyczna nie przeszkodziła jednak Władysławowi Hermanowi sprawnie pokierować
aparatem władzy wówczas, gdy przez zwycięskich buntowników pozbawiony został
pomocy Sieciecha, wygnanego z kraju. Wtedy to książę „słaby skutkiem wieku i
choroby" — jak pisał anonimowy panegirysta Bolesława Krzywoustego —
„żadnego przecież nie ustanowił na dworze swoim palatyna lub innego zastępcy.
Wszystko mianowicie już to sam osobiście roztropnie załatwiał, już to
każdorazowo zlecał troskę o dwór i jego sprawy temu komesowi, którego ziemię
odwiedzał. I tak to sam rządził krajem bez komesa pałacowego, aż duch jego cielesnego
zbywszy się ciężaru odszedł na miejsce należnego mu pobytu, aby pozostać tam na
wieki. Zmarł zatem książę Władysław w podeszłym wieku i długą słabością
złożony" 4 czerwca 1102 róku, licząc niespełna sześćdziesiąt lat.Do końca
zaś działał roztropnie. Dlaczego tej roztropnosci i sprawnosci odmawiac
wczesniejszym poczynaniom Hermana.? Dlaczego nie dostrzegano cienkiej ironii
pisarza i chłodnego dystansu do
własnych słów? Niekiedy zresztą ta ironia przemienia się w surowa ocenę władzy
monarchicznej. Dość tu przypomnieć sławną scenę cudownego rozmnozenia jadła i napoju w ubogiej chałupce,
książęcego rataja. Na jego zaproszenie przybył do niego władca — książę Popiel,
który „wcale nie uważał sobie za
ujme zajsc do swojego wiesniaka..Jeszcze bowiem księstwo polskie nie było tak
wielkie, ani też książę kraju nie wynosił się`jeszcze taką pychą i dumą ,
występował tak okazale, otoczony tak licznym orszakiem wasali". Pychę więc
— jeden z grzechów głównych — uznawał kronikarz za cechę istotną władzy. Przypisując
potężnym monarchom trwanie w grzechu śmiertelnym, skazywał ich pisarz milcząco
na potępienie wieczyste. Zarazem zwracał uwagę, że władcom wraz z umacnianiem
się ich pozycji grozi zerwańie kontaktu ze społeczeństwem w czym przejawiać się miała pycha, prowadząca
także w doczesnym planie do klęski
politycznej (w przedstawieniu kronikarskim ostateczny upadek Bolesława
Szczodrego, a później jego bratanka, Zbigniewa, miał być następstwem ich
„zgubnej pychy"). Pobrzmiewają tu echa ówcznych zachodnioeuropejskich
herezji. Wysocy dostojnicy kościelni, którzy sami mogli przeczytać kronikę, i
wielcy możnowładcy świeccy, którym — być może — tłumaczyli ich kapelani, dobrze
znali współczesną im historię państwa i dynastii. Ci potencjalni czytelnicy i
słuchacze dzieła Gallowego sami brali udział w kształtowaniu tych dziejów. W
tej sytuacji ordynarne fałszowanie niedawnej przeszlości byłoby błędem nie do
wybaczenia, podważałoby zaufanie do pisarza, przekreślałoby więc wartość jego
zabiegów na rzecz Krzywoustego. Znakomity kunszt stylistyczny autora, od dawna
chwalony przez historyków literatury średniowiecznej, służył natomiast do
wprowadzenia takich interpretacji i aluzji, do takiego prześliznięcia się nad
pomijanymi faktami, by nie powiedzieć wprost ani jednego grubego kłamstwa, a
przecież pozbawić znaczenia argumenty przeciwników książęcych, którzy
najwyraźniej także odwoływali się do niedawnej przeszloscii da niedawnej i
dawniejszej historii ojczystej.
Trudno więc wątpić, że Władysław Herman był fizycznie słabowity. Ale pisarz
podkreślał wzmianki o tym grubą
krechą, gdyż słabość fizyczna była w odczuciu rycerstwa i ich święc- kich,
możnowładczych przywódców cechą dyskwalifikująca księcia. A na częściowej
dyskwlifikacji Wladyslawa Hermana mocodawcom pisarza zalezalo.
Usprawiedliwiano w ten sposób pośrednio bunty Krzywoustego przeciw ojcu,
podejmowane wspólnie ze starszym Zbigniewem. Wyjaśniwszy przykładowo
trudności właściwego odczytania najstarszej kroniki polskiej, dorzucić jeszcze
trzeba, że nie znajdujemy w niej pełnej biografii Hermana, lecz nieco tylko
wyrwanych z kontekstu faktów. Pisarz wybierał te, które były aktualne
politycznie w momencie pisania kroniki, które były potrzebne dla wywodu o
zacności Krzywoustego, o przynależnej mu władzy „pana przyrodzonego" Polski.
Nie tylko przecież w kronice pozostał Władysław Herman całkowicie w cieniu
starszego brata, Bolesława Szczodrego, aż do jego wygnania z Polski. Domyślać
się wypada, że także w rzeczywistości młodszy, słabujący brat pozostawał na
uboczu życia politycznego. Nie został przecież uwzględniony przy zawieraniu
małżeństw dynastycznych, tego typowego dla średniowiecza sposobu działań
międzynarodowych. Miał co prawda Władysław żonę, lecz Polkę (u schyłku średniowiecza ród Prawdziców
szczycił się pochodzeniem od rodziny do której należała ta pierwsza żona
Władysława Hermana); nie było to małżeństwo zawarte w obliczu Kościoła, lecz
tradycyjnym obyczajem „słowiańskim“, w którym przekazanie młodej panny przez
ojca lub stryja przyszłemu mężowi było reminiscencją jej sprzedaży (w kręgach
drużynniczych dowolnie stosowanej jeszcze w X w.), zaś uczta weselna i
pokładziny stanowiły następne, znaczące etapy tej ceremonii; elementy jej złączone z obrzędami
kościelnymi przetrwały w folklorze polskim prawie do połowy naszego stulecia.
Do polskiego małżeństwa księcia Władysława doszło niewątpliwie dopiero po śmierci jego ojca Kazimierza
Odnowiciela, oczywiście za chentą zgodą starszego brata; związek ten bowie
obniżał pozycję polityczną Władysława, ukzywał brak aspiracji władczych.
Wyraźnie postawe tę zamanifestował młodszy Kazimierzowic nadając swemu synowi
imię: Zbigniew, najprawdopodobniej wywodzące się z tradycji rodowej jego matki,
na pewno zaś świadczące o tym, że Władysław Herman ani myślał walczyć o władzę,
że nie widział dla pierworod-
go syna miejsca wśród książąt, gdyż nie dał książęcego imienia.
Domyślano się, że Bolesław Szczodry wydzielił Władyśławowi Mazowsze jako sui
generis zaopatrzenie. Podstawy tego domysłu są nadzwyczaj kruche. Jeśli jednak
uznać prawdopodobieństwo tej propozycji badawczej, to wypada od razu dorzucić,
że Szczodry kontrlował całkowicie poczynania młodszego brata. Nie dość, że sam
mianował biskupa płockiego i mazowieckich panów grodowych, lecz dysponował na
Mazowszu dość licznym aparatem włodarzy klasztoru mogileńskiego, który
ufundował i znakomicie uposażył w latach 1063-1065; jego początki zostały
ostatnio skrupulatnie przebadane przez Brygidę
Kurbis, a przede wszystkim przez Józefa Płohę. Benedyktyni mogileńscy otrzymali
więc z nadania Szczodrego m. in. dziewięciny; określonych dochodów grodowych i
targowych na Mazowszu płockim i w przyległym pasie na lewym brzegu Wisły, oraz
w ziemi dobrzyńskiej i chelmińskiej, a także wszystkie przeprawy przez Wisłę
począwszy od Kamienia, którego ślad przetrwał do dziś w nazwie prawobrzeżnej
dzielnicy warszawskiej: Kamionek, aż po morze, oraz przeprawy na Wkrze (w
okolicy dzisiejszego Pomiechówka, jak przekonywająco wyjaśnił Płocha), a na
Narwi — w Makowie i Wiźnie. Włodarze mogileńscy, pobierając te dochody, mogli
dokładnie obserwować cały ruch na Mazowszu oraz nastroje reprezentantów władz
lokalnych i społeczeństwa. Włodarzy zaś tych nowo fundowany klasztor, obsadzony
benedyktynami sprowadzonymi z Niemiec i— być może — z Czech, sam nie zdążył
jeszcze wynaleźć, otrzymał ich w darze od fundatora. Dziwny charakter nadania
dochodów z Mazowsza dla kląsztoru kujawskiego świadczy wyraźnie o chęci
monarszej specjalnego kontrolowania tej krainy, niezależnie od tego, czy
istotnie Władysław Herman siedział na Mazowszu.
