Pisze Wimmer dalej, cytuję :
"Udał się
na Kahlenberg ( ks. Karol
T.v.R. ) do Sobieskiego. Zdał raport królowi polskiemu i uzgodnił z nim rozkazy dla
grupy centralnej księcia
Waldecka , która miała wyrównać linię
frontu z wojskami
austiacko- saskimi . (
k. c. podkr.T.v.R..)
Z tym
raportem to już jaja nie z tej
ziemi ! Niewiadomo dokładnie co
chce nam Wimmer w tej relacji przekazać lub zasugerować, i jak miała ta scena wyglądać . Czy
książe Karol , który od 6 rano
cały czas prowadził skuteczne natarcie dowodząc oddziałami lewego skrzydła ,
walcząc z głównymi siłami tureckimi, bez przerwy latał do Sobieskiego na
wzgórze Kahlenberg , 483m.
wysokie - z siadał z ziajany z ledwo trzymającej się na nogach kobyły , stawał przed Sobieskim na baczność i
przepisowo salutując, meldował, że u niego wszystko O.K., tylko wojska Waszej Jasności Waszmaści
chyba poszły na Paryż bo od
4 godzin wypatruję ich nadaremnie ?
Na to Jasność – Waszmość: co mi tu parchu , szwabskie nasienie, jakieś
brednie pleciesz i dlaczego do stu
tysięcy bomb i tureckich kartaczy nie jesteś jeszcze w Wiedniu , jak długo jeszcze będę tutaj o suchej
gębie w tym kurzu stał , nie mogę się doczekać aby u mości Georga
Koitschitzkiego w jego kafejce
wypić po turecku
zaparzoną małą czarną ! Po tej reprymendzie książe Karol wdrapał się na kobyłę i piorunem pagalopował do swoich
oddziałów, zdobył następną wieś i leciał
z powrotem na to cholerne wzgórze do Sobieskiego po nowe rozkazy . Tak
zapewne wyobraża sobie większość polskich historyków i większość polskiego
społeczeństwa przebieg tej kampani . Książe Waldeck jakoś sobie radził skoro
wyrównał front po godzinie. Nie wyrównali tylko Polacy i popędzać należało ich
.Należy się tutaj zapytać ; co w ogóle robił Sobieski na tym wzgórzu, które oddalone
było od jego wojska 4 kilometry i usytułowane już na tyłach frontu ? Sobieski
powinien sobie razkazać i udać się na prawe skrzydło czego wymagała sytuacja a
nie czekać na obfite jedzenie - dodatkowo marudząc - że potrawy są zakurzone !
Kiedy wreszcie o godzinie 16 oddziały polskie zaczęły ustawiać się przedłużając linię frontu , ocknął się w końcu i
Sobieski i zaczął dowodzić . Najpierw przez lunetę długo
obserwował pole walki , i wreszcie wydał swój pierwszy prawdziwy rozkaz w tej
bitwie , polecił mianowicie przeprowadzić próbny atak . Wykonać miał go
porucznik Z. Zbierzchowski . Posłuchajmy Wimmera , cytuję :
"Po przebyciu rowu oddział Zbierzchowskiego uporządkował się i runął z
impetem na Turków , przełamując pierwsze szeregi , na następnych jednak
utknął . Sprawnie zawróciwszy ,
chorągiew ruszyła do swoich
." ( tym razem jeszcze, T.v.R.)
Za pomocą paru słów, jak
runął z impetem ,
przełamując szeregi , sprawnie zawróciwszy, można pomniejszyć
lub z niwelować takie jak ;
utknął i uciekł . Był to ponoć tylko atak próbny , więc niema się czego czepiać
, gdyby nie pewne a1e ! Wskutek tego niepotrzebnego
rozkazu zginęło 19 towarzyszy i 35
pocztowych , co stanowiło 1/3
chorągwi , czyli 54 trupów.
Jeżeli Sobieski chciał sprawdzić czy konie sforsują rów , mógł zrobić to
sam .Poświęcić na ten cel 54 istnień
ludzkich było horendalną głupotą i brakiem wyobraźni ze strony
Sobieskiego .
Dalej
Wimmer,
"Próbny atak wykazał , że szarża
w centrum szyku polskiego jest po przebyciu rowu możliwa" (k.c. p.m.)