Od czasów wciąź wznawianych (po raz pierwszy przez Stanisława Zakrzewskiego, w
Polsce Ludowej zaś już dwukrotnie przez Aleksandra Gieysztora) „Szkiców
historycznych jedenastego wieku" Tadeusza Wojciechowskiego i uwag
filologicznych nad najstarszą kroniką polską poczynionych przez Grzegorza Zengera, związek Władysława Hermana ze zwycięskimi buntownikami, przed którymi
pierworodny Kazimierzowic wraz z rodziną ujść musiał na Węgry — ten związek nie
może ulegać wątpliwości.
Władysław węgierski, cioteczny brat Bolesława Szczodrego i
Władysława Hermana, długi czas wychowywany na
dworze polskim ( w germańskim kraju ? t.v.r.) znalazł się w trudnej
sytuacji, jeśli przyjaźń do Szczodrego zmuszała go do uznania Władysłwa Hermana
za wroga. Tak mogło być tylko wówczas, jeśli
Herman związał się z buntownikami, jeśli z ich woli
objął władzę w Polsce.
Czy kronika świadczy jednak, że to Herman był organizatorem opozycji
a potem zbrojnego buntu? Czy istotnie „koronacja królewska Bolesława Śmiałego
zamykała po prostu (młodszemu bratu — przyp. S.T.) drogę do tronu, bo
przesądzała następstwo na tron niepodzielnego królestwa na rzecz syna Bolesława
Śmiałego, Mieszka Bolesławowica'? To pophnęło
Władysława Hermana do buntu. Stronników znalazł wielu, choć trudno dociec, co
ich przy nim skupiło". ( takie trudne
to znowu niej jest -
Geny!!!, t.v.r.)
Trudno
jednak uwierzyć, by energiczny Bolesław nie zadbał o to, by syn jego, Mieszko,
nie został szybko po urodzeniu uznany za jedynego następcę na tronie książęcym.
Koronacja królewska najstarszego Kazimierzowica nie zmieniłaby więc sytuacji
Władysława Hermana, który pozostawał na marginesie życia politycznego. Co
więcej, Władysław nadał swemu młodszemu synowi imię stryja, zmarłego tymczasem
przedwcześnie na wygnaniu; nie mógł więc poczuwać się do większych uchybień w
miłości braterskiej. Prawda, przyjął z rąk
buntowników władzę, lecz nie wygnał brata ani z nim nie walczył. (
ks. Herman od nikogo nie potrzebował nic „przejmować” i „walczyć”, pochodził z
germańskiej famili,- i był germańskim władcą nad germańskim ludem! t.v.r.)
Najważniejsze są powody wystąpienia opozycji możnowładczej. Nie była
to oczywiście walka z charakterem władzy królewskiej, bo takiej walki nie
mógłby podjąć biskup Stanisław, lecz ze sposobem sprawowania tej władzy.
Występując przeciwko stosowanym środkami rządzenia stawał się Stanisław
„zdrajcą". Jesl zaś rzeczą oczywistą, że — poza gronem najbliższych
współpracowników króla — możni nie mogli ścierpieć, by reprezentant ich
pierwszego szeregu, biskup, mógł zostać skazany na
okrutną karę obcięcia członków. „To
wielce zaszkodziło królowi". Doprowadziło do zwycięskiego buntu możnych.
Ta hipoteza daleka jest od obrazu spisków i intryg, których głównymi twórcami
mieli być duchowni pochodzenia niemieckiego. Jednak właśnie w niemieckich i
czeskich klasztorach zapisano w nekrologach śmierć Bolesława Szczodrego, by
modlić się za niego co roku. Były to klasztory związane z Mogilnem, ale zarazem
z tymi kręgami reforiny kościelnej w Niemczech, do których należeli owi niemieccy
duchowni działający w Polsce, którzy mieli ponoć
obalić króla. Zapisano też datę śmierci króla w kalendarzu katedry
krakowskiej. Najwidoczniej następcy Stanisława na tym biskupstwie nie potępiali
króla. O modły zaś w jego intencji dbała niewątpliwie też jego matka,
księżna-wdowa, Dobroniega, wielce poważana w krakowskim środowisku kościelnym. Dopiero po jej śmierci szczątki biskupa Stanisława
przeniesione zostały do katedry. Król Bolesław uszedł z Polski
najprawdopodobniej na przełomie 1080/81 roku. Rychło po przybyciu na Węgry
umarł 2 lub 3 kwietnia 1081 lub 1082 r., co wywołało nawet pogłoski, że go
otruto. Miał bowiem obrazić gospodarza, czym — jak zanotował autor najstarszej
kroniki polskiej —„wielką ściągnął na siebie Bolesław nienawiść u Węgrów i— jak
mówia przyspieszył tym swoją
śmierć". Nie uwierzył w to Roman Grodecki, twierdził natomiast, że
„najprawdopodobniej dosięgła Boleslawa na obczyźnie •ręka tego, w którego
interesie leżało zupełne usuńięcie go z widowni. Zbrodni dokonano więc zapewne
w interesie Hermana i tego obozu, który go wysunął i za
wszelką cenę chciał na tronie utrzymać". Takie przeinaczenie pogłoski
wspomnianej przez dwunastowiecznego pisarza jest zupełnie dowolne, a wynikło z
głębokiego uprzedzenia wobec Władysława Hermana.
W rzeczywistości w otoczeniu nowego władcy Polski zmarły jego brat cieszył się
wielkim uznaniem. W oficjalnymym roczniku monarszym , przechowywanym w katedrze
krakowskiej ; zanotowano śmierć „króla Bolesława", nie wspomniano
natomiast ani słowem, że był wygnany z kraju. Jak gdyby panował do smierci w
Polsce. Zgodnie z takim poglądem pisal w trzydzieści kilka lat później
kronikarz: „Po zgonie zatem króla
Bolesława, wobec smierci innych braci, książę Władysław sam jeden
panował". Jak gdyby przedtem uznawał Wladysław królewską władzę brata
wbrew woli tych, którzy przekazali mu władzę, do czego uprzednio uczynił pisarz
aluzję.
Zwycięscy buntownicy w sposób zrozumiały i stale w tamtych stuleciach
praktykowany wzmacjali swą
pozycję sojuszami zagranicznymi.
Ponieważ król uszedł na Węgry, więc pomocy poszukano w Czechach skłóconych w czasie z królestwem
węgierskim.
To
odwrócenie przymierzy było ułatwione przez stosunki rodzinne: żoną księcia
czeskiego Wratysława była Swatawa (Świętosława), siostra Bolesława i Władysława.