W porządku. co
by było jednak , gdyby po setkach kilometrów marszu , tych zagranicznych
pieniędzy , tej całej gadaniny ,
przysięgi w obecności papieża,- szarża była niemożliwa ? Czy ten zasrany rów miałby zniweczyć
całą odsiecz wiedeńską ?
Pojechałby Sobieski do domu , bo miejscowi nie położyli odpowiednio
szerokiej kładki ? Czy też zdecydowałby się
na okrążenie Turków i zaatakował by ich od południa , czyli od tyłu ?
Wojsko ustawiało się do
generalnego szturmu i bez względu na usytułowanie terenu musiało tak czy owak
szarżować, i w tym przypadku próbny atak był bez sensu , wystarczyło tylko wojsko powiadomić o
istnieniu tego rowu, a ci polegli idą na konto lekkomyślnego Sobieskiego .
Za przykładem swojego
patrona , drugi mądrala, Sieniawski, wydał podobny rozkaz , tym razem jednak
skutki były wręcz tragiczne, posłuchajmy Wimmera w oryginale :
"Wyznaczona doń została chorągiew husarska
Szczęsnego Potockiego, wojewody krakowskiego, a dołączył do niej Stanisław
Potocki na czele swej chorągwi pancernej , który też objął dowództwo / Ruszyły w kierunku
"Tureckiego Szañca"/ Od tureckiego ognia poniosły straty jeszcze
przed uderzeniem na konnicę turecką/
W walce padł Stanisław Potocki , któremu cios szabli ściął wierzch głowy , i wielu jego żołnierzy.
Z dziesiątkowane oddziały zawróciły i uciekały ścigane przez masy jazdy
tureckiej . Szerokim łukiem dotarły one do stanowisk piechoty niemieckiej ( z Bawari p. m.), której ogień powstrzymał Turków
. Była to pierwsza faza gwałtownych walk , które rozgorzały na styku
ugrupowania polskiego i niemieckiego, Sieniawski bowiem rzucił przeciw jeździe
tureckiej dużą grupę konnicy złożoną z kilku pułków liczącą zapewne około 2000
husarów i pancernych pod dowództwem Marka Matczyńskiego." (k. c. p.m.)
Kronikarz turecki dodaje,
"Widząc co się dzieje z tymi (t. j. chorągwiami
Potockiego) ruszył do szturmu hufiec z proporczykami niebiesko - białymi (
Matczyński), ale i tych odparto. Wielu z nich zabito lub poraniono, pozostali
zaś odeszli i dołączyli do swoich.“
I znowu Wimmer,
"Pod
impetem nacierających z góry Polaków zostały powalone pierwsze szeregi Sipachów
, jednakże dalsze stawiały zacięty opór , z boku zaś na szyk polski wpadły nowe
masy konnicy tureckiej , przesuwane właśnie z prawego skrzydła spod Döbling.
Pod tym atakiem na lewą flankę załamało się natarcie pułków Matczyńskiego, które zawróciły i cofały
się ścigane przez jeszcze większe masy jazdy osmańskiej . Wielki Wezyr chciał
teraz wykorzystać sukces i złamać jazdę polską , wdzierając się pomiędzy
prawoskrzydłową (polską) i
centralną (niemiecką) grupę armi odsieczowej . (k. c. T.v.R)
Takie literacko-naukowo
opisy nie wyjaśniają nic, i powodują tylko zamęt w głowach podeskcytowanych czytelników . Pomijając błędy w
ocenie aktualnej sytuacji na polu bitwy przez Sobieskiego i jego dowódców ,
przejdźmy do konkretów. Zanosiło się więc na katastrofę, na odcięcie oddziałów
polskich od głównych sił i ich rozgromienie względnie unicestwienie . Można się
cofać walcząc krok po kroku , można też się cofać uciekając w popłochu i być
ściganym . W tym konkretnym przypadku polskie oddziały uciekały a T'urcy ich
ścigali i pewnie też zarąbali , gdyby nie odziały piechoty niemieckiej które zmasowanym ogniem z karabinów
turecki atak odrzuciły. Zdaniem Wimmera tak źle jednak nie było , bo na górze
Schafenberg czuwał Sobieski , który
rozumiejąc powagę sytuacji , zorganizował kontrakcję . Wysłał do boju piechotę Sieniawskiego wzmocnioną oddziałami frankońskimi (NIEMIECKIMI
T.v.R ). Na rozkaz króla, książe Sachsen –Lauenberg, wysłał do boju regimenty Schultza i
Kuefsteina oraz regimenty kirasjerów cesarskich . Nie będziemy sobie zawracali
głowę kto kogo w tym przypadku wzmocnił., do takiego relacjonowania polskiej
historii trzeba się przyzwyczaić
Następny opis Wimmera jest dosyć kuriozalny,cytuję :
"W tym czasie Sieniawski porządkował oddziały
Matczyńskiego i wzmocniwszy je pozostałymi pułkami swej konnicy rzucił do
ponownej szarży. Pod gradem kul muszkietawych i kartaczy oraz kontratakiem
jazdy silne uderzenie tureckie załamało się i masy sipachów o d p ł y n ę ł y w kierunku Gersthow." (k.c. p. m.)
Pięknie. Najpierw "cofali się uciekając", później, po reprymendzie Sieniawskiego,
ruszyli do ataku i rozwalili Turków , którzy być może się rozpłynęły, a odziały
niemieckie stały z boku i klaszcząc w ręce przyglądały się jak Polacy
“rozdmuchali” Turków .
Wróćmy jednak z obłoków na
ziemię, gdyby książe Sachsen- Lauenburg nie zareagował w odpowiednim momencie i nie wysłał do
boju regimentów niemieckich , oraz niemieckie oddziały nie wzmocniły słabej
piechoty polskiej , konnica polska przestała by istnieć, względnie zostałaby rozbita do tego
stopnia iż nie nadawałaby się do
walki . Pomniejszając czy też ignorując działania i walkę oddziałów
niemieckich, cesarskich.frankońskich itd jak cały czas Wimmer nazywa wojsko
niemieckie , nie czyni nic specjalnego, stało się to manią całej polskiej
historiografii . Nie ustępuje innym polskim historykom , którzy cały czas
twierdzą że pod Wiedniem wygrali Polacy pod dowództwem Sobieskiego. Sytuacja na prawym skrzydle została wyklarowana i z normalizowana dzięki
Niemcom i Polakom , wyraźnie mówiąc !
Kiedy te dramatyczne chwile przeżywali Polacy na prawym skrzydle i bez
niemieckiej pomocy z tej sytuacji by się nie wykaraskali , na lewym skrzydle
jak burza szedł do przodu Karol Lotaryński i jego żołnierze, jego celem bylo jak najszybsze dotarcie
pod Wiedeń , oblężonego przez Turków, i wyparcie ich z okopów, sytuacja stawała
się tam z godziny na godzinę
dramatyczniejsza, lonty bomb mogły w każdej chwili zostać przez Turków
podpalone .
Inny cel postawił przed sobą
Sobieski ( raczej jednak polscy historycy) , który jak wiemy założył sobie
szczytne zadanie , zniszczenie tureckiej armi i głowy Ibrahima Paszy
przyniesionej na tacy.
Posłuchajmy narazie Wimmera,
cytuję :
"Wojska
księcia Karola z zapałem parły naprzód , tym bardziej że zapał
ten podsycały krzyki jeńców wyrzynanych na wyspie Tabor , Książe Karol wiedział , że
rostrzygnięcie bitwy jest bliskie , zasięgnął jednak opini towarzyszącego jemu elektora saskiego i innych
generałów. (nie zasięgnął rady Sobieskiego, jak widzimy)
Generał Goltz miał mu odpowiedzieć
, “Wal naprzód" / Książe był
zadowolony z tej odpowiedzi i zawołał
, Więc maszerujmy ! -- wydając rozkaz do natarcia . Jazda cesarska i
saska wysuwając się przez przerwy między batalionami piechoty ( co nie mogła
uczynić jazda pancerna, b.g.e.), uderzyła na
Oberdobling , po czym rezygnując z marszu wzdłuż Dunaju , skierowała się na
prawo i nacierała przez północną
czêść obozu tureckiego w stronę Hernals / Prawe skrzydło tureckie zostało
rozbite a jego dowódca Ibrahim Pasza rzucił się do ucieczki ".(k. c. podkr.moje.)