Był to niejako nawrót do przyjaznych stosunków polsko-czeskich, ktore zerwał
był Bolesław. Utwierdzeniem odnowionego sojuszu polsko-czeskiego stał się slub
Władysława Hermana z Judytą, córką władcy czeskiego z jego wcześniejszego
małżeństwa. Czy pierwsza żona polskiego księcia zmarła? Raczej odesłano ją do
domu, uznając ją nie za żonę, lecz — nałożnicę. Syn bowiem książęcy z tego
pierwszego małżeńswa, Zbigniew, traktowany był w kołach świeckich zawsze jako
prawowity członek dynastii, tak w Polsce, jak i w Czechach. Natomiast
duchowieństwo pol- skie i czeskie zgodnie uznawało Zbigniewa jako nieślubne
dziecko, choć małżeństwa zawierane słowiańskim obyczajem uznawane były przez
Kościół za ważne jeszcze w końcu XII wieku, a tolerowane i później — pomimo
synodalnych zakazów. Natomiast już w połowie XI wieku obóz reformy kościelnej
stanowczo sprzećiwiał się tradycyjnym rozwodom, wyrażającym się w odsyłaniu
żony do rodziców. W początkach XII wieku nawet król francuski musiał się z tym
pogodzić. Jeśli więc matka Zbigniewa żyła w momencie zawierania nowego
małżeństwa, trzeba było ją uznać za nałożnicę. Syn jej natomiast kształcił się
w szkole katedralnej w Krakowie pod okiem księżnej-wdowy Dobroniegi. Zbigniew
był jednak zbyt młody, by mógł otrzymać wyższe święcenia. Mógł tedy w każdej
chwili wrócić do życia świeckiego. Stąd zapewne rodził się niepokój nowej
księżnej, Judyty czeskiej, gdy po dwóch latach wciąż jeszcze nie dała mężowi
nowego dziedzica. Tradycyjnym zwyczajem w modłach i ofiarach szukali małżonkowie
sposobu przewalczenia tego stanu. Za poradą poznańskiego biskupa, Franka,
wysłano też ofiary do st. Gilles nad Rodanem, głównego ośrodka kultu nadzwyczaj
wówczas modnego i popularnego. Dary na rzecz St. Gilles nie stanowiły jednak
zasłony dla poczynań politycznych, jak chciał się domyślać Stanisław
Zakrzewski. Gdy kapelan księżnej wyruszał na Zachód, dobrze już w Polsce
wiedziano, że w marcu 1084 roku król niemiecki Henryk IV został koronowany
przez antypapieża Klemensa III na cesarza, zaś w maju odeszły z Rzymu wojska
normańskie, a z nimi uszedł do państwa sycylijskiego Grzegorz VII, ten sam, z
którego woli otrzymał ko-
ronę
Bolesław Szczodry. O odbudowaniu dawnych układów politycznych nie było co ma-
rzyć. Syn urodził się 25 sierpnia 1085 lub 1086 roku, matka jednak zachorowała
i zmarła na Boże Narodzenie. Władysław nadał nowemu synowi imię Bolesław, które
starczało za pro- klamację całego programu politycznego, odwoływało się bowiem
do tradycji Bolesława Chrobrego, obrastającej w legendy, i do dobrze pamiętanej
polityki Bolesława Śmiałego.
Co więcej, Władysław zadbał jednocześnie, by wdowa po bracie wraz z synem,
Mieszkiem, który osiągnął właśnie wiek sprawny do małżeństwa i pełnienia
władzy, przybyli do Polski i osiedli na dworze, jak wielu się domyśla,
krakowskim.
Niezależnie
od pozycji, którą przyznał stryj młodemu bratankowi, akt ten był manifestacją
solidarności całej klasy panującej, skierowaną przeciwko ujawnionym prżez
Wratysława pre- tensjom do zwierzchnictwa lennego nad Polską, ku czemu okazją
stało się przyznanie tytulu królewskiego władcy czeskiemu przez cesarza w 1085
roku. Władysław zresztą akcentowal rolę bratanka; ożenił go w 1089 roku z nie
znaną bliżej księżniczką ruską (prawidłowo,-
księżniczką waregowską t.v.r.) co mogło się łączy z próbami aktywizacji polityki polskiej
na Rusi. Chwalił zaś Mieszka biograf Krzywoustego, „Żonaty więc
młodzieniaszek, gołowąs a piękny, tak właściwie i tak rozumnie postępował, tak
przestrzegał starego obyczaju przodków, że cały kraj z niezwykłym uczuciem
upodobał go sobie. Lecz wrogi pomyślności śmiertelnych los w boleść zamienił
wesele i w kwieci wieku przeciął nadzieję [pokładaną w] jego zacności.
Powiadają mianowicie, że jacyś wrogowie z obawy, by krzywdy ojca nie pomścił,
trucizną zgładzili tak pięknie zapowiadającego się chłopca, że niektórzy ż
tych, którzy z nim pili, zaledwie uszli niebezpieczeństwu śmierci".
Czy wierzyć temu oskarżeniu, w którym kronikarz odwołuje się do powszechnej
opinii, nie wiadomo jednak kogo? Dopóki każda aluzja uznawana była za sposób
podawania prawdy niemiłej księciu, u którego kronikarz służył, dopóty
wiarygodność tego oskarżenia nie ulegała dla nikogo wątpliwości. „Gdy jednak wraz z Franciszkiem Bujakiem uznajemy, że
Kronika ma „cechy pisma politycznego, odzwierciedlającego poglądy grupy osób
kierowniczych w Polsce", to
zapytać raczej należy, dlaczego tej grupie zależało na obarczeniu przywódców
buntu przeciw Śmiałemu zarzutem otrucia jego syna. W świadomości rycerskiej bunt z bronią w ręku przeciw władcy jest rzeczą słuszną, bynajmniej nie
sprzeczną z ideałem wierności, który obowiązuje, gdy władca walczy z obcymi.
Użycie trucizny godne natomiast było pogardy. Takie oskarżenie było więc
środkiem walki politycznej.
Warto zaś zwrócić uwagę, jak pisarz zaciera ślady. Nie wskazuje tych, którzy
pili z Miesżkiem i o mało co nie umarli — on tylko stwierdza, że o tym się
opowiada. Nikomu nic nie zarzuca, on tylko referuje obce opinie. Jeśli więc są
to opinie fałszywe — to nie jego wina. Oczywiście, że matka Mieszka i jego przyjaciele
mogli mieć żal do Władysława Hermana, że z jego inicjatywy młody Bolesławowic
powrócił do ojczyzny, gdzie zaskoczyła go przedwczesna śmierć. Jakże jednak
częste bywały takie śmierci wówczas, śmierci około dwudziestego roku życia!
Śmierć Judyty czeskiej i manifestacja polskiej solidarności nie zachwiały
przyjaźni między Wratysławem i Władysławem. Polacy wspomagali króla czeskiego w
walce z bratem. Czesi przysyłali swe hufce do walki z Pomorzanami. Władysław
opłacał systematycznie trybut ze Śląska, ustanowiony na rzecz Czechów jeszcze
za Kazimierza Odnowiciela. Wratysław zaś,,zrezygnował z pretensji do
zwierzchnictwa nad Polską. Przyczyniło się do tego zapewne nawiązanie
ściślejszych stosunków między władcą polskim i cesarzem, zamanifestowanych oddaniem
cesarskiej siostry, wdowy po królu węgierskim Salomonie, Władysławowi za żonę
(1088/89). Małżeństwo to wzmocnić musiało autorytet Władysława Hermana.
Co prawda nowa małżonka Judyta Maria nie cieszyła się w kręgach rygorystycznej
refor- , my kościelnej dobrą opinią, pomawiano ją o życie swobodne i zdradzanie
męża węgiers- kiego, co na ogół brali polscy historycy za dobrą monetę, a czemu
sprzeciwił się znany i ceniony w kręgach kościelnych historyk Kościoła, ks.
Józef Umiński, ukazując, że była to plotka, mająca zohydzić antypapieski dom
cesarski. Zgoła zaś nieporozumieniem jest stwierdzenie, że cesarz jej się
pozbył, bo nie mógł znieść jej swobody seksualnej. Hagiograf stwierdził bowiem,
że cesarz „ponieważ nie mógł dostojnie jej usłużyć, postanowił złączyć ją
dostojnym małżeństwem". Wojciechowski ; tłumaczy natomiast, że cesarz „nie
mógł jej chować uczciwie", co wykładał jako niemożność utrzymania w
karbach swobodnej pani, szło zaś
jedynie o wydatki na dwór Judyty, cesarz bowiem był w wiecznych kłopotach
finansowych!