W tym też momencie bitwa o Wiedeń
zostata roztrzygnięta . Hernals leżał
dokładnie przed oddziałami polskimi , i tym samym droga do Wiednia
została polskim odziałom otwarta , nie dotarły one jednak pod to miasto .
(jest to jednak już inna historia o której opowiem jutro a właściwie dzisiaj ,
ale o innej porze , teraz jest druga w nocy i idę spać.:)
Wyczyn Karala Lotaryńskiego
był fantastyczny , on i jego żołnierze dokonali rzeczy która wydawałaby się na początku bitwy
niemożliwa . Walcząc w dzień i w nocy zmusił główne siły tureckie do panicznej
ucieczki, które pozostawiły całe
obozy na pastwę losu .
Kiedy bitwa była już
wygrana, popatrzmy na Sobieskiego
i jego oddziały. Aby zrozumieć wszystkie aspekty tej bitwy należy się cofnąć kilka dni do tyłu, do momentu w którym
Sobieski odrzucił propozycje niemieckich generałów. Postawił sobie za cel
zniszczenie oblegających miasto wojsk Kara Mustafy . Do tego celu miał użyć
oddziały polskie . Sobieski - uważany przez polskich historyków za superwodza (
po powrocie z Wiednia ponosił same militarne porażki i nie wygrał ani jednej
bitwy, natomiast książe Lotaryński wszystkie wygrywał i to z Turkami a nie z
Tatarami) - wyniósł swoje
doświadczenie wojskowe przedewszystkim na utarczkach i potyczkach na tak
zwanych "dzikich polach", obszarach stepowych, gdzie można było
stosować klasyczną technikę wojenną . Wybierano plac, armie ustawiały się na
przeciwko sobie , dowódca wlazł na jakieś wzgórze z którego wszystko widział , też te
skrzydła , no i oczywiście środek , mógł za skrzydłami trzymać rezerwowe pułki
i zależnie od potrzeby nimi rozporządzać .
Na tych "łąkach” mógł
mieć mocniejsze prawe skrzydło które zadawało ostateczny cios.
Tutaj jednak , pod Wiedniem
, sytuacja była inna i to zdecydowanie inna . Tak zwany Las Wiedeński to były
wzgórza sięgające 500 metrów nad poziom morza , teren porośnięty krzakami ,
zaroślami i lasami, poprzecinany licznymi strumieniami , południowe stoki tych
wzgórz porośnięte były założonymi winnicami, które znowu przegrodzone były
płotami , istniały wąwozy , wśród tych wzgórz były wsie z zabudowaniami z za
których niespodziewanie atakowali Turcy , na wierzchołkach wzgórz usadowiły się
oddziały tureckie i najpierw trzeba było ich stamtąd wykurzyć , w ciężkich
walkach ! Do tego nie nadawały się
regimenty ciężkiej jazdy -huzarzy czy pancerna jazda . Pod górkę nie mogli
szarżować , ich głównym atutem był impet , którym rozwalali wszystko na drodze ataku . Tutaj wszystko musiała załatwić piechota , a tej Polacy mieli mało i w dodatku słabo
wyszkolonej ( proszę zwrócić uwagę
na proporcje w wojsku niemieckim ). W podręcznikach szkolnych i uniwersyteckich
nigdy nie podawano szczegółów samych bitw , nie analizowano ich , nie zajmowano
się strategią , logistyką itp.
Gdyby ujawiono szczegóły , mogło by dojść do sytuacji że któryś z bystrzejszych
uczniów czy też studentów zadałby
pytania dotyczące np "bitwy pod Płowcami” w rodzaju ; skoro Polacy wygrali
z "krzyżakami" to dlaczego królewicz Kazimierz wiał w podskokach nie zatrzymując się po drodze do
Krakowa nawet na sekundę i w
popłochu opuścił "pole bitwy
pod Plowcami" a z a nim wszyscy wojowie Łokietka.? Nauczyciel lub wykładowca historii
wytrzeszczyliby gały , zapomnieliby języka w gębie słysząc te
"rewelacje", sami o tym dowiadując się pierwszy raz w życiu ! Na ogół kwitowano to na zasadzie maksymy Cezara ;
poszedłem, zobaczyłem, zwyciężyłem .