Jeśli zaś Judyta Maria nie była — wbrew powtarzanym poglądom — „osobą o bujnym
temperamencie i nader swobodnych poglądach na sprawę wierności
małżeńskiej" (jak za T, Wojciechowskim sądził Jasienica), to aluzje polskiego kronikarza, łączącego
politykę cent- ralizacyjną Sieciecha z wpływami trzeciej żony polskiego
księcia, tracą na znaczeniu. Wpływowy palatyn był w rzeczywistości realizatorem
polityki Władysława Hermana, który dążył do odbudowy autorytetu władzy
monarszej — poniżonej wygnaniem króla i przyjęciem godności książęcej przez
Hermana z rąk buntowników. Wymowną manifestacją tej postawy politycznej
młodszego Kazimierzowica było umieszczenie na pieczęci monarszej i monetach
wyobrażenia władcy siedzącego na tronie z gołym mieczem trzymanym na kolanach,
co symbolizowało najwyższe, suwerenne prawa sądownicze władcy, w istocie rzeczy
arbitralnego wyrokowania o życiu i śmierci. Wybór tego przedstawienia był w
sferze ideologicznej przeciwstawieniem się tym znacznym kręgom arystokracji i rycerstwa,
które przed kilku laty odpowiedziały na kaźń biskupa z wyroku monarchy wojną
domową i wygnaniem go z kraju; było to ukazanie programu książęcego tym
bardziej wymowne, że stylistycznie wzorowane na analogicznym przedstawieniu
występującym na monetach Śmiałego. Palatyn Hermana, „mąż wprawdzie rozumny,
szlachetnego rodu i piękny — jak o nim pisał Anonim Gall — lecz zaślepiony
chciwością, przez którą wiele popełniał czynów okrutnych i nie do
zniesienia", zajął miejsce wyjątkowe w Polsce w ostatnim dziesięcioleciu
XI w. Pod Wawelem i w Płocku miał wielkie obronne dwory, w obrębie których
ufundował kościoły: Św. Andrzeja w Krakówie, do dziś zachwycający przemyślanym
układem bryły i Św. Benedyktą w Płocku. Główny swój gród wzniósł na ostrowiu
położonym międży odnogami Wisły nieco poniżej ujścia do niej Wieprza; w grodzie
tym, zwanym od imienia założyciela Sieciechowem, z jego lub jego syna fundacji
powstał klasztor benedyktyński. Wśród gródków palatyna rozrzuconych po Polsce
wyróżniał się żapewne inny Sieciechów na drodze z Łęczycy na Płock, na samej
prawie granicy Mazowsza i Polski centralnej. Dzięki łasce książęcej ciągnął
Sieciech niemałe korzyści z wybijania monety pod własnym imieniem. Były to
jedyne emisje niemonarsze w całych dziejach mennictwa wczesnopiastowskiego,
stąd domyślano się, że były wynikiem uzurpacji, że zapowiadały dążenia
Sieciechowe do obalenia dynastii oraz zagarnięcia władzy książęcej, co
przygotowywać miał „w najściślejszym — jak domyślał się R. Grodecki na
podstawie aluzyjnych insynuacji Galla Anonima — porozumieniu z królowa Judytą
Marią (zwano ją w Polsce królową, gdyż była królową-wdową). Małżeństwo
Władysława Hermana z Judytą Marią, wzmacniając międzynarodową pozycję polskiego
władcy, ułatwiło zarazem intensyfikację wewnętrznej polityki centralizacyjnej,
prowadzonej różnymi drogami, także otaczania wpływowych komesów prowincji
zaufany- mi przystawami, mianowanymi przez Sieciecha, co wielcy panowie musieli
odczuwać jako obelgę. Nieco możnych uszło nawet z kraju, szukając pomocy w Czechach,
gdzie po śmierci Wratysłąwa i krótkotrwałym panowaniu jego brata władzę objął
syn zmarłego króla czeskiego, Brzetysław, korzystając z poparcia tak
niemieckiego, jak węgierskiego. Emigranci wykra- dli Zbigniewa z saskiego
klasztoru i postawili go na czele buntu we Wrocławiu, zgodnie z su- gestią
czeskiego władcy. Polski kronikarz z milcz natomiast, że zbiegło się to z
uderzeniem Brzetysława na Śląsk i żądaniem uiszczenia zaległego trybutu.
Zwycięstwo Sieciecha nad rebelią za cenę dalszego płacenia trybutu Czechom
pozwoliło na utrzymanie polityki centralistycznej, wobec której wzrastały coraz
silniejsze opory. Zbig- niew, powtórnie uwolniony z prawdziwego tym razem
więzienia, i młody Bolesław Krzy- wousty stali się pionkami w tej grze
rozgrywanej między władcą i opozycją możnych, która straszyła młodych książąt
intrygami Sieciecha i macochy. Aluzja polskiego kronikarza o fun- kcji Judyty
Marii odwołuje się wprost do ludowych stereotypów o pięknej a okrutnej maco-
sze. Podziwiać wypada talent pisarza: ani słowa zarzutu wobec Judyty, tylko
drobne określenie — macocha; a ileż skojarzeń zostaje uruchomione przez
właściwe umiejscowienie tego słowa. Tymczasem trwały cały czas inne prace
księcia i jego wojewody. Rozbudowywano organizację kościelna, fundowano niewielkie
prepozytury, które wraz z kościołami grodowymi stworzyły przedparafialną sieć
obsługi kościelnej ludności, służyły pogłębieniu chrystianiza- cji, a zarazem
adaptacji recypowanych wzorów do kultury polskiej w jej szerokim społecznie
zakresie, a nie tylko w plaszczyźnie możnowładczej. Poszukiwał też Władysław
Herman dróg do odbudowy kontaktów z papiestwem, by zdobyć większe pole gry
wobec cesarstwa.
Wydaje się też, że właśnie w końcu XI wieku w dobrach monarszych i biskupich
poczęto osadzać wolnych gości. Był to na razie ruch słaby, zalążek jednak
późniejszych doniosłych przemian. Te nowe poczynania kościelne i gospodarcze —
które znamy nadzwyczaj fragmentarycznie — łączył jednak Władysław Herman z
dążnością do odbudowy tradycyjnego modelu scentralizowancj władzy, opartej na
drużynie i grodach, w pełni podporządkowanych księciu. Ta niejako militarna
centralizacja władzy traciła tymczasem rację bytu. Państwo nie było zagrożone
przez zewnetrznych wrogów, brak zaś było atrakcyjnego a nieodpornego pola ekspansji.
Tragedia Władysława Hermana i
Sieciecha, a uprzednio Bolesława Szczodrego, było to, że nie potrafili znaleźć
nowych sposobów integracji państwa i politycznie decydujacych warstw
społecznych. Stąd też, mimo pozorne sukcesy, polityka Władysława zakończyła się
klęską. Musiał zgodzić się na banicję Sieciecha, na podział państwa między
synów po swej śmierci, która też nastąpiła w niespełna dwa lata po tej klęsce.
Do końca przecież — przypomnijmy — postępował „roztropnie" — starał się
zachować godność władcy.
*********************************
Stanisław Trawkowski
ZBIGNIEW
Historia to jak z szekspirowskiego dramatu, wyjątkowa w dziejach piastowskiej
dynastii, podobnie jak wyjątkowe było imię tego ksiecia, nie używane przez
słowiańskich władców, związane najprawdopodobniej z tradycją rodzinną jego
matki. Tragedia jego życia zaciążyła nad pośmiertną o nim pamięcią. Bowiem
prawie całość informacji o poczynaniach i roli Zbigniewa zawarta jest w
panegiryku na cześć jego zawziętego przeciwnika, a młodszego przyrodniego brata
— Bolesława Krzywoustego. Historyk co prawda się pociesza, że walk Zbigniewa z
bratem nie mógł autor tego utworu „pominąć całkowitym milczeniem, gdyż
stanowiły one przecież główną treść młodzieńczych dziejów Bolesława i
pierwszych lat jego panowania" (Max Gumplowicz): Zawsze przecież pozostaje
niepokojące poczucie przy interpretowaniu "takich stronniczych wiadomości.
Są one bowiem wyrwane z kontekstu historycznego: nie ukazują całości nawet
najbardziej zasadniczych poczynań Zbigniewa, lecz tylko te, które bezpośrednio
dotyczyły jego młodszego brata. Najgorsze jednak źródło jest lepsze niż
żadne; trop zasypany i zawikłany zaprowadzić może na manowce, lecż zawsze
pozostaje nadzieja, że następcy właściwiej odczytają te ślady. Mało zaś brakowało,
by nie zachowała się żadna informacja o Zbigniewie. Nieprzypadkowo bowiem
biograf Bolesława powołał się na największy w owych czasach autorytet
„Biblii", nim wspomniał po raz pierwszy, że miał on starszego brata:
„Niechaj nikt roztropny nie weźmie tego za niedorzeczność, jeśli w tej historii
wprowadzony zostanie razem z prawym [synem] syn nałożnicy.
Bo przecież w historii naczelnej wzmiankowani są dwaj synowie Abrahama, lecz z
powodu niezgody zostali przez ojca od siebie rozdzieleni; obaj zrodzeni wprawdzie
z nasienia patriarchy, lecz nie zrównani wcale w prawie do dziedzictwa po ojcu:
A więc Zbigniew, zrodzony przez księcia
Hermana, (wszyscy „historycy” w Polsca w 19 - 20 wieku zwą księcia
„Władkiem“ bo został spryskany
rzekomo wodą ze studni, a jego prawowitą żonę demonstracyjnie
„konkubiną”, bo się pobrali według starodawnego nordycko-germańskiego obrządku
t.v.r .) dojrzały już chłopiec oddany został na naukę w mieście
Krakowie, a macocha odesłała go do Saksonii, do klasztoru mniszek, aby tam się
kształcił.
Koncepcja więc przemilczenia walk ze Zbigniewem, wymazania go z oficjalnej
historii ( przez katolicki kler t.v.r,) musiała być wówczas, gdy powstala biografia Krzywoustego, (tak, dla
urozmaicenia – biografie „Karola
Wielkiego” napisano 200-300 lat po
jego „śmierci” t.v.r.) bardzo popularna na jego dworze: Ostatecznie
też ta właśnie myśl ocenzurowania historii zwyciężyła. Przekonywający mamy
tego dowód: w żadnym roczniku ani słowa o Zbigniewie. Wiele zaś o Krzywoustym.
Dopóki Herman był juniorem
wyposażonym w jakieś włości, piastującym lokalny, lecz dostojny urząd, dopóty Zbigniw rósł
szczęśliwie na jego dworze, ciesząc się
niewątpliwie wszelkimi względami; Pierwsze zawęźlenie przyszłego dramatu
dokonało wraz z wyniesieniem Hermana na tron ksiąlewcy, po wygnaniu z Polski jego starszego brata króla
Bolesława Śmiałego.. To wyniesienie oznaczało dla Zbigniewa zesłanie do szkoły
katedralnej w Krakowie, rozłąkę z ojcem, któremu wypadało teraz poślubić czeską
księżniczkę, a po jej śmierci — siostrę cesarza,
rostanie też z
matką, odesłaną przez Hermana jej rodziny. Rychło zaś macocha spowodowała
wygnanie Zbigniewa do saskiego klasztoru mniszek; najprawdopodobniej
wygolono wyrostkowi tonsurę i
kazano brać udział w prawianiu nabożeństw, których słuchały mieckie zakonnice. Co czuł młodzieńczy
Zbigniew, gdy banici polscy (tak autor tego szkicu zwie Germanów t.v.r.)
uprowadzili go z klasztoru, gdy postawili go we Wrocławiu na czele rokoszan
(gemańską ludność.). Był obiektem przetargu
między dwiema grupami-możnowładztwa: rokoszanami (Germanami) i stronnikami
Sieciecha który wspierał
księcia panującego, Hermana (już „ochrzcznego”). „Ponieważ jednak swoi przeciw
swoim nie chcieli prowadzić wojny ojciec wbrew własnej woli zawarł pokój z
synami” .
Po przejściowym pogodzeniu się i uznaniu
uprawnień dynastycznych Zbigniewa, przekazaniu Śląska jako uposażenia, Sieciech powoli obietnicami, darami, intrygami
przeciągnoł na swą stronę większość panów śląskich. Zbigniew żaś widząc, że
wielmoże w samym Wrocławiu i na zewnątrz opuścili go, i rozumiejąc, że trudno
jest wierzgać przeciw ościeniowi, niepewny wierności pospólstwa, życia, zbiegł
w nocy, a uciekając wkroczył do grodu kruszwickiego, bogatego w rycerstwo,
wpuszczony tam przez załogę". Czy to z własnej decyzji Zbigniew uciekł,
czy otoczenie narzucało mu swą wolę? Czy to on, wychowanek krakowskiej' szkoły
katedralnej i księży osiadłych przy jakimś saskim klasztorze mniszek, potrafił
porozumieć się z pogańskimi Pomorzanami i ściągnąć ich na pomoc, czy też to
jego starsi i bardziej doświadczeni stronnicy prowadzili całą grę w jego
imieniu? Tak czy inaczej w rozrachunku wewnątrz klasy panującej dynąstyczni
przywódcy odpowiadać musieli za czyny swego otoczenia. Zbigniew więc winien był
w odczuciu panów i rycerzy „tej wojnie gorzej niż domowej, gdzie syn przeciw
ojcu, a brat przeciw bratu wzniósł zbrodniczy oręż (dziel i panuj t.v.r.). Tam to — dodaje od razu
panegirysta Krzywoustego — jak sądzę, przeklęty przez ojca, zasłużył na to, co
stać się miało". W tej zapowiedzi nie idzie oczywiście o klęskę wojsk
Zbigniewowych pod Kruszwicą, lecz znacznie późniejszą jego śmierć w efekcie
poczynań brata. Przekleństwo ojca — jak sądzili o tym współcześni — ciążyło na
człowieku, aż wreszcie poprzez różne niepowodzenia dosięgała go zguba.
Po klęsce pod Kruszwicą trafił Zbigniew do prawdziwego więzienia w grodzie
Sieciecha na Mazowszu. Wśród badaczy tej epoki panuje dość powszechne
przekonanie, że rokosz śląski i klęska kruszwicka miały miejsce w 1093 roku.
Gdyby tak istotnie było, to Zbigniew przebywałby około 4 lat pod nadzorem
Sieciecha i jego ludzi. Albowiem z okazji zakończenia odbudowy katedry
gnieźnieńskiej i uroczystej jęj konsekracji w 1097 roku na wielkim
ceremonialnym zjeździe całej hierarchii kościelnej i świeckiej Władysław Herman
przyzwał Zbigniewa do siebie i przywrócił go do łask.
„Po poświęceniu więc bazyliki gnieźnieńskiej i po odzyskaniu przez Zbigniewa
łaski oj- cowskiej, książę Władysław (tak nazywa
Trawkowski ks. Hermana t.v.r.) powierzył obu synom swe wojsko i wysłał
ich na wyprawę na Pomorze. Oni zaś, odszedłszy i powziąwszy nie znane mi bliżej
postanowienie, zawrócili z drogi z niczym. Wobec tego ojciec, coś
podejrzewając, natychmiast podzielił między nich królestwo, jednakże nie
wypuścił ze swych rąk głównych stolic państwa".
Tu niedomówienia i przemilczenia Galla są aż nadto wymowne. Mały Bolesław miał
wtedy niespełna dwanaście lat, Zbigniew dopiero co został zwolniony z
więzienia; żaden z nich nie miał takiego autorytetu wobec rycerzy i wojskowych
dowódców, mianowanych przez Hermana, by skierować ich przeciw własnemu władcy.