Rozważając tę bitwę z
pozycji polskiej historiografii , w której zakłada się i mówi o polskim
zwycięstwie pod Wiedniem i o
wielkim dowódcy Sobieskim , trzeba przyjąć że te 7000 tyś. chłopa z polskiej piechoty , na odcinku co
najmniej 8 km., musieliby oczyścić z nieprzyjaciela wszystkie wzgórza , zdobyć po drodze wszystkie wsie w
których siedzieli Turcy , rozbić główne siły tureckie na lewym skrzydle
(pozycja atakujących), dotrzeć w
nieustającym ataku do wsi Hernels , oczyścić przedpole i przygotawać je tym
samym do umożliwienia pancernej konnicy i huzarom w liczbie 14,000 tyś.
jeźdców wykonania szarży. To
wszystko zaś z przeciwnikiem liczącym
65.000tyś. chłopa i 15.OOOtyś. Tatarów , który stawiał silny i zacięty
opór, groźnie i skutecznie atakował
o czym przekonała się jazda Sieniawskiego w swych dramatycznych
momentach . Gdyby to, ale i inne
rzeczy - niemniej ważne - dokonały same oddziały polskie i w decydującym ataku
zmusiły Turków do ucieczki , to można by to uznać za zwycięstwo polskie i króla
Sobieskiego . I nie byłoby o czym mówić i pisać . Czapki z głów i tylko
gratulować ! Tak jednak nie było ,
to co na ten temat się pisze i głosi to historia "życzeniowa", taka
sama jak ta , co ma związek z Płowcami .
Sobieski więc nie dał się
byle pętakom przekonać , postawił na swoim zmuszając wojsko do wielkich trudów marszu przez Las Wiedeński aby -
jak sam się chwalił - okrążyć przeciwnika i totalnie go wykończyć.
Wreszcie nadeszła jega
wielka chwila , Wimmer opisuje ją tak , cytuję :
"Jan III
widział to z Schafenbergu ( sukces księcia Karola , bezładną ucieczkę Turków i
Ibrahima Paszy , koniec bitwy, T.v.R.) i stwierdził że
bitwę można zakończyć tego samego dnia , nie następnego jak to początkowo
planował , licząc się z długotrwałym zdobywaniem stoków Lasu Wiedeńskiego ." (k.c. pod. moje.)
Zdarzają się w życiu takie
momenty że człowiekowi zabraknie w gębie słów , tak jak mnie w tej chwili.
Sobieski To wszystko widział , jasne ! Tylko przewidzieć nie mógł nic . Jak mógł coś zakończyć co
było już skończone ? Jeżeli
"liczył się" to się
przeliczył ! Stoki zdobywali w nocy inni kiedy w najlepsze spał ! Służył do mszy , pasował rycerzy , jadł
zakurzone śniadanie , w czasie kiedy Karol Lataryński walił skutecznie Turków!
Pomijam całe słowne zdobnictwo Wimmera w rodzaju "błyszczące zbroje" , "barwne
piuropusze" itp. przytaczam fragmenty które są istotne . Oto ta szarża według Wimmera. Cytuję :
"Sam król
polski stanął na czele wciąż pełnej zapału choć osłabionej stratami
chorągwi husarskiej króIewicza Alexandra . Bez zbroi , bo dzień był gorący , w bogatym ubiorze , dzierżył
w dłoni tylko b u ł a w ę / Husarzy i biegnące za nimi chorągwie pancerne
przeszły z kłusa w galop i przeskakując rowy ( jak widać poszło z tymi
rowami dosyć gładko p.m.) i nasypy z potężnym okrzykiem
Jezus, Maria, ratuj! Bij zabij ! Gnały ku obozowi przeciwnika / pod impetem
uderzenia konnica osmańska została wyparta i rzuciła się ku swemu lewemu
skrzydłu / Pułk królewski dopadł
do skraju namiotów i tu z
a t r z y m a ł s i ę ./
(k.c. podkr. moje.)