W konwencji przedstawiania spraw monarchii przypada braciom rola wyjątkowa i
decydująca; w rzeczywistości działali oni niewątpliwie pod presją przywódców
armii którą nominalnie dowodzili. Tym razem nie był to rokosz wielkich panów,
lecz rebelia sprawnych dowódców, młodszego — jak się
wydaje— pokolenia. Przywódcy buntu godzili się chętnie na zagarnięcie znacznego
uposażenia — formalnie dla swych protegowanych, młodych książąt — pozostawiając
władzę zwierzchnią w rękach Hermana. Dla Zbigniewa po latach upókorzeń
stwarzało to nową możliwość niezależności i włączenia się do rozgrywki o
władzę. Krzywousty pozostawał w rękach buntowników, stanowiąc jakby zakład
pokoju, nad jego bezpieczeństwem
czuwać miał jednak piastun, wyznaczony przez Hermana. Został nim znakomity
komes Wojsław, który jeden z owych głównych dworów miał blisko grodu książęcego
w Płocku, a był przyjacielem lub krewniakiem Sieciecha. Możnowładcy, widząc to
poniżenie władzy monarszej, niedalecy byli od myśli o detronizacji księcia Hermana i wprowadzenia na tron
jednago z jego synów. Księciu
udało się temu zapobiec, uznał natomiast, że po jego śmierci możni wybiorą następcę: „To jedno
pragnienie mego serca mogę wam odsłonić, iż życzę sobie, po mojej śmierci wszyscy jednomyślnie
posłuszni byli roztropniejszemu i zacniejszemu w obronie kraju i gromieniu
wrogów".
Pozostanie wielką
zaśługą Jana Adamusa, że zwrócił uwagę na te słowa, włożone przez Galla w usta
księcia, i że je tak trafnie wytłumaczył jako zgodę na elekcję. Jeśli Herman i
Sieciech żywili nadzieję, że tym przyznaniem wielkim panom prawa elekcji
zabezpieczą pokój wewnętrzny, to szybko przekonać się mieli, że były to mylne
rachuby. Hasło do buntu rzucono w otoczeniu Krzywoustego. Istotne związki
między ludźmi decydującymi w imieniu książęcego wyrostka i dworem Zbigniewa (i
tu, i tam ton nadawali niewątpliwie przywódcy buntu z 1097 r.) zdecydowały o
tym, że Zbigniew i jego wojowie wzięli udział w tej nowej walce, prowadzonej
pod hasłem odsunięcia Sieciecha od władzy. Jakkolwiek Gall próbował eksponować
rolę starszego brata w tej walce, nie ulega wątpliwości, że starał się on nie
wysuwać na jej plan pierwszy. Czyżby pamiętał z własnego doświadczenia, że
pierwsze powodzenia, spowodowane zaskoczeniem przeciwnika, nie przesądzają
końcowego wyniku walki? „Ostatecznie jednak chłopcy zmusili starego ojca do
tego, by przez wygnanie Sieciecha z Polski spełnił ich pragnienie. Jakim zaś
sposobem do tego doszło i jak powrócił z wygnania, długo i nudno byłoby o tym
mówić, niech więc wystarczy tyle, że nigdy później nie było mu danym sprawować
żadnej władzy. Tyle niech wystarczy, ile powiedziano o Sieciechu i
królowej". Judyta Maria mianowicie, trzecia żona Hermana, nazywana była powszechnie królową, gdyż przed
poślubieniem polskiego władcy była wdową po królu węgierskim. Gall Anonim w
swym panegiryku nie miał oczywiście powodu, by wspomnieć, że w ostatnim etapie
tych walk obóz zgrupowany wokół Krzywoustego znalazł poparcie Brzetysława,
księcia czeskiego. Czytamy bowiem w ówczesnej kronice czeskiej: „Brzetysław na
Boże Narodzenie [1099 r.] zaprosił Bolesława, swego siostrzeńca, na ucztę,
która była przygotowana w grodzie Żatec, gdzie w samo święto, za zgodą
wszystkich komesów, Bolesław został miecznikiem swego wuja.
Odsyłając go po
święcie do swoich, książę w darze dla niego ustanowił, aby za sprawowanie
godności miecznika, z trybutu, który płacił ojciec jego Herman, rocznie miał
zawsze sto grzywien srebra i dziesięć talentów złota". Był to trybut ze
Śląska, płacony od czasów odbudowy państwa przez Kazimierza Odnowiciela. Gdyby
Zbigniew uczynił podobny krok, napiętnowany zostałby ostro przez panegirystę
Krzywoustego. Tym razem więc milczenie zyskuje walor świadectwa pozytywnego.
Gdy tedy 4 czerwca 1102 roku „zmarł książę Herman w podeszłym wieku i długą
słabością złożony, a arcybiskup Marcin z kapelanami przez pięć dni w mieście
Płocku odprawiał za niego egzekwie, nie śmiejąc go pogrzebać przed przybyciem
synów", to między nimi panowały już stosunki bardzo napięte. „Zanim
jeszcze pochowali ojca, doszło pomiędzy nimi do wielkiego sporu o podział
skarbów i królestwa, lecz za natchnieniem łaski Bożej i za pośrednictwem
wiernego starca, arcybiskupa, zastosowali się w obliczu zmarłego do zarządzeń
wydanych prżezęń za życia". Wśród tych zarządzeń było też pragnienie, by
jeden z synów objął władzę zwierzchnią. Tymczasem biograf Krzywoustego
przedstawia sytuację tak, jakby Polska została podzielona na dwie połowy —
północną Zbigniewa i południową Bolesława — całkowicie niezależne. Tak też
wyglądało to pozornie na zewnątrz, gdyż każdy z braci na własną rękę układał
stosunki z sąsiadami, zabiegał też o pomoc w walce z bratem. Energiczni
dostojnicy młodego Bolesława zawarli natychmiast sojusz z wielkim księciem
kijowskim, Świętopełkiem II, i jego synem, Jarosławem, rządzącym na Wołyniu.
Umocnieniem tych układów był ślub Bolesława i Zbysławy, córki Świętopełka, w
pięć miesięcy po pogrzebie Władysława Hermańa, jeśli zaufać wiadomości ruskiej
„Powieści lat minionych", która podała datę ślubu: 16 listopada 1102 roku.
„Przez osiem dni przed ślubem i tyleż dni po oktawie zaślubin, razem więc trzy
tygodnie (dodajmy, że następnego dnia rozpoczynał się post adwentowy — przyp.
S.T.) bez przerwy rozdawał waleczny Bolesław podarunki, jednym -- mianowicie
książętom (jak nazywano największych możno- władców — przyp. S.T.) — szuby i
futra, kryte suknem i obramowane złotą frędzlą, innym — szaty, naczynia srebrne
i złote,.innym — miasta i grody, innym wreszcie — wsie i włości". Warto
przypomnieć ten tekst, gdyż według apriorycznego schematu, powtarzanego bez
namysłu od lat pięćdziesiątych naszego stulecia, Bolesław miał znaleźć poparcie
rycerstwa, a Zbigniew — możnowładztwa. A przecież to możnych pozyskiwał Bolesław
takimi darami, a nie wojów. Rycerstwo samodzielną siłą polityczną stało się
dopiero w drugiej połowie XV wieku. Wcześniej grupowało się zawsze wokół
możnych i dostojników. O ich względy zabiegał tak Bolesław, jak Zbigniew. Na
sojusz Bolesława z Rusią Zbigniew odpowiedział pozyskaniem Czechów, którzy na
początku następnego roku uderzyli na śląskie dzierżawy Bolesława. Skarbimir,
pierwsza osoba na dwurze Krzywoustego, przekupił jednak praskiego ksiecia
Borzywoja. Świętopełka zaś morawskiego
poczęli Bolesław i jego druhowie Skarbimir i Żelisław, nękać ciągłymi
najazdami. Mistrzostwo w intrydze i walce okazali jednak podejmując już od lata
1102 roku stałe wyprawy łupieskie
na Pomorze, skrupulatnie jednak unikając naruszania nadodrzanskiej jego
połaci. Od niej bowiem śląskie posiadłości Krzywoustego oddzielał jedyńie
wąski pas ziem Zbigniewowych.
Uderzeńie natomiast na srodkowe
Pomorze pozwalało Krzywoustemu
zdobywać łupy, a narażało Zbigniewa na wyprawy odwetowe. Próby zaś
naprawienia stosunków z Pomorzanami, podejmowane przez Zbigniewa, łatwo było napiętnować jako w chodzenie w sojusz z poganami.
Na ogoł sytuację tych
kilku lat przedstawia się tak
jakby z jednej strony był obóz Zbigniewa , z drugiej Krzywoustego, jedynie zaś
Marcin próbował utrzymać istniejący stan rzeczy. Niewątpliwie rzeczywistość
bała bardziej skomplikowana. Cóż bowiem na przykład działo się
z królową Judytą Marią?
Zofia
Kozłowskaka-Budkowa dawno już wyjaśniła, że tylko ona jako już wdowa po
Władysławie Hermanie wchodzi w grę
jako nadawczyni opola chrobskiego (obszar wokoło dzisiejszych Pabianic koło
Łodzi dla kanonikó katedry
krakowskiej i Księżnic nad
Sreniawą dla opactwa tynieckiego,
najprawdopodóbniej zas też łagowskiego dla kościoła NP w Zawichoście. Judyta
miała więc w. Śrokowej Polsce znaczną i rozległą oprawę wdowią. W ziemiach
najprawdopodobniej jej wyznaczonych leał Sieciechów, główny gród Sieciecha
ktory przecież powrócił do Polski z wygnania , a o ktorego późniejszej roli Gall Anonim nie chciał
już pisać. Trudno przypuszczać, by
krolowa Sieciech wycofali się z działalności politycznej. Jesli zaś na zjazdach braci Bolesław groził wielkim
rozłamem w królestwie polskim, to najwyraźniej wciąż jeszcze istniały
instytucjonalne elementy jedności, o których utrzymanie zabiegał Zbigniew.
Zresztą po badaniach Adamusa nie może ulegać wątpliwości, że Zbigniew został
wybrany przez możnych księciem zwierzchnim, zgodnie z zaleceniem Władysława
Hermana. Układ sił musiał prżesuwać się jednak coraz silniej na niekorzyść
Zbigniewa, jeśli na jednym ze zjazdów zgodził się on na to, by politykę
zagraniczną ustalać wspólnie z bratem. Tymczasem młodszy brat miał już wówczas
zawarte przymierza z Rusią kijowską, Węgrami i księciem czeskim. Jakie były
sojusze Zbigniewa? Gall oskarża go o nasyłanie Czechów i Pomorzan na dzielnicę
Bolesława. Czesi jednak przekupieni przez Bolesława przestali go atakować,
Morawianie zaś samodzielnie nie mogli .podejmować większych akcji, raczej
bronili dawniejszych swych zdobyczy na południu Śląska. Wojnę z Pomorzanami
rózpoczął Bolesław. W gruncie więc rzeczy Zbigniew był osamotniony, stąd też
wynikała zgoda na ustępstwa. Nastąpił teraz drugi akt działań Bólesława i jego
przyjaciół przeciw Zbigniewowi. Oskarżyli go oni; że zebrał całe swe wojsko, by
napąść na brata, a równocześnie zjednał sobie Czechów i Pomorzan, celem
wypędzenia go z Polski. Następnie najpierw możnym, a później na powszechnym
wiecu przedstawili ;,przechwycone wraz z posłańcem listy Zbigniewa, z których
okazały się liczne żdrady i knowania". Gdy jednak młodszy brat, tak
przygoto- wawszy grunt, podniósł swe wojska i skierował na brata, okazało się,
że ten nie był przygotowany do walki. Tylko garść jego wiernych stawiła
Bólesławowi opór w Kaliszu, łatwo zajęto Gniezna Pod Łęczycę przybyły do Bolesława
posiłki ruskie i węgierskie. „Wówczas Zbigniew zupełnie upadł na duchu i za
pośrednictwem księcia ruskiego Jarosława (szwagra Bolesławowego — przyp. S.T.)
oraz biskupa krakowskiego Baldwina sprowadzony został przed brata, by dać [mu]
zadośćuczynienie i oświadczyć posłuszeństwo [...] zatrzymał Mazowsze jako
lennik, nie zaś jako władca udzielny".
Tę wojnę domową datuje się powszechnie na późną jesień lub początek zimy 1106
roku. Pod koniec zimy następnego roku Bolesław, pod pozorem nieposłuszeństwa
Zbigniewa, powtórnie ściągnąwszy Rusinów i Węgrów, uderzył niespodziewanie na
Mazowsze. Zbigniew musiał uchodzić z kraju na Ruś, a dalej do Czech, gdy te
znalazły się w wojnie z Polską. Towa- rzyszyła Zbigniewowi dość znaczna
drużyna.
Zazwyczaj pisze się, że Zbigniew miał postarać się o interwencję nowego króla
niemieckiego, który w obronie wygnanego księcia uderzył na Polskę. W
rzeczywistości uderzenie niemiec- Św. Łukasz Ewangelista, miniatura
z„Ewangeliarza emeramskiego"
koczeskie było odpowiedzią na wcześniejszy najazd Polski na Morawy, który był
dywersjsd na rzecz węgierskiego sprzymierzeńca Krzywoustego, zaatakowanego
właśnie przez Czechów i Niemców. Oczywiście, że król Henryk V wyzyskał sprawę
Zbigniewa, ale nie ona była czynnikiem decydującym o poczynaniach niemieckich.
W wojnie szarpanej Bolesław stawił zacięty opór najeźdźcom. Nie wahał się przy
tym własnym załogom grodowym grozić szubienicą, gdyby poddały się wrogowi.
Postawił w ten sposób głogowian przed trudnym dylematem, cesarz bowiem kazał
ich zakładników przywiązać do machin oblężniczych. „Lecz grodzianie wcale nie
oszczędzali synów i krewnych więcej niż Czechów i Niemców", a Głogów
obronili. Do tej pięknej sceny dorzuca się z reguły późną legendę o zwycięstwie
polskim na Psim Polu, o którym u Galla głucho. Ta okrutna opowieść, czyniąca z
Polaków barbarzyńców, łamiących kodeks rycerski, wynikła z błędnego tłumaczenia
nazwy Psie Pole, które było zapewne polem przeznaczonym dla książęcej psiarni.
W rzeczywistości w walkach tych trupów było mało, zaś cesarz opuścił Polskę,
wynosząc żałobę zamiast wesela, „trupy poległych zamiast trybutu".
Zbigniew zaś powrócił do Czech.
Ostatnie dwa akty dramatu Zbigniewowego pokrótce streszcza czeski kronikarz,
wkładając w usta swego władcy takie oto zdanie: „Nigdy nie upodobnię się do
księcia polskiego Bolesława, który swego brata Zbigniewa pod przysięgą
wierności podstępnie przywołał, a trzeciego dnia pozbawił go oczu". Gall
stara się usprawiedliwić Bolesława o tyle tylko, iż neguje działanie podstępne.
Gorąco chce przekonać czytelnika i słuchacza, że to Zbigniew sprowokował
młodszego brata: „przybył do Bolesława nie w pokornej, lecz w wyzywającej
postawie, nie jak przystało na człowieka skruszonego długotrwałym wygnaniem,
znudzonego tylu niepowodzeniami,
lecz owszem, jak każąc miecz nieść przed sobą, z poprzedzjącą go orkiestrą
muzykantów, grającą na bębnach i
cytrach, okazując w ten sposób ze nie będzie służył, lecz panował".
Skorzystali z tej sytuacji
niektórzy doradcy i „podjudzili luckie uczucia", uczucia więc ułomne,
straszsząc Krzwoustego możliwością skrytobójstwa z poduszczenia Zbigniewa.
Powszechnie jednak wydarcie oczu Zbigniewowi i rychła potem jego śmierć musiała
być
interpretowana jako wynik podłego działania z zimnym rozmysłem, jak wskazuje na to prze- kaz czeski, a także rozpaczliwe
wezwanie Gala: „Niech nikt nie wierzy, że był to grzech z wyrachowania, a nie z zapalczywości,
że go spełniono z rozmysłu, a nie pod wpływem oko- licznosci". Oburzenie
było tedy wielkie. Bolesław przerósł jednak swych przeciwników. Udał
dobrowolnie w pielgrzymkę na Węgry, zabiegając wybuchowi rokoszu i wygnaniu. Na
Węgrzech rozpoczął pokutę, i w pokutnym worku ruszył z Węgier przez Polskę do
Gniezna Stanął tam w Wielkim Tygodniu i zgodnie z owiązującym rytuałem publicznie
zażądał rozgrzeszenia. Pielgrzymującemu pokutnikowi nie można było zamknąć
drogi do Gniezna, w Gnieźnie nie można było odmówić mu rozgrzeszenia;
udzielając go, episkopat nie mógł poprżeć ewentualnego rokoszu.