Jak to , zatrzymał się
? Co takiego się wydarzyło że
polska szarża raptem się zatrzymała ? I co na to Sobieski? Powinien przecież działać , okrążyć czy gonić , no i w
ogóle coś robić do cholery ! Wydać rozkaz odbicia w lewo , dołączyć do regimentów
jazdy niemieckiej pod dowództwem księcie Sachsen- Lauenberga które szarżowały
na Weinhaus , lub dać rozkaz odbicia w prawo i dołączyć do części konnicy
polskiej która zapędziła się aż
pod Penzing , tam przekroczyliby Wienflus, lub też jego lewym brzegiem
galopowali do miejscowości Gumpendorf i Leimgruben , przecieli drogę ucieczki
Turkom , złapali Kara Mustafę , zniszczyli tureckie wojsko , co można było
łatwo wykonać bo ucieczka była bezładna i paniczna . Co z tym
strategicznym celem Sobieskiego , zniszczeniem całej tureckiej armii ? Turcy wiali - a tu zatrzymali się ?!
Czas na małą refleksję . Czy czasem panowie uczeni w
historii nie ładowali i ładują da naszych czaszek sieczki? I czy czasem z króla
- niedorajdy , nie robią geniusza na potrzeby patriotycznej propagandy ?
Nic nie podejrzewam , jestem
w stu procentach pewny , że podczas tej szarży interesy polskiej kawalerii zostały skierowane w zupełnie
inną stronę , Turcy przestali ich interesować , i to już grubo wcześniej, mniej więcej wówczas kiedy Sobieski dostał tego
olśnienia, że bitwę można
zakończyć w tym samym dniu . To znaczy wówczas, gdy wojsko księcia Lotaryńskiego zdobyło Hernles , i wszyscy
się zorientowali że już w zasadzie jest po wszystkim !
Wszystko jednak pasowało jak
rzadko kiedy . Turcy uciekali ile mieli sił w nogach , pozostawili wszystko na
pastwę losu , wystarczyło tylko ich gonić i przeciąć drogę . Nie było już tych
cholernych wzgórz i łatwiejszy teren . Więc co się takiego stało że
Sobieski przepiepszył okazję jakiej w życiu nie miał ?
Wszystko wyjaśniają dwa
zdania Wimmera , cytuję :
"Około godź.
1 8 tuż po ucieczce Kara Mustafy ,
król Jan III dojechał do jego namiotów i wszedł do nich w towarzystwie
przybocznych . Sobieski obawiał się by nieprzyjaciel nie zawrócił i nie
zaskoczył wojska zajętego
plądrowaniem , wydał więc rozkaz , pełnego przygotowania całej armii „. (k c. podkr. moje.)
Wszystko jasne ? Czy niezupełnie ? Plądrować to określenie - wentyl . W rzeczywistości nastąpiła grabież
, złodziejstwo i kradzież . I jeszcze coś , nie wydał rozkazu całej armi , tylko oddziałom polskim , bo książe
Karol i jego wojsko w dalszym ciągu
byli w natarciu -- i szli na Wiedeń !!
W rzeczywistości jednak Sobieski stracił panowanie nad swoim
wojskiem zajętym grabieżą , i nie mogł lub nie chciał jego od tego oderwać , ostatnie zaś słowa z cytatu Wimmera o
rozkazie pogotowia są
nieudaną próbą ratowania polskiego
króla i jego autorytetu oraz charakteru , bo jak pisze on dalej , cytuję :
"Stąd też (z
namiotu Wezyra) wysłał Sobieski
kuriera do swej małżonki z pierwszą wiadomością o zwycięstwie i posrebrzanym strzemieniem o d e r w a n y m od siodła wielkiego Wezyra". ( k.c. podkr moje.)
Oznacza to w klarownym
sensie , iż Sobieski przyłączył się do swoich
żołdaków i plądrował razem z nimi.
Jeżeli w tym miejscu ktokolwiek ma jakieś wątpliwości, służę następnym cytatem :
"W ręce sprzymierzonych wpadły też ogromne obozy armi
tureckiej ( bez przesady p. Wimmer ). Pełno w
nich było wspaniałych namiotów i sprzętów, bogate szaty i broń , liczne
znakomite konie ze świetnym oporządzeniem./ Większość tej zdobyczy przypadła oddziałom polskim . Sam Jan III
wziął najwspanialsze namioty
Wezyra“
Dalej . (k.c.
pdkr. T.v.R.)