Gall wielokroć zaznaczał lekkomyślność Bolesłwa; jego pokuta natomiast
stanowiła akt wiekiej mądrości i dojrzałości politycznej. Wątpic więc można, by
i jego wcześniejsze działanie były lekkomyślne. Zbigniew nie dorastał do walki
z takim przeciwnikiem, jak bowiem Gall powiedział o Zbigniewie, był to człowiek
„zgoła pokorny i prosty", daleki od intryg i podstępów.
***************************************
„Po śmierci Mieszka II doszło do
dynastycznych (??) walk, zaś we wszystkich dzielnicach Polski wybuchło
antyfeudalne powstanie zwane w literaturze przedmiotu „pogańską reakcją”. Jej
największe nasilenie przypada na lata 1033 – 1037. Zachowane dokumenty (czyli
t.zw. odpisy z odpisów
klasztornego pochodzenia z
15-16 wieku t.v.r.) mówią o anarchii i bezbożnych czynach powstańców. To
oczywiste. Autorom kronik nie wypadało pisać o tym, co dziś zdumiewa
archeologów. Oto bowiem, niczym grzyby po deszczu, poczęły wtedy wyrastać w
rozmaitych okolicach naszego kraju pogańskie świątynie, z których większość
naśladowała stylem oraz strukturą sakralnej przestrzeni sanktuaria Słowian
Połabskich. Do tej pory budowli tego typu w Polsce nie konstruowano. Świątynie
te są znamiennym świadectwem wzmożonej potrzeby
duchowego zakorzenienia w religii przodków. Ze względu zaś na to, że od
chrztu Polski minęło 70 lat i mało kto pamiętał, jak należy czcić dawnych
bogów, przywódcy powstańców sięgnęli po zewnętrzne wzorce i nawiązali w tej
kwestii kontakty ze swymi pogańskimi „braćmi w wierze”, czyli Redarami,
Obodrytami, Lucicami i resztą plemion zachodniej Słowiańszczyzny ”
dynastia
ród panujący, w którym władza przechodzi dziedzicznie.....
Mapka arabskich monet wskazuje wyraźnie ten
germański
„ponkt ciężkości” w hadlu zagranicznym.
„Zacznijmy
od wypowiedzi Uwe Topper’a,- „Akademicy stali się ostrożniejsi i zaczynają ten
strumień nowych argumentów ograniczyć, włączać częściowo i powoli do swoich
rozważań. Zaakceptowanie nowych rozpoznań nastąpi nie wcześniej niż po upływie
życia jednej generacji. Książka ta jest podsumowaniem wyników ostatnich
naukowych badań. Stwierdziliśmy, że cała historia średniowiecza jest
wynaleziona. Praktycznie wszystkie dokumenty każdego okresu zostały sporządzone
później, jako tak zwane odpisy, albo po prostu sfałszowane. My nie posiadamy
żadne oryginalne rękopisy w formie dokumentów z jakiegokolwiek okresu sprzed
12-tego wieku, czy też oryginalnych dzieł „literackich“. Dla ostatnich trzech
stuleci, a więc 12 do 14 wieku, tak zwanego wysokiego średniowiecza, mamy
jedynie w ręku texty, zasługujące warunkowe na zaufanie.
Było to możliwe
dzięki pracy tuzina niemieckich badaczy, którzy w ostatnich 15 latach nad tym
pracowali.“ Uwe Topper.
Dopiero w XVI-
stym wieku nazwano rzekomych autorów „Kroniki” „Gallem”. Napisana
została łaciną przez facetów z tonzurą. Nieliczni wspócześnie (dzisiejsi)
żyjący ludkowie twierdzą, że jest to znaczące dzieło „polskiego piśmiennictwa”
i że najstarsze zachowane egzemplarze Kroniki to odpisy z 14 wieku.
A więc- praktycznie biorąc-
sporządzone zostały przez inteligentnych mnichów...ale w17-18-tym wieku.
W 15 - 16
wieku ówczesna „obyczajówka“,- n. p. Ostroróg i
Nicolaus Rey glagolizowali na siłę germańską ludność, t.j. swoich własnych
krewnych .
W tak zwanej „Kroncie“ nie ma typowej pamięntnikarskiej
chronologi, istnieją jeno
luźno spisane opowieści różnych
autorów w zróżnicowanym czasie.
Książe Herman i
jego syn Zbigniew byli i są tymi
wyklętymi, bo stali ponoć na czele „rewolty bezbożników“. Taka sytuacja nie
mogła mieć miejsca. Napadali na
regularny rząd Księcia Hermana i jego germańską ludność owi „DOBRZY” ,- rzymsko- katolicki kościół,
zakony,-wraz z kupioną
„generalską“ kamarylą.
Faktyczne
wydarzenia są przez tych „dobrych” zawsze
fałszowane, n.p.
"starodawne polskie ziemie wróciły do
macierza"(Gomułka). Piszą też tak
panie i panowie z germańskimi genami. t.v.r.
Historyk
Bernhard Schmeidler, zamienił to używane dawniej słowo Sclawi na „Slawen“ i
przy okazji nadał im inne historyczne znaczenie. W całej historii (tej prawdziwej,faktycznej,-
oczywiscie), też w „starożytności“ nie hasali po świecie Slawen-Słowianie.
Nigdzie nie znajdziemy miejsce z którego „Słowianie“ się „wynurzyli“. Wydawało
się, że swoją „egzystencję“
zawdzięczają tylko słowami
płynącymi z watykańskich rozgłośni w Germani. Stanisław Trawkowski, nawet gdyby
chciał i wiedział, nie mógł pisać w PRL-u otwarcie, że z familii Daglinger
(szefowie) oraz z dalszej i
bliższej „zagranicy“ wywodzi się cała chmara germańskich szczepów. Polaben, Pomeranen, Wislanen, Circipani, Heveller, Lusizen
(Lugier) Kaschuben jako część wandalskich Pomoranen, Polanen, Gepiden, Goten,
Warnen, Rugier, Skiren i Burgunder. Dzisiejsza Polska jest, jakby nie było,
stosunkowo późno powstałym państwem. Bałtyk był i jest w rzeczywistości ogromnym germańskim „jeziorem“, stąd te rodzinne powiązania
z żyjących dookoła Bałtyku
krewniakami. Siostra Miseko (Mieszko I) Adelheit i jego córki Geira, Astrid, Gunhild to żony
norweskich królów i książąt.
Zbigniewa
i jego ojca, ks. Hermana, próbuje cała watacha historyków zohydzać.... Jak Herman bierze za żoną
siostrę cesarza Niemiec, „to jemu się udało, bo cesarz chciał tej lafiryndy się pozbyć“. Ks. Hermana nie
dało się z historii usunąć, był podobno nawet obecny podczas uroczystości otwarcia odbudowanego kościoła w
Gnieźnie zniszczonego przez „buntowników“. Należy sobie uzmysłowić, że tak
długo jak ta z rozmysłem pielęgnowana
„słowiańska legenda“ służyć będzie za polityczno-mentalny mur między Niemcami i Polakami, żaden transfere miliardów z kieszeni niemieckich
robotników do polskich kieszeni
nic nie załatwi.
Lambert,
król Burgundów & Licikawików, syn Bolesława Chrobrego (ur.podobno w roku 990, zmarł przypuszczalnie w maju 1034)
czyli jak piszą historycy -„nasz Piast“, miał cholerną „prasę“ w PRL-u i „demokracji“. Był gnuśny i nie nadawał
się do roboty aby walczyć z Germanami o sprawiedliwość i stracił ojca
„zdobycze“. Walczył natomiast, zdaniem uczonych historyków, a jakże, z
„Niemcami, Czechami i Rusią Kijowską o równouprawnienie“ i za jego czasów od Polski odpadły nabytki terytorialne
Bolesława Chrobrego: Milsko, Łużyce, Grody Czerwieńskie, Morawy i Słowacja.
Sporządził t.v.r.